„The Economist”: Trumponomika wcale nie musi być tak zła, jak się większości wydaje

news.5v.pl 2 miesięcy temu
  • Cotygodniowy, piątkowy cykl „Interia Bliżej Świata” to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazet
  • Donald Trump jest już oficjalnie kandydatem Partii Republikańskiej na prezydenta
  • Jego program gospodarczy jest ostro krytykowany. M.in. padają zarzuty o napędzenie inflacji
  • Trumponomika może jednak nie być taka straszna – czytamy w „The Economist”

Na rynkach finansowych mówi się o tzw. Trump trade, założeniu, iż powrót republikanina do Białego Domu będzie zwiastunem większej inflacji i wyższych stóp procentowych.

I rzeczywiście wiele z głównych polityk byłego prezydenta zmierza w tym kierunku: wprowadzenie ceł na towary spoza USA zwiększyłyby koszty importu, deportacje imigrantów mogłyby podnieść płace, a finansowane z deficytu obniżki podatków pobudziłyby gospodarkę.

W obliczu rosnącej inflacji amerykańska Rezerwa Federalna (Fed) nie miałaby innego wyjścia, jak tylko zdecydować się na podwyższenie stóp procentowych.

W następstwie katastrofalnej dla Joe Bidena debaty z 27 czerwca, rozegrał się pierwszy akt dramatu, a konkretnie w dziedzinie handlu. Gdy wymiana lokatora w Białym Domu stała się prawdopodobna, inwestorzy wyprzedawali obligacje skarbowe, co doprowadziło do krótkotrwałego wzrostu ich rentowności.

Największą obawą jest to, iż dojdzie do czegoś znacznie gorszego. Gdyby Trump walczył z bankiem centralnym w sprawie stóp procentowych, mógłby zasiać ziarno wątpliwości, co do jego niezależności, podważając zaufanie do amerykańskiego rynku i dolara. A to byłby ekonomiczny koszmar dla USA.

USA. Strach przed trumponomiką. Nie taki diabeł straszny?

Ale jak w przypadku każdego koszmaru strach przed trumponomiką może mieć wielkie oczy. Miliarder i jego doradcy mają wiele złych pomysłów na gospodarkę, ale i kilka nienajgorszych. A przecież ich zdolność do wdrażania szkodliwych polityk i tak będzie ograniczona – Kongres, amerykańskie instytucje i rynki będą pełnić funkcję kontrolną.

W ostatnich tygodniach Trump dopracował swój program. Wyróżniają się w nim trzy elementy. Pierwszym z nich jest deregulacja, kluczowa kwestia dla republikanów. W przeciwieństwie do 2017 r., kiedy to miliarder i jego doradcy byli słabo przygotowani do objęcia prezydentury, tym razem udało im się zebrać ludzi oraz dopracować agendę.

Trump po ewentualnym zwycięstwie nie będzie tracił zbyt wiele czasu w uchylenie wielu przepisów środowiskowych administracji Bidena, złagodzenia ograniczeń dotyczących odwiertów dla firm naftowych i wywarcia presji na agencje federalne, by szukać cięć wydatków. Podobnie jak podczas pierwszej kadencji obiecał wyeliminować dwie regulacje na każdą wydaną.

Ale wiele z tych zapowiedzi to czcze przechwałki. Liczba ograniczeń w Kodeksie Przepisów Federalnych, będącym wskaźnikiem intensywności regulacji w Ameryce, pozostała w zasadzie niezmieniona pod rządami Trumpa.

Jego administracja napotykała silny opór ze strony sądów. Według Institute for Policy Integrity nie powiodło jej się w prawie 80 proc. sporów sądowych dotyczących agencji federalnych. Goldman Sachs, jeden z największych banków inwestycyjnych na świecie uważa wręcz, iż wpływ wszystkich deregulacji Trumpa był ostatecznie nieistotny dla całości gospodarki – bardzo możliwe, iż wynik ten się powtórzy.

