Trump mówi "wychodzimy", a stany deklarują: "zostajemy!". Sztandarowa obietnica może napotkać problemy

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Carlos Barria


Przy okrzykach i oklaskach Donald Trump (po raz drugi) zdecydował o wycofaniu USA z Porozumienia paryskiego ws. klimatu. I zapowiedział, iż będzie "wiercić i wiercić" po poszukiwaniu ropy. Gdy Ziemia bije rekordy temperatury i zanieczyszczeń taki ruch może być tylko szkodliwy. Ale eksperci zwracają uwagę, dlaczego rzeczywistość może być inna od szumnych zapowiedzi "końca zielonego ładu".
"Drill, baby, drill!" - powtarzał Donald Trump w czasie kampanii wyborczej, nawołując do niczym nieograniczonego wydobycia ropy i gazu. W poniedziałek powtórzył hasło w swojej mowie inauguracyjnej, a niedługo później przystąpił do realizacji obietnic odchodzenia od polityki klimatycznej.


REKLAMA


Trump ogłosił "energetyczny stan wyjątkowy" (nie wyjaśniając, co to dokładnie znaczy) i zapowiedział, iż będzie wycofywał się z decyzji Joe Bidena ws. polityki klimatycznej i ścinania emisji. Cel: zwiększenie wydobycia i eksportu paliw kopalnych.
Argument jest dość dęty, bo choć Biden z jednej strony przyjął ogromny pakiet polityk klimatycznych (w tym ulgi i dopłaty do czystej energii), to jednocześnie za jego prezydentury wydobycie paliw kopalnych w USA wspięło się na nowe szczyty. Kraj wysunął się też na pozycję największego eksportera paliw na świecie. Co więcej może zrobić Trump?
W swoich pierwszych dekretach zniósł nałożone przez Joe Bidena ograniczenie na odwierty w Arktyce. Można spodziewać się dalszych ułatwień dla wydobycia na cennych przyrodniczo obszarach, bez względu na dewastację środowiska, a także dla eksportu paliw.
Trump zniósł też politykę Bidena, która miała prowadzić do zwiększenia liczby samochodów elektrycznych i zapowiedział ograniczenia dla nowych farm wiatrowych na morzu (Trump wielokrotnie zmyślał, iż takie farmy "zabijają wieloryby w niespotykanych wcześniej liczbach").


Trump wypisuje się z paktu klimatycznego
Trump - podobnie jak w swojej pierwszej kadencji - zdecydował o wyjściu USA z Porozumienia klimatycznego. To najważniejszy na świecie pakt klimatyczny, przyjęty w 2015 roku, do którego należą niemal wszystkie kraje. Zgodziły się w nim, iż należy zatrzymać powodowany przez człowieka wzrost średniej temperatury Ziemi znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza, najlepiej na poziomie 1,5 stopnia.
Jest on według najlepszej wiedzy naukowej "umiarkowanie bezpiecznym" poziomem ocieplenia. Już teraz jesteśmy niebezpiecznie blisko, bo podgrzaliśmy planetę o około 1,3 stopnia.
Trump od początku swojej kariery politycznej zaprzeczał wiedzy naukowej na temat zmiany klimatu i bagatelizował potrzebę zmniejszenia zanieczyszczeń. Joe Biden zdecydował o powrocie USA do porozumienia, a teraz Trump - przy akompaniamencie oklasków - znów z niego wyszedł. Jednak zdaniem wielu ekspertów to większa strata dla samych Amerykanów niż dla reszty świata.


Wyjście z Porozumienia co prawda zdejmuje z USA zobowiązania, ale też pozbawia je miejsca przy stole negocjacyjnym. Należą do niego praktycznie wszystkie kraje świata, tym petrogospodarki Rosja, Arabia Saudyjska czy Azerbejdżan. I wykorzystują to, by dbać o swoje interesy, często zmniejszając ambicje globalnej polityki - na szczytach klimatycznych decyzje podejmuje się za zgodą wszystkich. Po wyjściu z Porozumienia USA nie będą brać udziału w negocjacjach, w więc stracą narzędzie wpływu na ich przebieg i efekt.


- Wycofanie się Stanów Zjednoczonych z porozumienia paryskiego jest niefortunne, ale międzynarodowe działania na rzecz klimatu okazały się odporne i silniejsze niż polityka pojedynczego kraju - oceniła Laurence Tubiana, jednak z architektek Porozumienia paryskiego i szefowa Europejskiej Fundacji Klimatycznej.


Gdy za rok decyzja Trumpa wejdzie w życie i USA przestaną być sygnatariuszem Porozumienia paryskiego, staną się w zasadzie jedynym takim krajem na świecie. Stronami paktu są praktycznie wszystkie kraje (w tym trzy - Iran oraz pogrążone w wojnie domowej Libia i Jemen - które podpisały, ale nie ratyfikowały paktu). Z jednej strony USA są ogromnym emitentem gazów cieplarnianych, z drugiej - po ich wyjściu z porozumienia wciąż 94 proc. światowej populacji, odpowiadającej za 89 proc. emisji gazów cieplarnianych, pozostaje w pakcie klimatycznym.


