1 tydzień temu
Dwoili się i troli, ale ukryć się nie udało. Wiec Karola Nawrockiego w Łodzi, zapowiadany przez sztab jako „wielka manifestacja poparcia”, okazał się spektakularną klapą. Zamiast tłumów — smutny obraz setek pustych krzeseł i garstki zebranych, których nie dało się ukryć, mimo kreatywnych zabiegów organizatorów.
Operatorzy kamer dostali wyraźny zakaz pokazywania szerokich ujęć, ale jak to zwykle bywa — nie każdy o tym pamiętał. W kilku chwilach nieuwagi w transmisji można było dostrzec to, czego najbardziej się obawiano: ogromne puste przestrzenie, puste krzesła, smutne białoczerwone flagi, którymi garstka obecnych próbowała zapełnić wizualną dziurę. Według naszego informatora, w panice przed kompromitującym obrazem, sztab zdecydował się na klasyczny trik: sadzanie ludzi co drugie krzesło i rozdanie dużych flag oraz transparentów, żeby choć trochę „zagęścić” kadr. Efekt? Jeszcze bardziej żałosny. Bo choćby te flagi wyglądały, jakby było ich więcej niż ludzi.
Wśród uczestników — atmosfera daleka od entuzjazmu. „No nie wyszło, co tu dużo mówić” — przyznaje jeden z obecnych, któremu chyba nie starczyło sił, by udawać zadowolenie. — „Ludzie już chyba nie wierzą w te hasła. Przyszli głównie działacze, reszta to znajomi znajomych.” choćby starannie dobrane przemówienia i patetyczne apele o „odnowę narodową” nie były w stanie ożywić tej imprezy. Z głośników płynęły wielkie słowa, ale pod sceną dominowało raczej zmęczenie i konsternacja niż jakakolwiek mobilizacja.
Jeśli to miało być pokaz siły Karola Nawrockiego i jego kampanii — to trudno o lepszy dowód, iż powietrze z tego balonika już dawno uszło. Z taką frekwencją nie pomoże ani reżyseria, ani najbardziej lojalne telewizje. Bo choć można nakazać kamerzyście, by nie pokazywał pustych krzeseł, to nie da się ich zakrzyczeć.
Jest źle i będzie tylko gorzej, panie Nawrocki.
