Tak silnej burzy nie było od lat: orkan Amy pustoszy Europę. Sprawdzamy skąd to zjawisko

1 godzina temu

Sztorm Amy dotarł w ostatnich dniach do Irlandii, Wielkiej Brytanii, Norwegii, a choćby do państw Beneluksu. W ubiegłą sobotę amsterdamskie lotnisko odwołało 150 lotów, rejsy po Bałtyku zostały zakłócone, a premier Norwegii mówi o największej burzy, jakiej kraj doświadczył w ostatnim czasie. Według służb kataklizm tej skali nie miał miejsca od 25 lat. Sprawdzamy źródła tego zjawiska.

Przez całe lato aż do połowy września na Atlantyku panował niezwykły spokój, co zaskoczyło część badaczy, jednak w ostatnich tygodniach Ocean Atlantycki mocno się uaktywnił. Skutki odczuwają dziś europejskie kraje.

Po niezwykle długiej przerwie od huraganów we wrześniu doszło wręcz do wysypu tych zjawisk. Co więcej, niektóre z nich, wędrując w kierunku Europy, zmieniają się w wichury. To, co uderzyło w Wyspy Brytyjskie i Skandynawię, to właśnie był huragan Humberto. Choć problem jest złożony, większość naukowców jest zdania, iż globalne ocieplenie nasila intensywność zarówno cyklonów tropikalnych, jak i jesienno-zimowych wichur.

Według Michaela Lowry’ego, eksperta z Miami zajmującego się huraganami, okres od 29 sierpnia do 16 września nigdy wcześniej nie obył się bez nazwanej depresji tropikalnej, odkąd zaczęto zbierać dane satelitarne w 1966 roku. „Nazwana depresja tropikalna” to inaczej nadawanie imienia konkretnemu żywiołowi. Instytucje meteo tworzą listę imion tych zjawisk na dany sezon. Sama natomiast depresja tropikalna, to układ niżowy o sile wiatru od 63 do 117 km/h.

– Do tej pory basen Atlantyku odnotował najniższą aktywność od 2014 roku, z tylko jednym huraganem. To najmniejsza liczba huraganów do 15 września od 2002 roku – powiedział Lowry, cytowany przez Yale Climate Connections.

Meteorolodzy wiążą brak huraganów w szczycie sezonu z obecnością suchych mas powietrza znad Sahary, które uniemożliwiły formowanie się burz mimo wyjątkowo ciepłych wód tropikalnego Atlantyku. W połowie września doszło jednak do zmiany kierunku wiatru i w konsekwencji uformował się huragan Gabrielle.

  • Czytaj także: Arktyka znika w oczach. Co to oznacza dla zimy w Polsce?

Cyklony tropikalne stają się coraz silniejsze

Cisza mogła zaskoczyć naukowców, ale nie siła zjawisk. Wzrost globalnej temperatury na skutek spalania paliw kopalnych sprawia, iż cyklony tropikalne – w tym huragany na Atlantyku – zmieniają swoją charakterystykę.

– Z dotychczasowych obserwacji wynika, iż nie ma statystycznie istotnego wzrostu liczby cyklonów tropikalnych, ale wzrasta ich intensywność, a zatem i siła niszcząca. Ponadto spada prędkość ich przemieszczania się. W latach 1979–2017 zmniejszyła się liczba słabych cyklonów tropikalnych, a wzrosła liczba tych z kategorii czwartej i piątej. Przewiduje się kontynuację tej tendencji – mówi dla SmogLabu dr hab. Anita Bokwa, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy huragany dotrą do Europy?

Rosnące temperatury skłaniają do pytania, czy huragany mogą coraz częściej docierać poza tropiki. Przykładem był huragan Ophelia, który w 2017 roku dotarł do Irlandii, czy Larry, który w 2022 roku uderzył w Nową Fundlandię.

Załączona mapa pokazuje odchylenia temperatur powierzchni północnego Atlantyku w sierpniu – od Afryki po Zatokę Meksykańską wody były cieplejsze od średniej o 0,5–1,5 st. C.

Średnie dla sierpnia 2025 odchylenie temperatur powierzchni wód Oceanu Atlantyckiego w stosunku do lat 1991-2020. Źródło: Climate Reanalyzer/Uniwersytet Maine.

To tyle, co nic. Prawda? Niestety nie, bo to ogromna różnica – oceany cechuje bezwładność termiczna i ogromna pojemność cieplna. Nagrzewają się one wolniej niż lądy. Ponadto okres odniesienia obejmuje lata 1991-2020. Z punktu widzenia tempa zmiany klimatu, jest to ogromna zmiana. Warto tu dodać, iż ten jeden stopień różnicy w tropikalnych wodach, to być albo nie być dla huraganu. Zmiana z 25 na 26 st. C ma znaczenie. Bardzo ciepłe są też wody u wybrzeży Półwyspu Labradorskiego i między Azorami, a zachodnim wybrzeżem naszego kontynentu.

W tym roku żaden huragan nie dotarł do Nowej Fundlandii czy Irlandii, mimo iż te zjawiska w strefie tropikalnej były niezwykle silne i budziły obawy. Czy to oznacza, iż fakt docierania huraganów w wyższe szerokości geograficzne staje się trendem?

