- Zbigniew Komosa oskarża Jarosława Kaczyńskiego o atak na niego. Zamierza złożyć zawiadomienie na prezesa PiS do prokuratury i na policję
- — W chwili jego ataku my staliśmy z wieńcem w odległości około 30-40 metrów od pomnika i dopiero przygotowywaliśmy się do jego złożenia. To była więc czynna napaść na ludzi, którzy stali na placu — podkreśla aktywista w rozmowie z Onetem
- — Zostaliśmy napadnięci, a celem była kradzież naszego wieńca. Wszystko to działo się przy zupełnej bierności policji — uważa
- — Ktoś przychodzi na plac, napada na ludzi i zabiera im wieniec, a później w mediach społecznościowych i telewizjach mówi, iż jest pokrzywdzony, bo ktoś mu nie daje składać wieńca. Nigdy nikomu nie przeszkadzałem w składaniu jego wieńca — zapewnia Zbigniew Komosa
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Zbigniew Komosa od momentu odsłonięcia pomnika poświęconego ofiarom katastrofy smoleńskiej, tj. od kwietnia 2018 r., składa pod nim wieniec z napisem: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. Stop kreowaniu fałszywych bohaterów!”. Prawo do składania go przyznał mu sąd.
„Jarosław Kaczyński wykorzystał ścisk i dwukrotnie uderzył mnie w twarz”
We wtorek, w miesięcznicę smoleńską, kolejny raz przyszedł ze swoim wieńcem. Wyjątkowo denerwuje to Jarosława Kaczyńskiego i innych polityków PiS, którzy niszczą tabliczkę lub zabierają cały wieniec. Także i tym razem miała miejsce awantura, bo politycy Prawa i Sprawiedliwości próbowali aktywistom uniemożliwić jego złożenie.
Obie grupy wyzywały się wzajemnie i przepychały. Doszło także do fizycznego ataku na samego Komosę, a Jarosław Kaczyński miał uderzyć go w twarz. Zapytaliśmy aktywistę, w jakich okolicznościach to się stało.
Wtorkowa awantura pod pomnikiem smoleńskim
— Wysłuchałem konferencji pana Kaczyńskiego, którą zwołał pod „schodami smoleńskimi”. Jak zwykle dziennikarze nie mogli mu zadawać pytań, więc po jej zakończeniu użyłem naszego nagłośnienia i powiedziałem do nich, iż jako druga strona chciałbym się odnieść do słów pana prezesa, które do mnie kierował. Groził mi, iż jak dojdzie z powrotem do władzy, to się mną zajmie i iż sądy mnie ukarzą za moje nielegalne czyny, czyli za składanie wieńca. Więc stwierdziłem, iż pan Kaczyński kłamie, bo przez sześć lat jego rządów byłem oskarżany o znieważanie pomnika, ciągany po sądach, ale wszystkie sprawy wygrałem. Pokazałem wyroki na to, iż ten wieniec ma prawo tam stać — relacjonuje aktywista.
Wtedy Jarosław Kaczyński, który opuszczał już teren ogrodzony barierkami i słyszał to wszystko, skierował swoje kroki wraz z otaczającymi go politykami i ochroniarzami w stronę Zbigniewa Komosy. Podszedł do niego na bardzo bliską odległość. Oddzielała ich tylko jedna osoba.
— Jarosław Kaczyński najpierw próbował wyrwać mi mikrofon, ale mu się nie udało. Wtedy prezes PiS wykorzystał ścisk i przepychanki i dwukrotnie uderzył mnie w twarz. Trzeci cios jej nie dosięgnął. Oczywiście nie były one mocne. Nie zostałem pobity, tylko uderzony. Ale chodzi o sam fakt naruszenia mojej nietykalności osobistej — podkreśla Zbigniew Komosa.
Zbigniew Komosa: to była czynna napaść na ludzi, którzy stali na placu
— Dlatego nie zostawię tak tej sprawy. Złożę zawiadomienie na policję i do prokuratury właśnie o popełnienie przez Jarosława Kaczyńskiego przestępstwa w postaci naruszenia nietykalności cielesnej. Zrobię to prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu, po uzgodnieniu tego z moim mecenasem. Złożę również zawiadomienie dotyczące kradzieży wieńca, bo doszło do tego już w środę około godz. 7 rano. Jak potwierdziła mi policja, zrobił to ktoś z immunitetem — informuje aktywista.
