Trump się ucieszy? Rutte podbił stawkę już drugi raz, "sprytny plan" uzbroi NATO po zęby

1 dzień temu
Kraje NATO będą wydawać 5 proc. PKB na obronę? – Ten plan ma pokazać Amerykanom, iż Europejczycy to poważni sojusznicy. I nie zabić ich gospodarki – mówi DW były wysoki urzędnik Sojuszu.


Sekretarz generalny NATO Mark Rutte spodziewa się, iż na zbliżającym się szczycie w Hadze sojusznicy przyjmą wyższy próg wydatków na obronę – aż 5 proc. PKB.

Tyle nie wydaje w tej chwili żaden kraj NATO. Najbliżej jest Polska, która przeznacza 4,7 proc. budżetu na wzmocnienie swojej siły militarnej. Latem 2025 roku 23 z 32 państw NATO mają osiągnąć poziom 2 proc. wydatków, uzgodniony w 2014 r.

Sprytny plan szefa NATO


Tymczasem Rutte podbił stawkę już drugi raz. Niedawno bowiem napisał list do członków NATO, wzywając ich do osiągnięcia w ciągu siedmiu lat poziomu 3,5 proc. PKB na inwestycje typowo militarne, a 1,5 proc. – na wydatki powiązane: infrastrukturę czy cyberbezpieczeństwo. Teraz, miesiąc przed haskim szczytem, połączył te liczby w efektownie brzmiące pięć procent.

Jamie Shea, były asystent sekretarza generalnego NATO, Senior Fellow w brukselskim think-tanku Friends of Europe, mówi DW, iż Rutte – były premier Holandii, znany jako dobry negocjator – wykazał się sprytem.

Po pierwsze to odpowiedź na presję Donalda Trumpa, który od lat mówi Europie, iż powinna zwiększyć wydatki na obronę. Jego zdaniem Rutte chce zbudować konsensus i pokazać Amerykanom, iż Europejczycy to odpowiedzialni sojusznicy, gotowi dotrzymać zobowiązań. A przy okazji ich udobruchać, bo transatlantyckie stosunki są w tej chwili "bardzo delikatne".

Haga: Szansa na porozumienie


Jamie Shea równocześnie podkreśla, iż dla wielu europejskich przywódców pomysł Ruttego – jeżeli rozebrać go na części – jest bardzo wygodny.

Sens radykalnego wzrostu wydatków na bezpieczeństwo zaczyna widzieć coraz więcej unijnych stolic, głównie przez wojnę Rosji z Ukrainą. Szef MSZ Niemiec Johann Wadephul powiedział 31 maja "Sueddeutsche Zeitung", iż rząd w Berlinie jest gotów przeznaczyć 5 proc. PKB na obronność. Taki plan mają też Litwa i Łotwa.

– Ale wielu sojuszników boryka się z powolnym wzrostem gospodarczym, deficytem budżetowym, wydatkami na programy socjalne, koalicyjnymi rządami, w których uzgodnienie dodatkowych pieniędzy na obronę jest trudne – przypomina były urzędnik NATO. Jego zdaniem rozwiązanie Ruttego ma szansę nie być "gospodarczym i finansowym samobójstwem".

– Rozbicie tych 5 proc. PKB na 3,5 proc. na wydatki stricte obronne, wojskowe i 1,5 proc. na tak zwane "wydatki na bezpieczeństwo" to bardzo sprytny pomysł – tłumaczy. Wskazuje, iż 3,5 proc. PKB to próg, którego uzgodnienia na szczycie w Hadze oczekują adekwatnie wszyscy, bo mają świadomość, iż dotychczasowe 2 proc. to za mało.

– Zaś na poczet drugiego koszyka, 1,5 proc., sojusznicy będą mogli zaliczyć inwestycje, których i tak już dokonują: w infrastrukturę podwójnego przeznaczenia, w cyberbezpieczeństwo, ochronę granic. To pozwoli na zadeklarowanie wydatków na poziomie 5 proc. bez konieczności mobilizowania aż tak wielkich sum nowych pieniędzy, co może zwiększyć szanse na konsensus w Hadze – tłumaczy.

W którą stronę pójdzie Sojusz?


– Myślę, iż ten szczyt będzie dotyczył Ukrainy mniej niż kilka poprzednich – mówi DW Rachel Rizzo, ekspertka ds. bezpieczeństwa europejskiego z think-tanku Atlantic Council. Jej zdaniem Europejczycy położą na stole to, co już zrobili i robią w zakresie zbiorowej obrony, kolektywnego bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego, po czym powiedzą Amerykanom: "oto dlaczego powinniście być zaangażowani w ten Sojusz".