– Wzrost temperatury wód oceanicznych i atmosfery w umiarkowanych szerokościach geograficznych może się przyczynić do przesunięcia zasięgu występowania cyklonów tropikalnych w kierunku biegunów, ale kwestia ta jest przez cały czas przedmiotem badań. Zaobserwowano taką tendencję na Pacyfiku, ale nie na Atlantyku – odpowiada krakowska naukowczyni.

  • Czytaj także: Huragany wędrują coraz dalej na północ. Winne morskie fale upałów

Huragan Gabrielle zmienił się w niebezpieczny orkan Amy

Pierwszy w tym sezonie orkan uderzył w północną część Europy. Orkan Amy 3 października nawiedził Irlandię i Wielką Brytanią, niosąc za sobą ulewne deszcze i wiatr sięgający blisko 150 km/h. Cyklon osiągnął najniższe w historii dla października ciśnienie atmosferyczne, jakie kiedykolwiek zanotowano nad Wielką Brytanią. Amy pozbawił w Irlandii ponad 230 tys. domów i firm energii elektrycznej, zginęła też jedna osoba.

Storm Amy broke records overnight – Baltasound hit 947.9 hPa, provisionally the lowest October pressure ever recorded at a UK land station, beating Muckle Flugga’s 950.9 hPa in 1988. pic.twitter.com/X5kO1DfI45

— Met Office (@metoffice) October 4, 2025

W zasięgu orkanu znalazły się kraje Beneluksu. Władze portu lotniczego Schiphol w Amsterdamie, największego w Holandii, poinformowały w komunikacie o odwołaniu w sobotę ponad 150 lotów. Z kolei we Francji zginęły dwie osoby. Następna była Dania i przede wszystkim Norwegia, którą nawiedziły wiatry o podobnej sile. Najbardziej zagrożone było wybrzeże, gdzie fale osiągały 5 metrów wysokości.

Także w Norwegii odnotowano powalone drzewa, pozrywane linie energetyczne i krajobraz jak po huraganie. Według największego norweskiego dziennika „Aftenposten”, do ubezpieczycieli wpłynęło już 7,5 tys. roszczeń, wiele samochodów znalazło się pod wodą, ucierpiały też łodzie w tamtejszych portach.

„W ten weekend ekstremalny system pogodowy Amy uderzy w południową Norwegię i może to być najsilniejsza burza, jakiej doświadczyliśmy od wielu lat” – napisał premier Jonas Gahr Støre w mediach społecznościowych.

Według tamtejszych służb związane z cyklonem deszcze okazały się największymi od ćwierć wieku. Sumy opadów związane z orkanem miejscami sięgały ponad 100 mm. To ogromne ilości, jak na tę część świata. W ciągu jednej nocy miejscami spadło choćby 80 mm deszczu.

Norway Amy storm took away garrage shocking pic.twitter.com/GPYEFR5xPv

— Parag Shrivastava (@ParagShrivasta1) October 4, 2025

Czy mamy powód do obaw?

Orkan Amy na początku października był bardzo silnym cyklonem, który wędrował nad bardzo ciepłymi, cieplejszymi niż zwykle wodami Atlantyku. Czy należy się tym martwić? W końcu i do nas przyjdzie orkan. Amy na szczęście nas oszczędziła, doprowadzając jedynie do wstrzymania rejsów po Bałtyku.

Przede wszystkim trzeba wiedzieć, skąd ich siła, bo wiatr o prędkości ponad 140 km/h na Wyspach Brytyjskich czy w Norwegii może wielu zaskakiwać. To w końcu prędkość prawdziwego huraganu.

– Energia cyklonów tropikalnych pochodzi głównie z przekształcenia ciepła zawartego w tropikalnych wodach oceanicznych, zaś niże szerokości umiarkowanych są generowane głównie w związku z występowaniem frontów atmosferycznych i prądów strumieniowych (czyli intensywnych ruchów powietrza w górnej troposferze) – wyjaśnia prof. Bokwa.

Jak zaznacza badaczka, duża prędkość wiatru zawsze jest związana z dużą różnicą ciśnienia atmosferycznego występującego na małym obszarze. A północny Atlantyk stwarza takie możliwości ze względu na duże różnice w temperaturach kształtujących niże baryczne, czyli układy cyklonalne.

– Zdarza się, iż cyklon tropikalny w końcowej fazie dociera do obszarów sąsiadujących z tropikami, np. do południowo-zachodniej Europy i mimo wytracenia energii potrafi wyrządzić poważne szkody. Obserwowana aktualnie zmiana klimatu powoduje wiele zmian zarówno własności wód oceanicznych, jak i atmosfery.

Oznacza to, iż jednak martwić się tym trzeba. W polskich mediach eksperci często łączą obserwacje nasilających się wichur czy ekstremalnych zdarzeń z globalnym ociepleniem, choć z ostrożnością — podkreślają, iż to, co kiedyś było rzadkością, może się stać częstsze.

Zdjęcie tytułowe: Shutterstock/Shaiith

Idź do oryginalnego materiału