Całą głowę wkładano do wody, przytrzymując tak długo aż człowiek nie mógł oddychać. Woda dostawała się do zatok i nosa. orturowany miał wrażenie, iż za chwilę się udusi, iż zaraz go nie będzie. Taką potworną torturę stosowano w ramach reprymendy dla niepokornego więźnia. Albo dla zabawy.
To obrazek ze stalinowskiej katowni? A może wspomnienia Araba trzymanego w więzieniu Guantanamo? Zimno, bardzo zimno. Szukaj dalej.
KATOWNIE U ZIOBRY
Marek Hłasko w „Pięknych dwudziestoletnich” wspominał swojego znajomego, katowanego w stalinowskim więzieniu przez oficera NKWD Józefa Różańskiego, który między innymi zmuszał go do zanurzania się całym ciałem w lodowatej wodzie. Otóż, znajomy ten do końca życia nie był w stanie wymówić nazwiska Różańskiego, mówiąc tylko: „Brat pana Borejszy”.
Tak mi się przypomniała ta historia – bo katowani więźniowie w tym przypadku nie będą musieli zapominać nazwisk swoich katów. Bo ich nie znają. Mogą znać numerki, o ile pamięć nie przeszła pomyślnie terapii po PTSD. Numerki katowały numerki – to znaczy tych, których numerkami uczynili, by uciszyć nieśmiałe pohukiwanie tłamszonego sumienia.
Tak wyglądało więzienie w Barczewie, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro. Tak wyglądało wiele więzień w Polsce, gdy ministrem sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro. W sumie nic dziwnego, iż nie chce trafiać do piekła, które sam urządził.
Nie, nie uważałem i nigdy nie mówiłem, iż za czasu rządów Prawa i Sprawiedliwości była w Polsce dyktatura (tak jak nie uważam, iż jest teraz). Z dozą ironii przyglądałem się posłankom opozycji, które epatując teatralnymi gestami robiły wszystko, by policja je zatrzymała, by choć przez chwilę znaleźć się w tej aureoli męczennicy, by w kilka sekund dogonić swoje pięć minut. Można wręcz odnieść wrażenie, iż niektórzy uczestnicy życia publicznego bardzo chcą tej dyktatury – by nadać sens swojej walce, podnieść ego przez nadanie monstrualnego wymiaru okolicznościom swojej walki.
Uważam zarazem, iż było jedno miejsce, w którym przekraczano wszelkie cywilizowane normy postępowania z ludźmi – polskie więzienia.
Nic Ziobry nie tłumaczy, natomiast cokolwiek uczciwsze z jego strony byłoby powiedzenie: „Przestępców można bić, oni mają mniejsze prawa”. Nie mówię o wpisaniu do jakiegokolwiek kodeksu prawa do bezprawia – Konstytucja stoi tu na straży. Uczciwie byłoby natomiast nie maskować przemocy wobec ludzi pozbawionych wolności górnolotnymi frazesami o „nieugiętej postawie wobec przestępców”. „Nieugięta postawa” znalazłaby wyraz w skuteczności ścigania i szybkości skazania, nie zaś w podtapianiu i zwielokrotnieniu liczby podejrzanych.
Oczywiście, afirmująca represyjność odmiana populizmu często się opłaca – przestępca jest wrogiem społecznym poruszającym się na granicy realności i abstrakcji, co sprawia, iż rzeczywiste kłopoty spowodowane jego obecnością podnosi się do rangi karykaturalnie dużego zagrożenia, zestawiając z notorycznością medialnych doniesień o jego przewinach. Jednocześnie teza, iż przeciwnik polityczny stara się zaskarbić przychylność przestępców jest powtarzana nagminnie – tak jakby na jednego „zjednanego” przestępcę nie przypadało dziesięciu obywateli oburzonych tym „zjednaniem”.
Nie da się powiedzieć, iż Ziobro jest hipokrytą mówiąc o barbarzyńcach, którzy go ścigają, o polowaniu na niego, powołując się na prawa człowieka. Zarzut hipokryzji gwałtownie się przedawnia – w polskiej polityce hipokrytę goni większy hipokryta, a sukcesem jest być tak skutecznym hipokrytą, iż nikt ci nie wytknie hipokryzji.
