Taśmy Pereiry

2 lat temu

Jak z pewnością wszyscy wiecie, rok temu podczas słynnego zebrania redakcji „GW” z zarządem ktoś to potajemnie nagrywał – a potem w jakiś sposób przekazał do TVP. Może kiedyś się dowiemy kto i dlaczego trwało to wszystko aż rok.

Pereira wraz ze swoimi minionkami próbował z tego ukręcić jakąś aferę, ale wyszło to jakoś niemrawo. Na tym skrinie doszukuje się czegoś niezwykłego w fakcie, iż w owym czasie istniała grupa dziennikarzy zajmujących się tematem Obajtka.

Co w tym dziwnego, tego nie próbował wyjaśnić. Zadawał tylko pytania retoryczne w stylu „kto im to zlecił” (a przecież z nagrania wyraźnie wynika, iż zastępca redaktora naczelnego, bo to jego zadanie).

Wszystkie słynne śledztwa dziennikarskie w historii miały kogoś, kto „wydał zlecenie”. Aferę Watergate rozpracowywali, jak wiadomo, Woodward i Bernstein, ale „zlecenie” wydał im ich szef, Ben Bradlee (Oscar za rolę drugoplanową dla aktora charakterystycznego Jasona Robardsa).

To wiedza na tyle powszechna, iż choćby po prawicowych blogerach nie widzę jakiegoś wzburzenia rewelacjami Pereiry. Na wszelki wypadek mogę jednak wyjaśnić, iż redakcja to nie jest blogowisko, na które każdy wrzuca co chce.

Redagowanie polega między innymi na decyzjach typu „Iksiński zajmuje się tym, a Igrekowski tamtym”. W tym sensie więc Iksińskiemu regularnie ktoś wydaje „zlecenia”.

Nagrania przy okazji ujawniły, iż w „Gazecie Wyborczej” przez cały czas działa mechanizm „chińskiego muru”, czyli oddzielenia redakcji od korporacji. Padły dwa przykłady – felietonu szydzącego z książki wydanej przez Agorę i tekstów uderzających w Amazon, ważnego reklamodawcę.

Z nagrań wynika, iż zarząd wywierał naciski, by te teksty się nie ukazały, ale przecież się ukazywały. Wszyscy chyba pamiętamy błyskotliwy felieton Krzyśka Vargi o książce instagramerki Lipińskiej czy też teksty Adriany Rozwadowskiej o Amazonie (i nie tylko).

Naciski były więc nieskuteczne. I można sobie wyobrazić, w jaki sposób korpomenadżerowie byli sprowadzani do parteru słuchając, jak Adam Michnik sztorcuje prezesa Hojkę w tej rozmowie.

Przypomnijmy, iż to, co Hojka prezentuje tutaj jako niemożliwe (bo procedury, bo giełda, bo statut), w końcu jednak się stało. Wprowadzono „człowieka Gazety” do zarządu Agory. Bo to była – jak słusznie to ujął Adam – kwestia woli politycznej.

Gdyby jednak zrealizowano pierwotne plany i redakcję połączono z portalem gazeta.pl i podporządkowano zarządowi na korpo – chiński mur by zniknął. Amazon mógłby zablokować krytyczne teksty po prostu wykupując reklamy.

Choć metafora „chińskiego muru” odwołuje się do skojarzeń etno-inżynierskich, to jest w praktyce zwykle konkretna istota ludzka. Na przykład Katharine Graham, która odmawia podporządkowania się naciskom Nixona, albo Jerzy Wójcik, odmawiający podporządkowaniu się naciskom Amazona.

W praktyce żeby ów redaktor czy wydawca mógł takie naciski odrzucać, struktura zatrudniającej go instytucji musi mu dawać taką możliwość. Nie możemy polegać tylko na jego/jej odwadze i szlachetności choćby dlatego, iż ktoś go/ją w końcu kiedyś zastąpi.

Jak pokazują burzliwe dzieje „Gazety Wyborczej”, udało się w niej to skonstruować. Mam nadzieję, iż choćby wyborcy PiS zgodzą się, iż w tej redakcji działa chiński mur.

Nie zgadzacie się z decyzjami Adama Michnika – to super, ja też nie zawsze się zgadzam. Ale nie zaprzeczycie, iż podejmuje te decyzje samodzielnie. Nikt nie może na niego skutecznie wywierać nacisku, ani prezes żadnej partii, ani prezes żadnej korporacji.

Ile w Polsce mamy redakcji, o których można to powiedzieć? Nie pytam retorycznie, naprawdę jestem ciekaw.

Po prawej stronie nie ma ich wcale. Tam choćby niespecjalnie ukrywają, iż wszyscy są podporządkowani Nowogrodzkiej i/lub Obajtkowi. Przyznają, iż tak jest i odpowiadają, iż „przecież tak jest wszędzie”.

Na pewno nie wszędzie. Ale gdzie poza „Wyborczą”?

Zakończę więc tradycyjnym apelem. Można „Gazety” nie lubić za to, tamto, siamto i owamto. Ale Polska potrzebuje medium mogącego pisać krytycznie o Amazonie choćby jeżeli Amazon będzie się w nim reklamować.

Biada nam, jeżeli zostaniemy tylko z mediami, w których redakcja kornie płaszczy się przed takim czy siakim prezesem.

Idź do oryginalnego materiału