Zobacz również:

USA. Podatki, czyli Trump jako wielki reformator

W kwestii podatków republikanin skupi się prawdopodobnie na zbliżającym się wygaśnięciu znacznej części ustawy Tax Cuts and Jobs Act (TCJA), pakietu swojego autorstwa z 2017 r. Reforma była uważana za największą od lat próbę zmian systemu podatkowego w USA. Głównym celem ustawy TCJA było pobudzenie inwestycji i zwiększenie zatrudnienia w amerykańskiej gospodarce.

I o ile obniżenie podatków od osób prawnych było trwałe, to znaczna część ustawy, w tym cięcia podatków dochodowych od osób fizycznych, wygasną pod koniec 2025 r. Głównym celem Trumpa jest wprowadzenie cięć na stałe.

Nie będzie to proste. Aby przeforsować ustawę w Kongresie, republikanie będą musieli znaleźć środki na jej sfinansowanie – około 4,5 bln dolarów w ciągu następnej dekady. A to oznacza cięcia wydatków. Trump ma kilka możliwości do wyboru. Jedna z nich dotyczy wpływów z nowych ceł. Mogą przynieść 3 biliony dolarów w ciągu dekady.

Republikanin może spróbować odwrócić niektóre z reform Biedna i w ten sposób zaoszczędzić na własne pomysły. Szacuje się, iż koszt ustawy o redukcji inflacji (Inflation Reduction Act) oraz pakietu subsydiów klimatycznych Bidena wyniesie około biliona dolarów. Republikanie mogą także wyeliminować niektóre ulgi podatkowe, począwszy od zniżek na pojazdy elektryczne. Donald Trump zasugerował również rezygnację z umorzeń długów studenckich wprowadzonych za Bidena. To około biliona dolarów oszczędności.

Inne pomysły podatkowe są skromniejsze. Trump mówił o obniżeniu stawki podatku od osób prawnych o jeden punkt procentowy, do 20 proc. Jednak najdziwniejszą propozycją wydaje się być zwolnienie napiwków z opodatkowania. Realizacja zapowiedzi rodzi wiele ryzyk. Złe przygotowanie nowego prawa może sprawić, że… wszyscy zatrudnieni woleliby otrzymywać wynagrodzenie w formie napiwków.

Podatki są jak pole minowe. Bez zrównoważenia dochodów lub cięć wydatków każda obniżka pogorszy deficyt USA, co stanowi poważne ryzyko dla nowej administracji. Ale nie jest tak, iż Biden był prymusem pod względem polityki fiskalnej: deficyt federalny jest na dobrej drodze do osiągnięcia w tym roku 7 proc. PKB, czyli dwukrotnie więcej niż 3,5 proc. w 2015 r.

Zobacz również:

Donald Trump. Miłośnik protekcjonizmu i wprowadzania ceł

Trump jest najbardziej znany, zwłaszcza poza Ameryką, z protekcjonizmu. Wielokrotnie dał do zrozumienia, iż zamierza nałożyć 10-proc. taryfy na import towarów z całego świata i 60-proc. cło na import z Chin. Chce także bardziej zdecydowanego uniezależnienia się od Pekinu.

Wśród specjalistów nie ma wątpliwości co do globalnych skutków polityki „America first”. Czy Trump byłby w stanie to zrobić? W bardziej zachowawczym skrzydle Partii Republikańskiej przez cały czas istnieje opór wobec ceł, co może zablokować próbę ich wprowadzenia. jeżeli Trump zdecyduje się ominąć Kongres, może ogłosić stan zagrożenia bezpieczeństwa narodowego, co dałoby mu specjalne uprawnienia. Jednak na drodze są jeszcze sądy.

Inaczej ma się sprawa z Chinami. Wyższe cła na towary z azjatyckiego kraju są bardziej osiągalne, ponieważ Biały Dom mógłby skorzystać z istniejących narzędzi, np. poprzez stwierdzenie, iż Chiny nie wywiązały się z umowy podpisanej z Trumpem w 2020 r., co byłoby raczej łatwe do wykazania. W gospodarczym starciu z Chinami Trump potrzebowałby współpracy ze strony zagranicznych rządów. Było z tym krucho w trakcie jego pierwszej kadencji.