ROSNĄCY PRZEZ PONIŻENIE
Ziobro w odrażający sposób przykrywa odrażające czyny – czyny człowieka, który nigdy nie powinien być politykiem, człowieka rosnącego przez poniżenie. Pod maską teatralnych gestów kryje się cynizm i wyrachowanie człowieka, dla którego słowa są przyciskami wciskanymi, niczym klawisze na klawiaturze – gdy pojawi się zapotrzebowanie na określone emocje.
Może za wyjątkiem sytuacji, gdy adwersarz wyceluje w ego Zbigniewa Ziobry – broniąc swojej jedynej świętości skłonny jest on teatralnie się unosić, zamieniając w kilkuminutowy monodram egzystencję szeryfa-twardziela z filmów dla miłośników mocnych wrażeń i słabej jakości.
Jeśli Ziobro może mówić o prawach człowieka, każdy może powiedzieć wszystko. I jakiekolwiek słowo nie ma żadnego znaczenia.
Przyzwalanie Ziobrze to zgoda na świat, w którym słowa są zbiorami liter, używanymi jak sztućce do jedzenia, a czasem jak pałka teleskopowa do ataku – znika jakiekolwiek kryterium ich oceny, poza użytecznością i skutecznością.
Gdyby politycy stosowali się do jakiejkolwiek ludzkiej miary przyzwoitości, nie zaś przestępczą przecież logikę brnięcia w zaparte, Ziobro powinien po prostu przeprosić i prosić o przebaczenie. I zniknąć. Sama jego obecność w życiu publicznym jest kłamstwem – kłamstwem o równorzędności racji, o równouprawnieniu dobra i zła, o tym, iż bezdyskusyjne podlega dyskusji.
Nie, to nie pozostało jedna sprawa, która powinna zginąć w gąszczu potyczek politycznych dwóch partii politycznych oskarżających się o dyktatorskie skłonności – aktorów jedynego na świecie dramatu, który działa jak środki nasenne.
Część polityków i zwolenników dwóch największych polskich partii przywykła traktować odwoływanie się do systemów totalitarnych jako rodzaj publicystycznej zabawy. Tylko pozornie świadczy to o znajomości historii – faktycznie ktoś kto poznał świadectwa ludzi torturowanych przez zbrodniarzy różnorakiej proweniencji choćby przez przejęcie bądź szacunek do ofiar oszczędzi sobie podbijania popularności na morzu krwi i połamanych palcach. Powinien też darować sobie i innym rzeczywistego wywoływania poczucia zwykłości zła – zła zupełnie niezwykłego, choć być może z banalnymi wykonawcami (jak u Hannah Arendt, piszącej o Adolfie Eichmannie).
Oskarżenie. Konferencja prasowa. Wszczęte śledztwo. Skandal. Afera. Drugi stan wojenny (po raz dziesiąty w tym tygodniu). Stalinowskie metody (jak „naszego” położyli na ziemię podczas zatrzymania). Geobbelsowska propaganda (naprawdę mózg i język nie proponują innych powiedzeń, poza tym o kłamstwie powtórzonym 100 razy?). Świat stanu wyjątkowego. Świat między „lajkami” a „hejtem”. Świat, w którym ucieka to co ważne. Świat, w którym zarzuty dezawuuje ich bezpodstawna nagminność.
To odpowiedzialność tych, którzy nadużywali mocnych słów – iż nie bardzo wiadomo co powiedzieć, gdy są adekwatne.
„ZA KIM JESTEŚ”, ZAMIAST „CO UWAŻASZ?”
Względy humanitarne? Pan Ziobro jest chory? Nie, nie jestem jak pan Ziobro i nie chcę nikogo skazywać na śmierć – jest faktem, iż za jego panowania w Ministerstwie Sprawiedliwości prawa człowieka były respektowane tylko, gdy ten człowiek był „swój”. Że najłatwiejszą drogą wyjścia z zakładu karnego dla osoby chorej na nowotwór z przerzutami była śmierć. Ewentualnie – dojście do takiego stanu, w którym więzienie wyrzucało go za bramę, by nie być obwiniane za doprowadzenie do zgonu.
