Trwa koszmar mieszkańców Gdańska. Lekarze polecili wyprowadzkę

3 miesięcy temu

Pylące hałdy węgla i smolista maź z produkcji koksu naftowego od lat zatruwa życie sąsiadów. Mieszkańcy portowych dzielnic Gdańska mówią dość i wychodzą w proteście na ulice. Na własną rękę kontrolują też transporty, zmieniając warty dniami i nocami. – Pył jest w Nowym Porcie, Przeróbce, na Stogach, w Brzeźnie, Letniewie. Jest już choćby w Sopocie, więc to się rozprzestrzenia – mówi nam jedna z mieszkanek. Na potwierdzenie problemu od kilku lat gromadzą obszerne archiwum zdjęć i filmów. – Miasto umywa ręce, mówiąc, iż tak było zawsze – dodaje kolejna mieszkanka.

Gdańszczanie walczą z pylącymi hałdami. Wszystko zaczęło się od problemów z dostępnością węgla i skupowaniem oraz składowaniem surowca bardzo niskiej jakości. Trwa to już dwa lata. Na terenie Portu Gdańsk znalazły się hałdy węgla składowane w sąsiedztwie bloków oraz biur. – To wielkie usypane kopce, które przemieszczają się przy podmuchach wiatru. Chmury pyłu unoszą się przy każdym przeładunku oraz większym wietrze, co w Gdańsku jest częste – mówi nam Anna Filipowicz, która jest jedną z osób walczących z problemem. Mieszkańcy powiedzieli dość i wychodzą na ulice, żeby protestować przeciwko trującemu pyleniu.

  • Czytaj także: Kopalnia pochłonęła ich wioskę. Teraz walczą, by ją przywrócić

Filipowicz podkreśla, iż kilkanaście razy w ciągu miesiąca notowany jest zwiększony ruch przeładunkowy. To wtedy okoliczni mieszkańcy i przedsiębiorcy narażeni są na pylenie. – Miasto umywa ręce, mówiąc, iż tak było zawsze. To nie jest prawda. Od kilkudziesięciu lat nie było aż takich uciążliwości – mówi zapytana przez SmogLab.

Poza hałdami węgla pozostało jeden problem. – To koks naftowy, którym oddychamy i którego liczne ślady można znaleźć w naszych biurach, infrastrukturze i studzienkach burzowych, do których jest „spłukiwany” – dodaje nasza rozmówczyni. – On osiada wszędzie tłustą, smolistą mazią. Trudno oddychać. Pył ma inne adekwatności niż ten węglowy. Wlatuje do budynku choćby przy zamkniętych oknach. Zapach gryzie i jest ropopochodny. Daje odczucie, przepraszam, zalegającej wydzieliny – tłumaczy Anna Filipowicz.

Pylące hałdy węgla przy porcie w Gdańsku. Fot. archiwum własne mieszkańców.

Hałdy węgla i koksu naftowego

Pył widać na przedmiotach, roślinach, samochodach, ale przede wszystkim czuć w drogach oddechowych. Mieszkańcy przyportowych dzielnic Gdańska kontrolują transporty adekwatnie 24/7. Zmieniają się wartami nie tylko za dnia, ale też w nocy, bo to pod jej osłoną realizowane są działania wokół hałd. Wszystko, co organizują mieszkańcy, odbywa się na własną rękę, bez pomocy odpowiednich organów czy instytucji.

– Ostatnio padł rekord. Przejechaliśmy po Nowym Porcie 600 km w ciągu tygodnia. Nagrywamy, robimy zdjęcia, można powiedzieć, iż ich pilnujemy. Jesteśmy przez kierowców ciężarówek obrzucani ogryzkami, wyzywani – mówi zapytana przez SmoLab Anna Motyl-Kosińska, mieszkanka Gdańska, społeczniczka. – Pył jest w Nowym Porcie, Przeróbce, na Stogach, w Brzeźnie, Letniewie – wymienia dzielnice. – I już nawet w Sopocie, więc to się rozprzestrzenia.

Hałdy, jak tłumaczy, są bardzo wysokie. Gdy tylko jest wiatr i spadnie deszcz, unosi się nad nimi chmura pyłu. Hałdy pylą przy przeładunku. Do tego, jak opowiada Motyl-Kosińska, w czterech lokalizacjach Nowego Portu odbywa się przesiewanie szkodliwego dla ludzi naftokoksu.

– Miasto za dużo nie może, bo to jest spółka skarbu państwa, ono ma tam 2 proc. udziałów – tłumaczy. jeżeli chodzi o radnych z KO, to jest zmowa milczenia. – Dla nas to jest niestety sprawa życia i śmierci.

Mieszkańcy od lat próbują rozwiązać problem. Fot. archiwum własne.

Dla zminimalizowania pylenia hałdy węgla są polewane wodą. To jednak nie pomaga. Mieszkańcy i pracownicy pobliskich firm skarżą się na uciążliwości zdrowotne. Na wielką skalę ma to miejsce w suchych porach roku. Karolina Filipska, mama 10-letniego chłopca, alergika chorującego na astmę, mieszkanka Nowego Portu zdaje sobie sprawę, iż to dzielnica przemysłowa. Nie może jednak zrozumieć, iż w XXI w. przemysł przez cały czas może tak bardzo szkodzić zdrowiu człowieka.

– Syn cały czas jest na lekach. Musieliśmy zainwestować w oczyszczacz powietrza, bo powietrze w Nowym Porcie nie sprzyja. Lekarka pulmunologii, która nas prowadziła, powiedziała nawet, iż najlepsze byłoby wyprowadzenie się z tej dzielnicy. Bardzo na to naciskała – mówi nam pani Karolina.