Jednak choćby w Białym Domu Trumpa może pojawić się sprzeciw wobec jego najbardziej agresywnej polityki handlowej. Jastrzębie, jak doradca ekonomiczny Peter Navarro, są może i najbardziej słyszalni, ale Trump lubi gromadzić wokół siebie zespół rywali, co pozwala mu rozstrzygać wszystkie spory. Może np. ponownie mianować kogoś związanego z nowojorską giełdą, a więc bardziej liberalnego, na stanowisko sekretarza skarbu, co stanowiłoby przeciwwagę dla zagorzałych protekcjonistów.

Przed Trumpem będą i inne przeszkody. Z pewnością będzie chciał ostro zabrać się do pracy, ale już pierwsze miesiące urzędowania mogą być ściśle wypełnione przez trudne wyzwania legislacyjne. Na początku stycznia wróci sprawa limitu długu USA, co zmusi Biały Dom do rozpoczęcia niełatwych rozmów z Kongresem.

A w kwietniu Kongres będzie musiał dokonać poważnych cięć, jeżeli nie wypracuje nowego budżetu. Oznacza to żmudne negocjacje. Jeśli demokraci zdołają wygrać wybory do Izby Reprezentantów, wszystkie te negocjacje będą o wiele trudniejsze.

Zobacz również:

Inwestorzy obawiają się Trumpa

Wiele z obaw inwestorów dotyczy chęci wpływania przez Trumpa na decyzje banku centralnego w sprawie stóp procentowych. Wcielenie w życie tego zamiaru jest jednak trudne. Pierwsza szansa na mianowanie nowego gubernatora w Fed (członka Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej – red.) nadejdzie w 2026 r., po czym nowy prezydent będzie mógł również nominować przewodniczącego, który zastąpi Jerome’a Powella.

Rada Gubernatorów Fed liczy siedem osób, a wszystkie nominacje muszą przejść przez Senat, który wcześniej zablokował dwóch z czterech wybrańców Trumpa. Gdyby prezydent próbował usunąć przedwcześnie Powella ze stanowiska, możliwe, iż czekałaby go kolejna, niemożliwa do wygrania batalia prawna.

Być może największą krótkoterminową szkodą, jaką Trump może wyrządzić amerykańskiej gospodarce, jest jego polityka imigracyjna. Zatrzymanie „inwazji”, jak ją nazywa, pochłonie bez reszty jego administrację. Jednak przecież miliony osób, które przybyły do USA w ciągu ostatnich kilku lat, miały najważniejsze znaczenie dla utrzymania wzrostu gospodarczego przy jednoczesnym ograniczeniu inflacji.

Zatrzymanie migracji byłoby szokiem dla rynku pracy. Dlatego, podobnie jak w przypadku innych polityk, na każdym kroku pojawi się silny opór, z sądami unieważniającymi nakazy deportacji, stanami rządzonymi przez demokratów, odmawiającymi współpracy i firmami lobbującymi za łagodniejszym podejściem.

Świat wielkich finansów także patrzy przychylnym okiem na migrację, dlatego miałby interes w lobbowaniu na rzecz łagodniejszego stanowiska Białego Domu. A jak wiadomo, Trump jest wrażliwy na sygnały płynące z rynku. Gdyby wartość akcji na giełdzie spadła, gdy Trump zaatakuje swój najnowszy cel – czy to Fed, migrantów czy handel zagraniczny – z pewnością zwróciłoby to jego uwagę.

Nie oznacza to, iż należy być optymistycznie nastawionym do wpływu ekscentrycznego miliardera na amerykańską politykę. Istnieje ryzyko, iż jego druga kadencja wymknie się spod kontroli. A przecież nadzór na jego ekscesami nie jest automatyczny i wymagałaby ludzi, którzy wystąpiliby przeciwko niemu w Partii Republikańskiej, sądach i społeczeństwie. Wciąż jednak można się tego spodziewać, co powstrzymałoby wszystko co najgorsze z trumponomiki.

Tekst przetłumaczony z „The Economist”©

The Economist Newspaper Limited, London, 2024

Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk

Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji

Zobacz również:

„Debata polityczna”: Leszek Miller: Wyborcy oczekują rozliczeń/Polsat News Polityka

Idź do oryginalnego materiału