W Polsce przez cały czas żyjemy w sytuacji, w której Magda Biejat (43 lata, matka dwójki dzieci) czy Rafał Trzaskowski (53 lata, ojciec 20-latki) są nazywani politykami i przedstawicielami młodego pokolenia.
Czy Polska może stać się krajem dla młodych? To zależy od tego, czy pozwolimy im mówić, działać i decydować. Bo młodzież nie czeka – idzie po swoje. Oczywiście jakość liderów to nie tylko metryczka. Jednak brak rotacji pokoleniowej nie pomaga w budowaniu jakości.
To (nie) jest kraj dla młodych ludzi
Zdolna polska młodzież – przyszłość narodu i kwiat Europy czy tylko ozdoba politycznych wydarzeń, dobre tło do zdjęć i kwiat do kożucha?
Mogłoby się wydawać, iż polska młodzież jest postrzegana przez społeczeństwo przez pryzmat nadziei, optymizmu i aspiracji, z często przypisywaną jej odpowiedzialnością za kształtowanie przyszłości (zaraz po odziedziczeniu i naprawie błędów poprzednich pokoleń). Młodzi ludzie nie mają jednak rzeczywistej możliwości pełnego uczestnictwa w życiu publicznym, a problemy systemowe dotykają ich częściej niż przedstawicieli starszych pokoleń. Brak prawdziwej reprezentacji młodzieży w procesach decyzyjnych spycha ją do aktywizmu i prób wpływania na decyzje od zewnątrz. Często jest to jednak tylko opcja dla wybranych, którzy nie muszą martwić się o środki na utrzymanie; czasami oznacza to, iż najbardziej widoczne stają się jednak nieodpowiednie jednostki.
Przyjrzyjmy się wyzwaniom, z jakimi mierzą się młodzi Polacy – niedostatecznej reprezentacji czy braku szacunku wynikającemu z postrzegania ich przez pryzmat „wygłupów” pojedynczych przedstawicieli. Do tego należy dodać problemy na rynku prac, w edukacji oraz systemową marginalizację. Czy Polska jest krajem dla młodych, czy jedynie krajem, w którym młodzi po prostu są?
Młodzież – „kwiat Europy” czy tło politycznych zdjęć?
„Młodzież to przyszłość narodu” – fraza ta regularnie rozbrzmiewa podczas kampanii wyborczych, przemówień i uroczystości z każdej strony sceny politycznej „Zdolna polska młodzież” bywa przedstawiana jako „kwiat” Europy, który ma rozkwitnąć na naszej drodze ku sukcesowi. Wydawałoby się, iż w powszechnym przekonaniu młode pokolenie ma nie tylko potencjał, ale i ścisły związek z przyszłością kraju. Jednak rzeczywistość mija się z tą wizją.
Młodzież często pojawia się na zdjęciach polityków, ale jej głos jest rzadko słyszany. Skład parlamentu, rządu i instytucji publicznych niemal nie uwzględnia osób młodych. Ich potrzeby są pomijane, a opinie ignorowane. W kampaniach wyborczych młodzież to atut, ale po wyborach nie przekłada się to na konkretne działania. Michał Żebrowski, jako Wójt w spocie wyreżyserowanym przez Igora Leśniewskiego na potrzeby zeszłorocznych wyborów samorządowych, wypowiada tytułowe słowa, która można prawdopodobnie usłyszeć w wielu publicznych instytucjach. Spot jest zatytułowany „Młodym już dziękujemy”. Jako społeczeństwo mówimy o młodych, nie rozmawiając z nimi, a dyskusje o losie młodych ludzi są prowadzone przez grono wiekowych profesorów. W efekcie młodzież często traktowana jest jak „statystyka” politycznych działań – obiekt chwilowego zainteresowania.
