Przyczyn porażki Rafała Trzaskowskiego w wyborczym wyścigu prezydenckim można wskazać kilka, kilkanaście, a choćby kilkadziesiąt, ale główną z pewnością był brak wiarygodności. Po zwycięstwie Donalda Trumpa w Polsce zapanowała niesamowita moda na „drugiego Trumpa” i o ile w przypadku prawicowych polityków miało to jakiś sens, to politycy liberalno-lewicowi w nowych szatach wyglądali komicznie. Rafał Trzaskowski na swoje nieszczęście dokładnie w takie szaty się przebrał i to jeszcze na etapie wyborów wewnętrznych, gdy usiłował udowodnić, iż jest niemniej konserwatywny od Radosława Sikorskiego.
Przez eliminacje partyjne, które były jednym wielkim teatrem lub jak kto woli ustawionym pojedynkiem, Rafał Trzaskowski przeszedł z miażdżącą przewagą, jednak potem przyszedł czas prawdziwej kampanii i rywalizacji. Od pierwszego do ostatniego dnia kandydat Koalicji Obywatelskiej uprawiał polityczną schizofrenię, w poniedziałek był ostrym lewicowcem, we wtorek radykalnym prawicowcem, w środę oferował coś dla centrum i ponownie cykl się powtarzał. Rafał Trzaskowski sam się prosił, aby konkurenci i wyborcy przypominali mu, co mówił wcześniej i co mówi dziś, a jedna z najczęściej wypominanych sprzeczności dotyczyła kwestii obyczajowych. Niesławne usuwanie krzyży z warszawskim urzędów, przeplatało się z szacunkiem dla nauk Jana Pawła II i to tylko jeden z kilkudziesięciu schizofrenicznych zestawów.
Ważnym motywem kampanii Rafała Trzaskowskiego, którego on sam sobie nie życzył, była też cała seria wpadek związana z tęczową flagą. Zaczęło się od zdjęcia z „Marszu Równości”, sztab kandydata wpadł na genialny pomysł, aby porozumieć się z „Gazetą Wyborczą” i zablokować możliwość nabycia praw autorskich. W takich przypadkach skutek zawsze jest ten sam i tym razem nie było inaczej. Zdjęcie Rafała Trzaskowskiego z aktywistami LGBT pojawiało się masowo na wszystkich portalach społecznościowych. Kolejny odcinek tego samego serialu miał miejsce w Końskich, podczas katastrofalnej dla Trzaskowskiego debaty. Karol Nawrocki powtórzył manewr Andrzeja Dudy z lekką modyfikacją, bo na swoim pulpicie położył flagę biało-czerwoną, a na pulpicie rywala tęczową.
Prawdopodobnie ten odgrzewany kotlet obróciłby się przeciw Nawrockiemu, ale nie pozwolił na to sam Trzaskowski. Trudno zrozumieć, jak to możliwe, iż sztab nie przygotował kandydata do tego stopnia, iż ten powtórzył błąd Komorowskiego z 2015 roku i odłożył flagę na podłogę. Ostateczny cios zadała jednak Magdalena Biejat, która z honorami przejęła tęczowy symbol. Niewątpliwie był to jeden z ważniejszych zwrotów w kampanii i na błędzie faworyta wyborów zyskała kandydatka lewicy oraz Karol Nawrocki. Udawanie Trumpa poszło za daleko i lewicowy elektorat rzucił się na Rafała Trzaskowskiego z całym impetem, co później przełożyło się na wynik wyborczy. Jedynie wizyta Kingi Gajewskiej i wywiad Donalda Tuska z Bogdanem Rymanowskim, w którym Tusk powołał się autorytet Jacka Murańskiego, można uznać za gorsze wyborcze wpadki.
Po wyborach Rafał Trzaskowski całkowicie się wycofał, nie komentował jednym zdaniem wywołanej przez Romana Giertycha afery związanej z „fałszerstwem wyborczym”. Prezydent Warszawy wrócił do swojej starej roli i od miesiąca Polacy nie mieli pojęcia, co u niego słychać. Gwałtowna zmiana nastąpiła 2 lipca, gdy przez media i Internet przetoczyła się sensacyjna informacja o reaktywowaniu tęczy na Placu Zbawiciela. Tak oto Rafał Trzaskowski wrócił do Rafała Trzaskowskiego i już nie udaje Trumpa. Jest z tą pewnością pewna forma odreagowania porażki i próba przypomnienia o sobie, ale ta terapia prezydenta stolicy będzie kosztowała Warszawiaków 700 tys zł, nie licząc odbudowy instalacji, która w przeszłości była regularnie podpalana.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!