Ziobro dobrze o tym wie – i gra w swoją ulubioną grę na żalu nieświadomych niczego ludzi. Gra z nim także Jarosław Kaczyński, uruchamiając sumienia wszystkich, byle nie własne – iż posłanie Ziobry za kraty to dla niego wyrok śmierci. Naprawdę? Przecież może pisać do sądu penitencjarnego wniosek o przerwę w odbywaniu kary. Poczeka z rok na rozpatrzenie. Oczywiście, na pewno negatywne. Spojrzy wtedy w lustro. Nie wiem czy podziękuje. Nie wiem czy Kaczyński i Ziobro choćby przez chwilę uwierzyli w to co mówią – czy to już takie cyniczne przyzwyczajenie.
Nasza polityka cierpi na chroniczny brak „tak, ale” – mamy do czynienia z wielkim przesunięciem, w dwóch wymiarach. Pierwszym jest doprowadzanie poglądów do skrajności, czyli nieuznające niuansowania przyjmowanie przesuniętych najbardziej w stronę ściany (gdziekolwiek by ona nie stała) przekonań. Drugim – to co nazywa się myśleniem plemiennym, czyli przyjmowanie wszystkich związanych z bliższym nam obozem politycznym za dobrych i wszystkich uznanych za przynależnych do przeciwnego za złych.
Z satysfakcją odnotowałem, iż ktoś nazwał mnie „podnóżkiem Donalda Tuska” – przyjąłem to jako niezamierzone pochlebstwo, dowodzące niejednoznaczności tego co piszę. Nie pomyślałbym nigdy, iż jako zadeklarowany przeciwnik Tuska, odwieczny wróg lewicy doświadczę podobnej kwalifikacji. A jednak. Zdziwienie zostało zastąpione przez uświadomienie sobie istoty myślenia plemiennego: skoro ktoś bardzo krytycznie ocenia Ziobrę, który zaliczany jest do PiS to na pewno jest zwolennikiem PO. Choćby był po prostu obserwatorem sceny politycznej o prawicowych poglądach, jednakże poddającym w wątpliwość siłę przyciągania instynktów stadnych. Zaprzęgnięci do orszaku potakiwaczy i propagandystów ludzie nie mogą uwierzyć w ogląd, zdawałoby się, najbardziej oczywisty – skoncentrowany na sprawie i wartościach, nie zaś na człowieku, jego przynależności środowiskowej i tego, jakie emocje w nas wzbudza.
STOSUNEK ZIOBRY DO PRAWA – KILKA FAKTÓW
Każdy zapyta o konkrety czytając to co piszę. Oczywiście, są – tyle, iż „suche” fakty nie oddają odczuć ludzi, którzy zetknęli się z machiną sterowaną przez Ziobrę. Zostawmy na chwilę prywatyzację państwa przez ministra Ziobrę. Wskażmy kilka faktów z działalności tego ostatniego, pokazujących jego stosunek do prawa:
- Ziobro ostentacyjnie lekceważył zasadę domniemania niewinności, pojawiając się na konferencji prasowej w swojej ulubionej roli inkwizytora, gdy zarzucał zabójstwo doktorowi Garlickiemu w 2006 roku.
-
Ziobro wprowadził przepis, który pozwala przeprowadzić rozprawę beż dowożenia oskarżonego z więzienia. De facto, znacznie ogranicza to prawo do obrony – bo jaka jest pewność, iż adwokat przydzielony przez państwo nie będzie chciał jak najszybciej zakończyć sprawy, zamiast walczyć o klienta?
-
Za Ziobry dwukrotnie wzrosła liczba stosowanych tymczasowych aresztów – mimo tego, iż poziom przestępczości spada.
-
Ziobro zrobił z wymiaru sprawiedliwości narzędzie prywatnej zemsty, prywatyzując go (nie mylić z „prostytuując”) – polowanie nakazał urządzić choćby na przyjaciółkę swojej rodziny, która miała uśmiercić jego ojca. Całkowicie lekceważył rozróżnienie między czynem intencjonalnym, a nieumyślnym – dla prawnika to zupełnie dyskwalifikujące.
-
Ziobro wprowadził przepis określający karę za tzw. kradzież zuchwałą na od 6 miesięcy do 8 lat (art. 278 Kk). Kradzież piw ze sklepu w „czynie ciągłym” objęta jest karą do 16 lat więzienia.
