„The Economist”: Czarne chmury nad Rosją. Sojusznik może zadać decydujący cios

news.5v.pl 1 tydzień temu
  • Cotygodniowy, piątkowy cykl „Interia Bliżej Świata” to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazet
  • Rosyjski gigant gazowy Gazprom po raz pierwszy od ponad 20 lat zanotował stratę netto ok. 7 mld dolarów
  • „The Economist” podkreśla, iż Kreml coraz bardziej może obawiać się o przyszłość swojego przemysłu gazowego
  • Ratunkiem mogą być Chiny, a także zwiększenie eksportu LNG. Obie opcje są jednak wątpliwe

Gdy rosyjscy przywódcy wstrzymali większość dostaw gazu do państw UE w 2022 r., uważali posunięcie za sprytne. Ceny natychmiast wystrzeliły w górę, umożliwiając Kremlowi liczenie krociowych zysków pomimo niższych wolumenów eksportu.

W międzyczasie Europa, która w 2021 r. kupowała 40 proc. gazu z Rosji, zaczęła mierzyć się z wysoką inflacją oraz przygotowywała na realną możliwość przerw w dostawach energii.

Jednak dwa lata później, dzięki łagodnym zimom i ogromnemu importowi skroplonego gazu ziemnego (LNG) z USA, europejskie zbiorniki gazu są pełne. A Gazprom, rosyjski państwowy gigant gazowy, notuje rekordowe straty.

Rosja po wybuchu wojny w Ukrainie wciąż ma trudności z przekierowaniem 180 mld metrów sześciennych gazu, o wartości 80 proc. całkowitego eksportu tego paliwa w 2021 r., które kiedyś sprzedawała do Europy.

Przyczyn jest wiele. Ale przede wszystkim Moskwa nie zadbała o wybudowanie odpowiednika Nord Stream, gazociągu do Niemiec, który pozwalał na przesyłanie błękitnego paliwa do klientów w innych krajach. Brakuje również instalacji do schładzania paliwa do -160 stopni Celsjusza i specjalistycznych tankowców do transportu LNG.

Zobacz również:

Rosja ma dwie możliwości

Do niedawna była to jedynie drobna niedogodność. Jednak w miarę przedłużania się wojny Kreml potrzebuje gotówki, by utrzymać swoją machinę wojenną. Wysokie ceny ropy również nie będą utrzymywać się wiecznie. Światowe moce produkcyjne przewyższają globalny popyt i tylko cięcia wydobycia przez producentów z Zatoki Perskiej i Rosję utrzymują korzystne ceny na rynkach.

Niedobór funduszy i sprzętu hamuje wysiłki Rosji w zakresie eksploracji nowych złóż. Globalny popyt może jeszcze bardziej spaść w nadchodzących latach. Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) spodziewa się, iż osiągnie on szczyt jeszcze w obecnej dekadzie, wraz z przyspieszeniem zielonej transformacji. Z kolei większość ekspertów przewiduje, iż popyt na gaz, a więc paliwo czystsze niż węgiel, będzie przez cały czas rósł.

Dla Rosji wszystko to sprawia, iż ożywienie sprzedaży na rynku gazu jest niezwykle ważne. Jednak sprzedaż do Europy, która w 2023 r. wciąż stanowiła połowę ze 140 mld m3 eksportowanych przez Kreml, w tym roku ponownie się zmniejszy. Teoretycznie ekipa Władimira Putina ma teraz dwie możliwości:

  • budowę rurociągów do innych państw
  • wzmocnienie floty tankowców LNG.
Zobacz również:

Rosja. Siła Syberii, czyli wielki gazociąg do Chin

Rosja już teraz w większym stopniu wykorzystuje Siłę Syberii, gazociąg zaopatrywany ze złóż wschodniosyberyjskich Gazpromu, w eksporcie do Chin. Do 2025 r. dostawy mogą osiągnąć 38 mld m3, w porównaniu z 10 mld m3 w 2020 r. Rozbudowa gazociągu może przynieść kolejne 10 mld m3 rocznie do 2029 r.

Największym przełomem ma być jednak Siła Syberii 2, z zachodniosyberyjskiej bazy surowcowej, która do tej pory służyła potrzebom eksportu na rynek europejski. Gazociąg do 2029 r. ma przesyłać 50 mld m3 gazu rocznie do Chin przez Mongolię. Przewiduje się, iż do tego czasu zapotrzebowanie Pekinu osiągnie 600 mld m3, w porównaniu z 390 mld m3 w ubiegłym roku. Rosja ma nadzieję dostarczać jedną szóstą tego zapotrzebowania.

Problem polega na tym, iż Chiny nie są pewne, czy naprawdę chcą realizacji Siły Syberii 2. Pekin ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa energetycznego i od dawna dąży do ograniczenia zależności od jednego eksportera paliw.

Negocjacje z Rosją w sprawie projektu utknęły w martwym punkcie, a nieporozumienia dotyczą kluczowych warunków, od finansowania po cenę błękitnego paliwa. choćby jeżeli projekt zostanie ukończony, może okazać się niesatysfakcjonujący z punktu widzenia Rosji. Chiny zachowają inne źródła gazu, np. z państw Azji Środkowej, a jednocześnie Gazprom będzie zależny od jednego nabywcy.