Jej rodzina nie chce się wyprowadzać. Chce za to walczyć o czyste powietrze, które pozwoli na aktywności na zewnątrz i nie pogorszy zdrowia. Według naszej rozmówczyni częstotliwość chorowania dzieci z okolicy jest znacznie większa niż kiedyś. Niektórzy lekarze mówią w gabinetach otwarcie, iż to przez Port. Inni asekuracyjnie odpowiadają: To coś z powietrza. – Gdy pył jest najbardziej aktywny, syn niechętnie wychodzi na dwór, bo zaczyna wtedy kaszleć i mieć suchość w nosie, który dodatkowo krwawi – mówi Filipska.

– Jak wróci z podwórka, to wygląda tak, jakby wrócił z kopalni. Od razu musi być dokładnie wykąpany, włącznie z czyszczeniem uszu z czarnego pyłu – dodaje.

Zdjęcia ze standardowego, cotygodniowego sprzątania mieszkania w Nowym Porcie. Niech mi ktoś wytłumaczy jak to jest możliwe, iż czystość powietrza jest w normie, bo ja tego nie mogę pojąć – pisze autor fotografii. Fot. archiwum własne mieszkańców

Pył jest też w nosie, a choćby w oczach, które od tego dotkliwie pieką. Mieszkańcy wracający ze społecznych kontroli przestrzegania przez Port Gdańsk zasad, skarżą się na ból gardła, dolegliwości oczu. W przypadku osób cierpiących na choroby układu oddechowego dochodzą także duszności.

– W Nowym Porcie mieszka moja rodzina. Jak stamtąd wracam, jestem cała obklejona pyłem i brudem. Ludzie, którzy mają problemy z płucami, nie dają tam rady. Jedna z lekarek pracujących w Nowym Porcie przyznała mi, iż w dzielnicy jest bardzo duża zachorowalność na choroby górnych dróg oddechowych. Mój tata, który ma POChP [przewlekła obturacyjna choroba płuc – red.] od prawie 2 lat śpi na siedząco – mówi Motyl-Kosińska.

Pracownica pobliskiego biura zwraca też uwagę na bliską odległość turystycznych perełek Gdańska. – Sytuację często ratuje wiatr. Zdaje się nas na działanie natury. Wiem, iż u okolicznych dzieci stan zdrowia nie jest dobry, pogorszył się.

– Hałdę z koksem przeniesiono nam z widoku jakieś 100-150 m dalej, więc mamy w nią mniejszy wgląd. Musielibyśmy wejść na cudzy teren lub narazić się na reakcję ochrony. Hałda przez cały czas pyli, a na parapetach widać to samo, co wcześniej. Natomiast nagłośnienie sprawy absolutnie nie spowodowało przeniesienia hałd węglowych – mówi jedna z osób pracujących w okolicy portu.

Pracownikom doskwiera drapanie w gardle, chrypa, a choćby duszności. – Wiem, iż firma zajmująca się transportem, logistyką i sprzedażą węgla, planuje wybudować magazyn płaski i rozwijać swój biznes. Prawdopodobnie to nie będzie jedyna hałda miału naftowego. (…) Poszli w paliwa ciężkie. My jako pracownicy tych biur jesteśmy na pierwszym froncie. Nie dość, iż Port Gdański nie zaplanował redukcji hałd ani wycofania się w mniej uczęszczane miejsce, to jeszcze zaczął wchodzić na teren dzielnicy przemysłowej. I to nie dzieje się w bardziej okrytych miejscach. Przeładunki realizowane są cały czas. Hałda jest ciągle wzbudzana – dodaje.

Zabawa w kotka i myszkę

Mieszkańcy dokumentują uciążliwe pylenie. Fot. archiwum własne mieszkańców

– Nie wiem na czym to polega, bo wszystkie pomiary są ok. Już tak „tupaliśmy”, iż miasto wysłało Ekopatrol mający kontrolować te samochody. Jednak patrol pojechał w zupełnie inną stronę, niż tę, z której pyli. Pomiary wyszły rewelacyjne. Teraz się przyznali, iż pierwsze dni były nietajne w pomiarach, ale teraz już jest dobrze – opowiada Moty-Kosińska.

Zdjęcie podpisano: Test białej rękawiczki w biurze przy ul. Śnieżnej 5 naprzeciwko składu węgla. Fot. archiwum własne mieszkańców.

My walczymy bez podziałów politycznych. Nikt też nie chce na tym robić żadnej kampanii. Jesteśmy po prostu grupą mieszkańców chcących, żeby ta gehenna się skończyła. Chcemy, żeby Port Gdańsk nas szanował i chronił nas przed tym świństwem, które wdychamy- zaznacza.

Społeczniczka widzi proste wytłumaczenie: jeżeli widać, iż trwa kontrola, unika się ryzykownego, pylącego przeładunku. – To jest taka zabawa w kotka i myszkę.

Zapytana o oczekiwania, wspomina choćby o kurtynach wodnych. Opowiada także o porcie w Amsterdamie i zabezpieczeniach przed pyleniem w tamtejszych portach. Zgłosiła się do niej także firma mająca narzędzia odpylające zamieszczane na słupach i latarniach. Pytanie, dlaczego podobnych środków nie można przedsięwziąć w Gdańsku.

Pytania prasowe wysłaliśmy do urzędu miasta w Gdańsku i rzecznika spółki prowadzącej Port. Do tematu będziemy wracać w najbliższych tygodniach.

  • Czytaj także: Wiatraki alternatywą dla kopalni. Pierwsi górnicy już zmienili branżę
Idź do oryginalnego materiału