Z obozu republikańskiego w Waszyngtonie nie od dziś płyną sygnały, iż oczy Białego Domu coraz mocniej skierowane są na Pacyfik i Chiny. Jamie Shea jednak uspokaja:

– Przez całą historię USA niemal każda administracja ważyła strategie Pacyfiku i Europy, ale nigdy nie zrobiła decydującego przechyłu w którąś ze stron. USA działały i działają na obu kierunkach. I prawdziwa strategia Europy jest chyba taka: utrzymać NATO nietknięte tak długo, jak się da i wydobyć od Amerykanów dokładniejszy obraz długofalowej strategii zmiany: ile wojsk zostawią w Europie i co z obroną przeciwlotniczą i bronią nuklearną – mówi ekspert Friends of Europe.

Europa, jego zdaniem, będzie starała się pokazać, iż interesy Sojuszu w teatrze europejskim i azjatyckim są tak naprawdę zbieżne, a zbliżenie tych teatrów umożliwiłoby bardziej elastyczne rozmieszczanie NATOwskich sił i reagowanie na kryzysy.

Co, jeżeli wizje Europy i USA na szczycie będą rozbieżne?


– Pojawiły się pozytywne sygnały od wysokich rangą urzędników jak sekretarz stanu Marco Rubio i ambasador USA przy NATO. Nie obawiam się więc, iż USA "wykoleją" szczyt w Hadze, ani iż się wycofają z Sojuszu – mówi Rachel Rizzo.

Czy Europejczycy zdali sobie sprawę, iż czasy się zmieniły? Zdaniem Rizzo – tak, bo zaczynają zdawać sobie sprawę, iż jeżeli wartości lub wzajemne interesy USA i Europy w pewnym momencie się rozejdą, to może dojść do sytuacji, w której Europa będzie musiała bronić się z niewielką pomocą Ameryki lub bez niej.

– I nie sądzę, iż to ma swoje korzenie w polityce Donalda Trumpa, raczej w szerszych globalnych zmianach – kwituje ekspertka Atlantic Council. Jak przypomina, w pierwszej kadencji Trumpa reakcja Europy brzmiała: "musimy wydawać więcej, aby mu się nie narazić", natomiast teraz: "musimy wydawać więcej, bo musimy budować nasze własne zdolności [obronne]". Dodaje, iż najlepszy czas na to był dziesięć lat temu, ale drugi taki moment jest dziś.

Jamie Shea przewiduje, iż sojuszników czeka wiele pracy nad zdefiniowaniem, jakie wydatki trafią do "koszyka 3,5 proc.", a jakie do 1,5 proc. Jak jednak Amerykanie zareagują na europejskie plany kupowania broni w Europie, a nie w USA?

Rachel Rizzo uważa, iż amerykańskie firmy zbrojeniowe nie muszą się tym martwić, ponieważ nabywców znajdą, a Europejczycy muszą sami zdecydować, co i gdzie kupować, a co wyprodukować sami, zaś naciski z USA, by "kupować amerykańskie" byłyby mówieniem Europie, co ma robić; jak przez ostatnie 30 lat.

Nowy głównodowodzący


Na szczycie można się też spodziewać zatwierdzenia nowych celów zdolności operacyjnych Sojuszu, ale te pozostaną tajne, oraz nowego głównodowodzącego połączonych sił zbrojnych NATO w Europie (SACEUR). Jak dowiaduje się DW, w tym kontekście pojawia się nazwisko generała porucznika Sił Powietrznych USA, w tej chwili pracującego w sztabie Pentagonu, Alexusa Grynkewicha, jednak nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia tej kandydatury.

Stanowisko SACEUR zawsze piastował Amerykanin. – I dobra wiadomość z Waszyngtonu jest taka, iż wygląda na to, iż administracja Trumpa zdecydowała się to kontynuować – mówi Jamie Shea.

Jak tłumaczy, dalsza obecność Amerykanów w strukturze dowodzenia NATO to informacja dla Europejczyków, w które obszary będą musieli inwestować, aby zrekompensować zmniejszoną obecność USA, a w które nie, bo amerykańskie zasoby zostaną na miejscu.

Michał Gostkiewicz


Idź do oryginalnego materiału