Zobacz również:

Czarne chmury nad Rosją. Chiny spokojnie czekają

Siergiej Wakulenko, były szef strategii w Gazprom Nieft (spółka zajmuje się wydobyciem ropy naftowej), twierdzi, iż Chiny mogą po prostu poczekać do 2025-26 r., kiedy na rynek wejdą ogromne dostawy LNG z Ameryki i Kataru, zanim narzucą Kremlowi trudne warunki.

Rosyjskie ministerstwo gospodarki już teraz przewiduje, iż w 2027 r. cena gazu eksportowanego do Chin wyniesie średnio 257 dolarów za metr sześcienny, w porównaniu z 320 dolarów za przepływy do pozostałych klientów z Europy.

Projekt wiązałby się również z innym ryzykiem. Gazprom musiałby eksploatować rurociąg na pełnych obrotach przez co najmniej 20 lat, by inwestycja się zwróciła. Zasadniczo jest to osiągalne. W miarę dekarbonizacji Chiny mają miejsce na zmniejszenie zużycia węgla, najtańszego i najbrudniejszego paliwa, przy jednoczesnym wykorzystaniu gazu.

Jednak ożywienie gospodarcze może skłonić Chiny do dalszego zwiększania mocy odnawialnych źródeł energii, a w takim przypadku Pekin może szybciej porzucić gaz. W innym wariancie gospodarka może radzić sobie gorzej niż oczekiwano, co w poszukiwaniu oszczędności skłoni przywódców chińskiej partii komunistycznej do powrotu do spalania tańszego węgla.

Ambitne plany Kremla. Zachodnie sankcje ciążą coraz bardziej

Zwiększenie produkcji LNG – druga opcja Rosji – wydaje się nieco bezpieczniejszym rozwiązaniem. Na statku surowiec może zostać wysłany w dowolne miejsce na świecie. A rosyjski skroplony gaz ziemny cenowo może konkurować z innymi, ponieważ jest tańszy niż jakikolwiek inny poza tym z Kataru. Do tego Kremlowi sprzyjają niskie temperatury, najważniejsze w procesie skraplania.

Rosja zamierza zwiększyć eksport LNG do 100 mln ton do 2030 r., co odpowiada 138 mld m3 gazu, w porównaniu z 31 mln ton w ubiegłym roku. Prognozuje, iż jej udział w rynku osiągnie 20 proc. do 2030 r., w porównaniu z 8 proc. obecnie.

Może to być jednak zbyt ambitny cel. Nowe zakłady LNG i obiekty transportowe wymagają zachodnich technologii i komponentów, które z powodu sankcji stały się niemożliwe do uzyskania.

Problemy dotknęły strategicznego dla Kremla projektu Arctic LNG 2. Obejmuje on budowę trzech jednostek do produkcji LNG. Zagraniczni akcjonariusze zakładów skraplania gazu w Arktyce zrezygnowali z powodu amerykańskich sankcji. Mowa m.in. o japońskim konsorcjum Mitsui i JOGMEC.

Zobacz również:

W realizację arktycznego projektu włączyły się Chiny, które dostarczały potrzebny sprzęt. Pekin zwrócił się do USA o zniesienie sankcji, ale bezskutecznie. By ratować sytuację, Kreml dokapitalizował największego producenta LNG w Rosji – Novatek i pracuje nad własnymi technologiami.

Jednak powstanie rosyjskiego przemysłu gazowego zajmie trochę czasu. Arctic LNG 2, który pierwotnie miał rozpocząć dostawy w pierwszym kwartale 2024 r., zawiesił produkcję w zeszłym miesiącu. Firma konsultingowa Rystad Energy szacuje, iż rosyjska produkcja LNG osiągnie zaledwie 40 mln ton do 2035 r., czyli około 100 mln mniej niż wynoszą ambicje Kremla.

A znalezienie nabywców będzie trudne. Anne-Sophie Corbeau z Uniwersytetu Columbia uważa, iż Rosja będzie musiała sprzedawać do biedniejszych krajów, oferując promocyjne kontrakty.

Trudności oznaczają, iż Moskwa nie będzie w stanie odzyskać znacznej części dochodów, które kiedyś uzyskiwała z Europy. Eksperci szacują, iż złoty wiek gazu potrwa co najwyżej kilka dekad w miarę postępowania zielonej transformacji.

I chociaż zachodnie sankcje i rosyjskie błędy nie zażegnają wojny w Ukrainie, mogą zadać cios przyszłości Rosji jako wiodącego dostawcy surowców energetycznych.

Tekst przetłumaczony z „The Economist”©

The Economist Newspaper Limited, London, 2024

Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk

Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji

Zobacz również:

Piebiak o sędzi-zdrajcy: Wszystko na to wskazuje, iż on tak naprawdę jest wschodni/RMF24.pl/RMF

Idź do oryginalnego materiału