Pojedynczy młodzi w świecie polityki często nie budują dobrego wizerunku swojego pokolenia. To w dużej części dzieci polityków i bogaczy lub najwierniejsi, ale wcale nie najbardziej umiejętni, członkowie politycznych młodzieżówek, którzy dominują wszelkiego rodzaju ciała doradcze, pozycje asystenckie lub inne funkcje przyznawane z nominacji. Ich motywacja również może być kwestionowana: czy na pewno chcą oni reprezentować interesy młodego pokolenia? Media donoszą, iż jeden z „przedstawicieli” młodych w polityce starał się o status małego świadka koronnego przed jedną z sejmowych komisji śledczych – do udziału w aferze przyznał się sam. Partie polityczne tak bardzo nie insteresują się młodymi, iż nie mają ich też w swoich kadrach, o czym boleśnie przekonamy się wszyscy za kilkanaście lat.
Trudno więc winić tych, którzy uważają, iż jedyny „kwiat”, którym często bywa polska młodzież, to ten do kożucha.
Brak reprezentacji. Młodzieżowa luka w polityce
W Polsce brakuje młodzieżowej reprezentacji w przestrzeni publicznej. Prawdziwi przedstawiciele młodszego pokolenia są niemal nieobecni w ciałach decyzyjnych – w parlamencie czy innych instytucjach politycznych. Rzadko kiedy można znaleźć młodych ludzi choćby w ciałach doradczych lub radach miejskich, które mogłyby służyć jako przygotowanie do pełnienia wyższych funkcji politycznych w przyszłości.
W Polsce przez cały czas żyjemy w rzeczywistości, w której Magda Biejat (43 lata, matka dwójki dzieci) czy Rafał Trzaskowski (53 lata, ojciec 20-latki) są nazywani przedstawicielami młodego pokolenia w polityce.
Nikt nie apeluje o Sejm złożony w całości ze studentów. Jednak bez reprezentacji i uwzględniania spojrzenia młodych, ryzykujemy tworzenie rzeczywistości, w której ich potrzeby są marginalizowane. Polska od lat nie prowadzi spójnej i stabilnej polityki młodzieżowej. Działania skierowane do młodzieży i dzieci są doraźne, bez długofalowej wizji, często niespójne zarówno na przestrzeni lat, jak i między ministerstwami. W kraju mierzącym się z kryzysem demograficznym, podejście do młodzieży powinno być przemyślane. Czy zmieniłoby się to, gdyby w polityce, zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym, obecne były osoby znające realia młodych?
Ignorowanie młodzieży w polityce jest widoczne w trendach wyborczych. Zawiedzeni bylejakością i beznadziejnością podejścia do polityki młodzieżowej młodzi wyborcy zwracają się ku nowych opcjom politycznym. Można to po części odbierać jako akt desperacji, chęć zmiany, czasem wbrew własnym poglądom. Prawie połowa najmłodszych wyborców popiera w wyborach prezydenckich Sławomira Mentzena, szukając w nim szany na przemianę polskiej sceny politycznej, między innymi w podejściu polityków do młodych, bo to on poświęca im uwagę i kontaktuje się z nimi tam gdzie młodzi są; w social mediach.
Cała Polska mówiła o pierwszych wypowiedziach najmłodszych posłów obecnego Sejmu – po jednej osobie z Trzeciej Drogi, Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. Na początku kadencji 3 z 460 posłów miało mniej niż 30 lat w kraju, w którym mieszka blisko 5 milionów Polaków w wieku 18-30 lat, prawie co szósty wyborca. Średni wiek polskiego posła obecnej kadencji (51 lat, ponad 7 lat więcej niż mediana wieku społeczeństwa) jest wyższy niż średni wiek europosła (49,5) , stanowiska uznawanego za bardziej prestiżowe i przewidzianego na późniejszy etap kariery politycznej! W większości państw skandynawskich średni wiek przedstawicieli w parlamentach to około 46 lat, u naszych zachodnich sąsiadów około 47. Według danych Unii Międzyparlamentarnej, tylko trzy kraje w Europie mają parlamentarzystów starszych niż Polska: Hiszpania (51,5), Bośnia (52,7) oraz Rosja (53).
A uwzględniając przedstawicieli młodzieży w procesie decyzyjnym wcześniej i na niższych poziomach, moglibyśmy przygotować ich na to, aby w przyszłości byli gotowi do obejmowania większej odpowiedzialności.
