Tonący brzydko się chwyta. Dziwaczne słowa Ziobry

6 godzin temu
Zdjęcie: Ziobro


Zbigniew Ziobro ponownie pojawił się w przestrzeni medialnej — tym razem w roli polityka, który próbuje narzucić własną narrację zanim zrobią to prokuratorzy.

W rozmowie z Polsat News były minister sprawiedliwości przekonywał, iż w przeszłości prowadzone były postępowania dotyczące Donalda Tuska i jego otoczenia. „Opinia publiczna nie wie o wszystkich sprawach” – stwierdził, tradycyjnie sugerując wielką skalę domniemanej korupcji, którą rzekomo miał tropić jego aparat śledczy.

Problem w tym, iż Ziobro mówi o sobie jak o strażniku czystości życia publicznego w momencie, gdy to na niego samego spadają najpoważniejsze zarzuty w politycznej karierze. Sejm uchylił jego immunitet, a prokuratura chce mu postawić aż 26 zarzutów związanych ze sprawą Funduszu Sprawiedliwości. Decyzja izby była jednoznaczna: zgoda nie tylko na postawienie zarzutów, ale też na zatrzymanie i ewentualny areszt. Ziobro — co znamienne — od kilku tygodni przebywa na Węgrzech.

Trudno więc oprzeć się wrażeniu, iż były prokurator generalny robi dziś to, co robił przez lata w polityce: odwraca uwagę, przenosi ciężar rozmowy, sugeruje, iż winni są inni, najlepiej z przeciwnej strony sceny politycznej. Jak mówi popularne przysłowie: tonący brzydko się chwyta. I coś z tego ducha pobrzmiewało w jego wystąpieniu.

Ziobro przypomniał o sprawie Sławomira Nowaka, o której mówi: „sprawa zakończyła się aresztowaniem polityka w ramach śledztwa, które nadzorowałem”. Jednocześnie usprawiedliwiał brak aktów oskarżenia w innych postępowaniach, tłumacząc: „nie chodzi o zemstę i szukanie pretekstu, tylko uczciwe prowadzenie postępowania”.

To deklaracje brzmiące jak autopromocyjne slogany prokuratora, który wciąż stara się przekonać wyborców o swojej bezstronności. Tymczasem sama liczba zarzutów, które chcą mu przedstawić śledczy, każe pytać, czy Fundusz Sprawiedliwości nie stał się raczej politycznym bankomatem Solidarnej Polski — pytaniem, które od dawna zadają zarówno media, jak i eksperci.

Ziobro mówił też o rzekomych świadkach, którzy mieli obciążać Donalda Tuska „także w kontekście przyjęcia łapówki, gdy pełnił funkcję premiera”. I natychmiast dodał, iż „nie w każdym wypadku musieliśmy im dawać wiarę”. To klasyczna konstrukcja insynuacyjna: zasugerować ciężkie przestępstwo, po czym zastrzec, iż samemu nie ma się do niego przekonania. Taki zabieg pozwala budować atmosferę podejrzeń bez ponoszenia odpowiedzialności za fakty.

Nie mogło zabraknąć też wątku Tomasza Grodzkiego. Ziobro stwierdził: „Jak pan wyjaśni, iż uczciwy wymiar sprawiedliwości zamiata pod dywan sprawę blisko 200 świadków, którzy obciążają Grodzkiego?”. To kolejna powtarzana od lat opowieść, która w politycznym świecie prawicy ma status dogmatu, ale dla opinii publicznej jest raczej odległym wspomnieniem z czasów ostrej wojny PiS z Senatem.

Tego typu dygresje — pojawiające się w jednym wystąpieniu, w sytuacji tak trudnej dla samego Ziobry — przypominają bardziej strategię chaosu niż próbę rzeczowej obrony. W momencie gdy na nauczyciela zaczynają spadać oskarżenia, najgorszą taktyką jest wskazywanie na uczniów.

Ziobro od lat budował wizerunek polityka surowego, nieustępliwego, gotowego sięgać po twarde środki. Stąd też jego słowa: „My, w odróżnieniu od Donalda Tuska, nie wyważaliśmy drzwi”, brzmią jak echo wcześniejszej epoki, w której to on stał na czele prokuratury i decydował o tym, kto i kiedy będzie zatrzymany.

Dziś role się odwróciły. To wobec niego ABW otrzymała zlecenie wykonania postanowienia o zatrzymaniu. A narracja o rzekomych nadużyciach przeciwników politycznych jest ostatnią deską ratunku polityka, który przez lata obsadzał swój urząd ludźmi z politycznego zaplecza i który miał wszystkie narzędzia, by udowodnić to, co teraz jedynie sugeruje.

Czy Ziobro naprawdę wierzy w to, co mówi? A może mówi tylko to, co — jego zdaniem — może mu jeszcze przynieść polityczne korzyści? Jedno jest pewne: im bardziej jego sytuacja prawna staje się poważna, tym częściej będziemy słyszeć o winie Tuska, Grodzkiego czy kogokolwiek innego. Strategia prosta i przewidywalna. Ale czy skuteczna? Tu już ocenią wyborcy i sądy.

Idź do oryginalnego materiału