Projekt przedstawiony przez Stany Zjednoczone poparło w głosowaniu 13 członków Rady Bezpieczeństwa ONZ. Chiny i Rosja, choć nie zawetowały, wstrzymały się od głosu. Jak wskazuje brytyjski "The Guardian", przyjęta rezolucja to przełom po latach impasu dyplomatycznego. Jednak jej treść jest celowo nieostra – tak, by nie sparaliżować całej inicjatywy już na starcie.
Najważniejszym punktem ustaleń jest powołanie międzynarodowych sił stabilizacyjnych (ISF), które miałyby odpowiadać za ochronę granic Gazy, bezpieczeństwo cywilów, tworzenie stref humanitarnych i szkolenie nowej palestyńskiej policji. ISF miałyby także mandat do rozbrajania zbrojnych frakcji – w tym Hamasu. To właśnie ten zapis wywołał największy sprzeciw.
Hamas: "Nie oddamy Gazy pod międzynarodowy nadzór"
Radykalne ugrupowanie Hamas stanowczo odrzuciło plan, uznając go za próbę "narzucenia międzynarodowego kuratela nad Gazą" i odebranie prawa do oporu.
"Rezolucja wymusza mechanizm kurateli nad Strefą Gazy, co nasi ludzie i frakcje zdecydowanie odrzucają" – czytamy w oficjalnym komunikacie organizacji.
Niepokój Hamasu wzbudza również fakt, iż projekt przewiduje administrację Gazy kierowaną przez apolityczny organ palestyński, nadzorowany przez tzw. Radę Pokoju – ciało powołane przez Donalda Trumpa, z niejasną strukturą i pełną niezależnością od ONZ czy Autonomii Palestyńskiej.
Izrael: sprzeciw wobec państwowości Palestyńczyków
Choć Izrael nie zablokował rezolucji, premier Benjamin Netanjahu gwałtownie zdystansował się od jej najważniejszych elementów. W publicznych wystąpieniach przypomniał, iż jego rząd przez cały czas "kategorycznie sprzeciwia się powstaniu państwa palestyńskiego na jakimkolwiek terytorium".
To może rodzić fundamentalne przeszkody w realizacji projektu, który – przynajmniej w teorii – zakłada, iż w miarę demilitaryzacji i odbudowy Gazy możliwe będzie utorowanie drogi do "samostanowienia i państwowości Palestyńczyków". To właśnie ten zapis w ostatniej chwili został dodany do rezolucji jako ukłon w stronę państw arabskich i islamskich, które zgodziły się wziąć udział w misji stabilizacyjnej.
Państwa arabskie przystały na kompromis
Kraje arabskie, pomimo wielu zastrzeżeń, zgodziły się poprzeć dokument. Ambasador Algierii Amar Bendjama, występujący w imieniu państw arabskich, nazwał rezolucję "krokiem w stronę realizacji niezbywalnych praw Palestyńczyków".
Wyraźnie zaznaczył jednak, iż głos "za" nie oznacza pełnej zgody, ale chęć utrzymania rozejmu i wsparcia dla 2,2 mln cywilów w Strefie Gazy. W załączniku do rezolucji znalazły się również zapisy zakazujące aneksji terytoriów, okupacji i przymusowych przesiedleń.
Trump i Waltz o historycznym kroku
Plan przewiduje powołanie palestyńskiej komisji technokratycznej, która ma zarządzać Gazą i zapewniać usługi cywilne. Nie wiadomo jednak, kto miałby wejść w jej skład ani kto ją powoła. Tak samo niejasne są kryteria reformy Autonomii Palestyńskiej, czyli warunku koniecznego dla rozpoczęcia procesu państwotwórczego.
Trump i jego wysłannik przy ONZ, Mike Waltz, nazwali głosowanie "historycznym krokiem" i "nowym rozdaniem" dla Bliskiego Wschodu. Waltz przyznał, iż do planu wrócą jeszcze "liczne ekscytujące ogłoszenia" – sugerując jednocześnie, iż obecna rezolucja to dopiero pierwszy etap większego projektu politycznego.
Co dalej? Siły, których nikt nie chce wysłać
Największy znak zapytania dotyczy tak naprawdę rzeczywistej gotowości państw do wysłania wojsk do Strefy Gazy. Choć rezolucja wzywa do utworzenia ISF, żaden kraj nie zadeklarował dotąd gotowości do udziału w misji. Emiraty Arabskie już ogłosiły, iż nie przystąpią do niej bez jasnych ram prawnych. Europa milczy, a USA mimo politycznego patronatu nie zadeklarowały własnych kontyngentów.
W efekcie plan pozostaje tak naprawdę listą pobożnych życzeń. Zamiast rozwiązywać konflikt, może jeszcze bardziej spolaryzować region – zwłaszcza jeżeli ISF faktycznie zostanie wysłana, by rozbrajać Hamas bez ich zgody.

1 godzina temu