Młodzi kontra rynek pracy
Kiedy młodzi Polacy wchodzą na rynek pracy, gwałtownie konfrontują się z brutalną rzeczywistością. Umowy śmieciowe, powszechne w Polsce, najmocniej dotykają właśnie najmłodsze pokolenia . Brak składek oznacza krótkoterminowo wyższe wynagrodzenie, ale w perspektywie lat – dramatycznie niższe emerytury (nawet o 30%, bo od 1999 roku zależnych od zgromadzonego kapitału składkowego), brak stabilności zatrudnienia czy problemy z uzyskaniem kredytu. Wczesne lata stażu pracy są ważne dla przyszłego bezpieczeństwa, dzięki magii procentu składanego. Patologia rynku pracy naraża więc młodych znacznie bardziej.
Młodzież często słyszy, iż jest roszczeniowa, znacznie rzadziej mówi się o roszczeniowej postawie pracodawców. Wymagania na rynku pracy stale rosną . Objęcie stanowiska juniorskiego bywa obwarowane wymaganiami posiadania dyplomu ukończenia studiów oraz kilkuletniego doświadczenia zawodowego, gdy w zamian firmy oferują minimalne pensję i nieistniejące prawa pracownicze, a jako “benefit” określane jest wynagrodzenie płatne na czas. Pracodawcy wymagają lojalności od swoich pracowników, często nie oferując wzajemności – wypychają młodych na umowy śmieciowe, nie inwestują w ich rozwój i traktują z pozycji siły. Jakie więc perspektywy mają młodsze pokolenia, skoro nie mogą liczyć na solidne zatrudnienie i bezpieczeństwo finansowe w kluczowych latach kształtowania ich kariery? Osoby bez solidnego zaplecza ekonomicznego nie mogą poważnie angażować się w dodatkową działalność, na przykład polityczną lub w aktywizm, co de facto oznacza, iż te obszary są zarezerwowane dla grup uprzywilejowanych, najczęściej z dużych miast.
Zwracając uwagę na nieliczne pozytywne działania, dużym ułatwieniem pozycji młodych na rynku pracy było wprowadzone w 2019 roku (tuż przed wyborami parlamentarnymi) zwolnienie z PIT dla osób do 26. roku życia (do kwoty 85 528 zł rocznie), co zwiększyło ich zarobki netto. Jednak jedna ulga podatkowa to za mało, by rozwiązać systemowe problemy rynku pracy wobec młodych.
Dyskryminacja w edukacji. Młodzież jako produkt systemu, a nie podmiot
Młodzież w Polsce jest traktowana jako produkt systemu edukacji, a nie jego podmiot. Szkolnictwo kładzie nacisk na teorię kosztem praktycznych umiejętności, a uczniowie i studenci muszą podporządkować się sztywnym standardom. Zakuć, zdać, zapomnieć – to motto polskiej szkoły.
Edukacja nie powinna być miejscem stresu i presji, gdzie młodzież za wszelką cenę musi dopasować się do z góry narzuconych schematów. Powinna natomiast służyć kształtowaniu i rozwijaniu umiejętności, rozumieniu rzeczywistości społecznej i oferowaniu narzędzi niezbędnych w dorosłym życiu w społeczeństwie. Wysoka konkurencja, brak indywidualnego wsparcia, liczne egzaminy, testy i oceny, a także nacisk na sztywnie definiowany „sukces” zamiast wspierać rozwój talentów, często doprowadza do wypalenia i poczucia nieadekwatności w coraz młodszym wieku.
Selekcja szkół średnich oparta jest wyłącznie na tragicznych w swojej naturze rankingach egzaminacyjnych, a możliwości wyboru przedmiotów i indywidualnej ścieżki kształcenia są ograniczone. Na studiach sytuacja nie jest lepsza – dumnie prezentowany przez władze uczelni wybór przedmiotów jest często iluzoryczny, ograniczający się zwykle do wyboru zajęć z WF lub języka obecnego, a podstawa programowa jest nie do ruszenia. W świecie pełnym możliwości polska edukacja ogranicza młodych już na starcie, sugerując, iż istnieje tylko jedna adekwatna ścieżka rozwoju. System zamiast wspierać, frustruje i tłamsi młodzież.