— Warto podkreślić, iż pan Kaczyński i jego środowisko twierdzi, iż ten wieniec nie powinien stać pod pomnikiem, ale w chwili jego ataku my staliśmy z nim w odległości około 30-40 m od pomnika i dopiero przygotowywaliśmy się do jego złożenia. To była więc czynna napaść na ludzi, którzy stali na placu. To już nie chodzi o to, iż ten wieniec pod pomnikiem może się komuś podobać lub nie, tylko najwidoczniej według prezesa PiS nie ma prawa w ogóle powstać i nie można go choćby trzymać w dowolnym miejscu w przestrzeni publicznej — dodaje.
Zbigniew Komosa źle ocenia działanie policji, a raczej jego brak. — Zostaliśmy napadnięci, a celem była kradzież naszego wieńca. Wszystko to działo się przy zupełnej bierności policji. Mimo wielu pism, które wysłałem do Komendy Głównej Policji, jej biura spraw wewnętrznych i do MSWiA, wciąż słyszę tylko, iż ich „działania są zgodne z prawem i regulaminem”. Taką odpowiedź otrzymywałem zarówno za poprzedniego, jak i obecnego rządu. Pytanie, czy to bierne zachowanie policji nie będzie skutkować tym, iż za chwilę stanie się komuś coś złego. Tego się obawiam — zaznacza nasz rozmówca.
Jarosław Kaczyński we wtorek, 10.09.2024 r., na pl. Piłsudskiego
— Tymczasem policja i MSWiA dalej udają, iż wszystko jest w porządku. Pytanie, jak długo i co się musi stać, żeby zaczęli interweniować adekwatnie do zaistniałej sytuacji. Bo według mnie ktoś, kto ma immuitet, nie jest uprawniony do tego, żeby atakować ludzi tylko dlatego, iż nie zgadza się z tym, co ci ludzie mają do powiedzenia. Nie może też przywłaszczać sobie czyjegoś mienia. Mówimy tu adekwatnie o sprawach podstawowych — dodaje.
Zbigniew Komosa: zadałbym Jarosławowi Kaczyńskiemu jedno pytanie
Pytamy, czy Zbigniew Komosa widzi jakieś rozwiązanie tego konfliktu, który, jak można odnieść wrażenie, z każdą kolejną miesięcznicą zaognia się jeszcze bardziej. — Trzeba podkreślić, iż tu nie chodzi o to, czy Jarosławowi Kaczyńskiemu zabiorą immunitet, czy o te przepychanki. To dla mnie rzecz drugorzędna, ale mająca miejsce w przestrzeni publicznej, dlatego to zgłaszam, bo uważam, iż takie rzeczy, jakie prezentuje prezes PiS i jego ludzie, są niedopuszczalne — mówi.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Awantura podczas miesięcznicy. Będzie zawiadomienie w sprawie Jarosława Kaczyńskiego
— Gdybym mógł porozmawiać choć przez chwilę na spokojnie z Jarosławem Kaczyńskim, zadałbym mu to pytanie: dlaczego zdecydował się wykorzystać swojego brata, jego nazwisko i stanowisko, do kreowania zamachu, na który nie ma żadnych dowodów? Bo on zarzuca mi, iż ja znieważam pamięć jego brata. Ja uważam, iż jest odwrotnie. To właśnie wykorzystywanie przez prezesa PiS pamięci swego brata do zagrywek czysto politycznych i kreowaniu teorii o zamachu, jest lżeniem pamięci Lecha Kaczyńskiego — podsumowuje Zbigniew Komosa.
Jarosław Kaczyński: nie żałuję niczego
O skomentowanie zachowania Jarosława Kaczyńskiego poprosiliśmy dziś Rafała Bochenka, rzecznika PiS. Chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego prezes tej partii to zrobił, czy tego żałuje i czy zamierza przeprosić Zbigniewa Komosę. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
W trakcie rozmowy z dziennikarzami w Sejmie Jarosław Kaczyński został zapytany o przepychanki na pl. Piłsudskiego. — Nie żałuję niczego — zapewnił i dodał, iż żałuje jedynie „tolerancji tej władzy wobec bandy, która powinna być rozpracowywana przez służby specjalne”.
— Oni wyraźnie wyglądają na agenturę rosyjską. (Żałuję), iż ta banda może działać i może podchodzić do kogoś i mówić, iż zorganizował katastrofę smoleńską, iż ją przygotował — stwierdził prezes PiS.