System Ziobry podniósł do rangi autorytetów najgorszy element przestępczy, nazywając skruchą donosicielstwo i obciążanie niewinnych często ludzi, byle samemu uchronić się przed pobytem w więzieniu. Nie bardzo rozumiem, jak tropienie agentury łączy się z wspieraniem systemu czyniącego cnotą donoszenie.
Akty oskarżenia oparte o zeznania „małego świadka koronnego”, czyli tzw. „60” i nic więcej są pomnikowo kuriozalne – oto oskarżony przez 3 lata sprzedaje, miesiąc w miesiąc, identyczną ilość narkotyków, tak jakby w jakimkolwiek handlu, dało się przez taki czas osiągać ciągle taki sam przychód. Handlować na wolności może, oczywiście, siedząc w więzieniu. Jasno wynika to z treści zarzutów stawianych w czasach Ziobry, w których obalono mniemanie, iż pobyt w zakładzie karnym jest najlepszym alibi. Ziobro udowodnił, iż recydywista może być w dwóch miejscach jednocześnie.
Składający zeznania będące podstawą aktu oskarżenia w takich sprawach ma olbrzymi wręcz interes w tym, by powiedzieć coś co będzie podstawą do wydania wyroku skazującego, wszak jeżeli tego nie zrobi sam trafi tam, gdzie ma trafić ten, którego oskarża.
Co najzabawniejsze, nie byłoby zatrzymania Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego, gdyby nie przepis Ziobry, który pozwala zatrzymać skazanego bez uprzedniego wysłania wezwania do stawiennictwa w zakładzie karnym. Czyli – polować na niego. Położenie na ziemi to przecież wzrost prestiżu policji. Najlepiej na oczach zrozpaczonej matki – tacy są groźni.
Przypomnijmy sobie raz jeszcze tą historię, pełną obustronnego obwiniania – mało kto zdaje sobie sprawę, iż prezydent Duda i rząd Donalda Tuska grali na scenie urządzonej przez Zbigniewa Ziobrę.
Ziobro wyniósł na świecznik różnych sędziów Schabów- ten ostatni trzymał w areszcie 2,5 roku pewnego oskarżonego o wyłudzenie 300 tysięcy złotych VAT, tylko na podstawie zeznań „60”. Jego główną winą było to, iż był „od Banasia” – przeciętny „VAT-owiec” siedzi w areszcie rok z zarzutem rzędu 100 milionów złotych.
Ziobro wprowadził przepis dopuszczający dzwonienie z zakładów karnych „minimum raz w tygodniu” 10 minut, co – rzecz jasna – otwierało furtkę do zamiany „minimum” w „maksimum”. 10 minut tygodniowo dla matek, ojców, córek, synów. Złodziei sklepowych, pijanych rowerzystów.
PRAWA ZIOBRY A PRAWA CZŁOWIEKA
Pewnego razu, już w czasie, gdy ministrem sprawiedliwości był Adam Bodnar, pogrzeb własnego dziecka pozbawiona wolności kobieta musiała oglądać konwojowana przez funkcjonariuszy Służby Więziennej, skuta kajdankami. Dzisiejsi obrońcy Ziobry podnieśli larum: tak wygląda państwo Tuska, państwo nie szanujące praw obywateli. Ciężko w to uwierzyć, ale naprawdę współpracownicy Ziobry tak dobrze wyuczyli się oburzać, iż postanowili uczynić to także w tej sytuacji.
Zostawmy tu państwo Tuska, które faktycznie stosowało (choć za poprzedniej kadencji premiera) areszty wydobywcze choćby wobec kibiców piłkarskich z zupełnie absurdalnych przyczyn. Powiedzmy jasno rzecz nie budzącą wątpliwości – za panowania Ziobry ta kobieta nie miałaby jakiejkolwiek szansy, by w ogóle dostać przepustkę na pogrzeb. Oskarżeni mający nowotwór z przerzutami byli trzymani w więzieniu do momentu, w którym władze zakładu karnego zaczynały bać się, iż skazany umrze za kratami. Nawiasem, zjawiskowe jest to wkupywanie się w łaski kibiców piłkarskich przez część środowiska związanego z PiS – tego samego środowiska, które broni architekta systemu konfidentów i więziennej brutalności.
