Trybunał w chaosie. Żurek przypomina, iż państwo potrzebuje powagi

6 godzin temu
Zdjęcie: Żurek


Sceny, które rozegrały się w środę w Trybunale Stanu, można nazwać tylko jednym słowem – kompromitacja. Awantura, podniesione głosy, uderzenia w stół, a choćby przepychanie krzesłem. W miejscu, które powinno być „świątynią wymiaru sprawiedliwości”, jak słusznie powiedział minister sprawiedliwości Waldemar Żurek, zobaczyliśmy obraz upadku standardów i triumf partyjnej bylejakości nad powagą prawa.

„W Trybunale Stanu mieliśmy gorszące sceny, jestem zbulwersowany” – stwierdził Żurek. I trudno się z nim nie zgodzić. Polska opinia publiczna patrzyła na instytucję, która miała być symbolem powagi i równowagi władz, a zamiast tego oglądała niezrównoważone zachowanie sędziego Piotra Andrzejewskiego. Wiceprezes Trybunału, były senator PiS, człowiek z partyjnego nadania, ogłosił przerwę, po czym – wychodząc z sali – popchnął krzesło swojego kolegi, sędziego Marcina Radwana-Röhrenschefa. To gest niegodny, kompromitujący i poniżający nie tylko dla samego Andrzejewskiego, ale także dla całego Trybunału.

Żurek nazwał rzecz po imieniu: „Cały kraj patrzył na człowieka, który zachowywał się w sposób niezrównoważony, który adekwatnie przewracał krzesło swojego kolegi z Trybunału Stanu, więc jestem zbulwersowany”. W tych słowach pobrzmiewa coś więcej niż emocja – to głos odpowiedzialności. Bo minister wie, iż Trybunał Stanu nie jest sceną teatralną ani ringiem do partyjnych walk, tylko miejscem, gdzie ważą się sprawy najważniejsze dla jakości państwa.

Nie wolno nam przyzwyczajać się do tego, iż standardem staje się agresja, a decyzje personalne zapadają „z klucza partyjnego”. Żurek słusznie podkreślił, iż do takich instytucji należy wybierać „dobrych, odpowiedzialnych prawników”. Nie lojalnych żołnierzy partii, nie osoby, które zawdzięczają swoje stanowiska politycznym koneksjom, ale ludzi, którzy w imię prawa są gotowi sprzeciwić się choćby własnemu środowisku.

To, co wydarzyło się w Trybunale Stanu, pokazuje konsekwencje wieloletniej polityzacji wymiaru sprawiedliwości. Gdy sędziowie stają się zakładnikami partyjnych układów, tracą niezależność, a instytucje – autorytet. A przecież Trybunał Stanu powinien być miejscem, gdzie państwo weryfikuje odpowiedzialność najwyższych urzędników, także tych, którzy wydają się „nietykalni”. jeżeli w takiej instytucji dochodzi do awantur i przepychanek, to znaczy, iż kryzys jest głębszy, niż sądziliśmy.

Sprawa immunitetu Małgorzaty Manowskiej, pierwszej prezes Sądu Najwyższego i przewodniczącej TS, została odroczona. I nie sposób nie odnieść wrażenia, iż to właśnie partyjny chaos, a nie merytoryczne przesłanki, zablokował możliwość procedowania. „Osoba, która się tak źle zachowywała, blokowała możliwość rozprawy, która miała doprowadzić do uchylenia immunitetu pani Manowskiej” – mówił Żurek. I to zdanie powinno wybrzmieć mocno. Bo w gruncie rzeczy chodzi tu o coś więcej niż personalne przepychanki. Chodzi o to, czy Polska jest państwem prawa, czy państwem partyjnych immunitetów.

Żurek, krytykując to zachowanie, nie wystąpił jako polityk, ale jako obrońca elementarnej powagi państwa. I w tym tkwi siła jego głosu. Obywatele mogą różnić się w opiniach na temat reformy sądownictwa, mogą inaczej oceniać rolę poszczególnych osób. Ale trudno znaleźć kogoś, kto uznałby, iż przepychanki w Trybunale Stanu to normalność. Trudno znaleźć kogoś, kto powie, iż popychanie krzesłem w sali rozpraw to standard godny najwyższego organu państwowego.

Dlatego słowa Żurka należy potraktować poważnie. To apel o przywrócenie standardów, które w Polsce – krok po kroku – zostały rozmontowane przez logikę partyjnych interesów. Trybunał Stanu nie może być przybudówką żadnej partii. Musi być miejscem, gdzie obywatele, patrząc na obrady, widzą nie ludzi pokrzykujących na siebie, ale ludzi dbających o prawo i sprawiedliwość w najczystszym znaczeniu tych słów.

Awantura z 4 września 2024 roku przejdzie do historii jako dzień wstydu Trybunału Stanu. Ale jeżeli głos Żurka zostanie wysłuchany, może stać się także początkiem refleksji. Bo Polska potrzebuje dziś wymiaru sprawiedliwości opartego na odpowiedzialności, a nie na partyjnych awanturach. Potrzebuje prawników niezależnych, mądrych i spokojnych.

Żurek ma rację: do takich instytucji trzeba wybierać najlepszych z najlepszych. jeżeli nie wrócimy do tej zasady, każdy kolejny dzień w „świątyni sprawiedliwości” będzie tylko kolejną sceną z groteskowego spektaklu. A na taki spektakl Polska naprawdę nie zasługuje.

Idź do oryginalnego materiału