Ameryka "out" czy "in"?
Trump, korzystając z prezydenckich uprawnień, wypisał Stany Zjednoczone z paktu. Jednak gdy on mówił "wychodzimy", spora część Ameryki jasno dawała światu znać: "my zostajemy!". Już za pierwszej kadencji Trumpa powstała koalicja "We’re still in", czyli "wciąż należymy" do paktu klimatycznego.
Co prawda formalnie stronami porozumienia są kraje. Jednak teraz, podobnie jak 8 lat temu, koalicje gubernatorów kilkudziesięciu stanów, włodarze miast, firmy i organizacje deklarują, iż pozostają wierne celom paktu i polityce klimatycznej Joe Bidena. Obiecali to w podpisanym w dniu inauguracji liście do społeczności międzynarodowej przedstawiciele amerykańskiej Koalicji Klimatycznej, gubernatorzy nowego Jorku i Nowego Meksyku.


Koalicja, w której m.in. 24 gubernatorów, reprezentuje prawie 60 proc. amerykańskiej gospodarki i 55 proc. populacji. "Nie odwrócimy się od amerykańskich zobowiązań. Dla naszego zdrowia i naszej przyszłości będziemy iść naprzód" - piszą.


- Chicago i nasze miasta partnerskie są i pozostaną w czołówce działań na rzecz klimatu. Oznacza to zwiększanie dostępu do taniej, czystej energii, tworzenie dobrze płatnych miejsc pracy w zielonej gospodarce i przygotowanie naszych dzielnic na częstsze i bardziej ekstremalne zjawiska pogodowe


- powiedział burmistrz Chicago Brandon Johnson.
Poszczególne stany, a choćby miasta mają spore możliwości działania ws. zielonej energii i ochrony środowiska. Do tego niektóre z decyzji Trumpa - szczególnie tych w formie dekretów - mogą i najpewniej będą podważane w sądach przez przeciwników.
Laurence Tubiana zwróciła uwagę, iż kontekst decyzji Trumpa jest dziś inny niż w 2017 roku, kiedy porozumienie dopiero co zostało podpisane:


- Za globalną transformacją stoi niemożliwa do zatrzymania dynamika gospodarcza, na której Stany Zjednoczone zyskały i której przewodziły, ale teraz ryzykują jej utratę. Międzynarodowa Agencja Energii przewiduje, iż globalny rynek kluczowych czystych technologii potroi się do ponad 2 bilionów dolarów do 2035 roku.


Według wielu ekspertów odwrócenie się od czystej energii, samochodów elektrycznych i innych technologii sprawi, iż USA na dłuższą metę będą przegrywać gospodarczo z Chinami. Już teraz niemal co drugie auto sprzedane w Chinach jest elektryczne, do tego kraj ostro zwiększa eksport elektryków.
Były wiceprezydent USA Al Gore napisał, iż działania Trumpa postawią kraj w niekorzystnej sytuacji. "Kurczowe trzymanie się branż z przeszłości, zamiast przyjęcia gospodarki przyszłości może zwiększyć krótkoterminowe zyski firm paliwowych, ale odbędzie się to kosztem reszty amerykańskiej gospodarki - w tym pracowników".
Nie brakuje gorzkich słów w reakcji na decyzję Trumpa. Dr Rachel Cleetus, ekonomistka i weteranka szczytów klimatycznych, nazwała ruch "karykaturalnym" i "sprzecznym z naukową rzeczywistością". Podkreśliła, iż USA są największym historycznym emitentem gazów cieplarnianych i mają obowiązek działań na rzecz ustabilizowania klimatu. Amerykański ruch klimatyczny Sunrise Movement nazywa działania Trumpa "bezprecedensowym rozdawnictwem dla miliarderów", które sprawią, iż "niewielka garstka bogaczy stanie się niewyobrażalnie bogatsza, jednocześnie zabijając dobrze płatne miejsca pracy i zagrażając naszemu zdrowiu i domom". W swoim pierwszym przemówieniu Trump nawiązał do pożarów w Kalifornii, mówiąc o... zniszczeniu domów milionerów. Na sali byli zaś niektórzy z najbogatszych ludzi w USA, których coraz częściej określa się mianem oligarchów.
Klimatyczne zagrożenie
choćby jeżeli Trump tylko w ograniczonym stopniu może zaszkodzić globalnej polityce klimatycznej czy transformacji energetycznej w USA, nie znaczy to, iż jego rządy nie są groźne z punktu widzenia klimatu.


Rok 2024 był najgorętszy w historii pomiarów, odnotowaliśmy też największy wzrost ilości dwutlenku węgla w powietrzu od 1958 roku (kiedy zaczęliśmy regularne pomiary). Zatrzymanie ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia - a więc spełnienie bardziej ambitnego celu Porozumienia paryskiego - jest już praktycznie poza zasięgiem. Przebijemy ten poziom za 5-10 lat. Biorąc pod uwagę aktualne polityki i działania państw świata, nie uda nam się choćby zatrzymać na 2 stopniach i dojdziemy do katastrofalnych 2,7 do końca stulecia.
Według Laurence Tubiany teraz Europa - wraz z innymi - ma "obowiązek i możliwość, aby zintensyfikować działania i objąć przywództwo" w dziedzinie klimatu, a sprawiedliwą transformacją pokazać, iż działania na rzecz klimatu chronią ludzi i wzmacniają gospodarki.
Idź do oryginalnego materiału