Stosunek do Ziobry jest miarą postrzegania dobra i zła, a nie jeszcze jedną przepychanką polityczną. Stosunek do Ziobry jest miarą naszego zdania w kwestii tego czy powinno się podsłuchiwać ludzi (czego Ziobro jest amatorem – jego ludzie natomiast raczyli formułować nieśmieszne żarty na temat programu Pegasus).
Wypowiadając się o postawieniu Ziobrze zarzutów powinniśmy zostawić na boku uwagi dotyczące wadliwości samego aktu oskarżenia czy motywacji tych, którzy go sporządzili. jeżeli prawo nie jest jedynie narzędziem w rękach chytrze posługujących się nim hochsztaplerów, Ziobro po prostu musi otrzymać poważne zarzuty. Oczywiście, opozycja taka, jak Konfederacja musi krytycznie patrzeć na działania rządzących – jednak nie może lekceważyć skali zła wyrządzonego przez Ziobrę i jego współpracowników. Stara się zresztą tego nie robić, czego wyrazem choćby bardzo jasne i bezkompromisowe stanowisko europosła Stanisława Tyszki w programie „Śniadanie u Rymanowskiego”.
SADYZM GORSZY NIŻ ZŁODZIEJSTWO
Zupełnie nie chodzi o to, iż polityczne złodziejstwo nie jest obciążające. Fakt jest jednak taki, iż skala oskarżeń o korupcję bądź przywłaszczenie publicznych pieniędzy jest tak duża, iż możemy mówić o trywializacji tego rodzaju zarzutów. W opinii przeciętnego Kowalskiego wszyscy politycy kradną – a skoro już tak jest to dobrze, jeżeli przynajmniej kradzionym się podzielą. Z badań socjologicznych wynika, iż elektorat ma skłonność do usprawiedliwiania przywłaszczeń, jeżeli pieniądze nie idą do prywatnej kieszeni, ale są rozdysponowywane na cele publiczne – sprzecznie z ustawowym przeznaczeniem, ale z jakąś korzyścią dla zwykłych ludzi.
Przeciętny Kowalski kradzież być może będzie relatywizował – prawdopodobnie gminy, które otrzymały nowe wozy strażackie nie są wielce oburzone prywatyzacją państwa przez ludzi Zbigniewa Ziobry. Nie odczuwają emocji kobiety pozbawionej wsparcia przez państwo po dokonanym gwałcie.
Jednocześnie sadyzmu przeciętny Kowalski nie zrozumie i nie wytłumaczy. Nękania ludzi w imię własnej małostkowości nie zaakceptuje. Ziobro nie jest przede wszystkim złodziejem. Ziobro jest przede wszystkim złym człowiekiem.
Nie był jedynie ministrem – szermierzem jednego plemienia, jak Adam Bodnar czy Waldemar Żurek.
Oczywiście, nim był również. Zauważmy, iż ludzie Ziobry dokonali sprawnego zabiegu socjotechnicznego – opatrzyli napisami „Ojczyzna” i „niepodległość” racje plemienia walczącego z drugim plemieniem. Obydwa plemienia kierują się w dużej mierze prywatnymi antagonizmami, osobistymi zaszłościami, personalną niechęcią – ubieranie takiej wojenki w szaty ważnych wartości pozostało jednym ich zaprzeczeniem.
Jednocześnie brak społecznej pożyteczności działań ministra, podporządkowanie dobra wspólnego partykularyzmom jest zjawiskiem tyleż pożałowania godnym, co powszechnym. Podporządkowanie politycznej kariery robieniu vendetty na świecie, który bardzo na to zasłużył, choć nie bardzo wiadomo czym tak powszechne nie jest.
Wskazanie zła jest konieczne, by nie pojawiły się jego mutacje. A te wciąż grożą wymiarowi sprawiedliwości – „ziobryzm” przetrwał swojego twórcę, przecież premier Tusk awansował niezwykle gorliwego entuzjastę zeznać „małych świadków koronnych”, prokuratora Piotra Woźniaka.
„Ziobryzm” jest stanem umysłu, zamkniętego umysłu. Umysłu, który powinien być zamknięty.
Jacek Tomczak

1 dzień temu