Przypomnijmy, iż już w kwietniu realizowane są wybory samorządowe, a w czerwcu wyboru do parlamentu europejskiego.
Młodzież a władza: zderzenie idei z betonem systemu
Młodzi ludzie w Polsce są pełni zapału, ale napotykają na mur systemowych ograniczeń. Często zarzuca się im naiwność i buntowniczość, mimo iż ich postulaty zmierzają do poprawy jakości życia. Zamiast otwartej dyskusji, organy, urzędy i społeczeństwo traktują ich z góry, ignorując ich potrzeby, często zbywając młodzież mówiąc jej, iż “musi jeszcze dorosnąć”.
Zderzenie młodzieżowych idei z realiami polityki pokazuje, iż to nie młodzi nie są gotowi na zmiany – to system nie jest gotowy na nich. Młodzi nie mają dostępu do procesów decyzyjnych, przez co pozostaje im aktywizm i protesty, a nie realny wpływ na prawo i rzeczywistość. Aktywizm ogranicza się często do tej części młodzieży, która posiada odpowiednie zasoby i sieci kontaktów. Z kolei niektóre organizacje młodzieżowe, wydają się utworzone raczej do promocji swoich liderów niż interesów młodzieży i celów społecznych. Na szczęście sytuacja się zmienia i coraz więcej młodych szczerze angażuje się w zmienianie świata na lepsze, stosując nowoczesne i efektywne strategie oraz sposoby działania.
Niestety, choćby w sektorze pozarządowym młodzież napotyka barierę starszych pokoleń. Młodzi aktywiści często muszą zakładać własne inicjatywy, bo w istniejących strukturach nie mają możliwości działania i rozwoju. Najstraszniejszą rzeczą, którą można powiedzieć w polskim NGO-sie jest zaproponowanie zrobienia czegoś nowego lub w nowoczesny sposób. Zamiast płynnej współpracy, pokoleniowa zmiana dokonuje się w atmosferze konfliktu, a starsze roczniki rzadko ustępują miejsca młodym; zapominając o wyzwaniach, przed którymi sami stali kilkanaście lat wcześniej.
Czy to (nie) jest kraj dla młodych ludzi?
Polska wciąż nie jest krajem przyjaznym dla młodych. przez cały czas zmagamy się z brakiem spójnej polityki młodzieżowej, skutecznie wspierającej młodzież poprzez rozbudowane programy stażowe, elastyczny rynek pracy, inwestycje w edukację czy inkluzywne procesy decyzyjne. Choć o młodzieży mówi się jako o przyszłości, w rzeczywistości jej głos jest marginalizowany i nie myśli się o niej choćby w teraźniejszości. Ci nieliczni młodzi, którzy rzeczywiście uczestniczą w życiu politycznym lub są aktywistami, często pochodzą z uprzywilejowanych środowisk i dużych miast. Ten trend zaczyna się w ostatnich latach zmieniać, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Kluczowe wyzwania to ograniczona reprezentacja młodych w polityce, brak polityki młodzieżowej, niestabilne warunki zatrudnienia oraz przestarzały system edukacji, który nie odpowiada na współczesne potrzeby i jest niedopasowany do obecnej rzeczywistości. To wszystko sprawia, iż młodzi są raczej biernymi uczestnikami życia publicznego niż jego współtwórcami, bez pozycji pozwalającej na zmianę systemów, w których uczestniczą.
Czy Polska stanie się krajem dla młodych? To zależy od tego, czy pozwolimy im mówić, działać i decydować. Bo młodzież nie czeka – idzie po swoje. Młode pokolenie nie pozostaje bierne. Coraz więcej młodych angażuje się w aktywizm, organizuje protesty i szuka alternatywnych dróg wpływu na rzeczywistość. Choć system nie ułatwia im zadania, a młodość nie oznacza automatycznie lepszej jakości, to ich determinacja dają nadzieję na zmiany.
—
Foto. Freepik, Public domain.
—
Tekst pochodzi z numeru Res Publiki Nowej „Jaki kraj, taki lider?”, który ukazał się 22 maja 2025.