

Przemówienie prezydenta, choć formalnie nie było corocznym orędziem o stanie państwa odbyło się według tego samego ceremoniału. Trwało godzinę i 39 minut i było najdłuższe w historii. Poprzedni rekord należał również do Trumpa, a także Billa Clintona i wynosił godzinę i 22 minuty.
Jak zwykle wydarzenie obfitowało w symboliczne i teatralne gesty. Trump wskazywał podczas przemówienia zaproszonych gości, w tym matkę zabitej przez nielegalnego imigranta dziewczyny Jocelyn Nungaray (na cześć której nazwał rezerwat przyrody), agenta służb granicznych postrzelonego przez migrantów, pracownika zakładów stalowych, którego mają chronić wprowadzone przez niego cła na stal i aluminium, czy chorego na raka mózgu 13-letniego chłopca, którego oficjalnie mianował agentem Secret Service, zgodnie z jego marzeniem.
Tak Demokraci reagowali na wystąpienie Donalda Trumpa. „Musk kradnie”
Kongresmeni Partii Demokratycznej demonstrowali swój sprzeciw wobec polityki Trumpa w stosunku do Ukrainy dzięki przypinek z ukraińskimi flagami i niebiesko-żółtych krawatów.
Zaprosili też na galerię ludzi poszkodowanych polityką Trumpa, w tym m.in. urzędników zwolnionych przez zespół Elona Muska DOGE. Inni trzymali tabliczki z napisem „Musk kradnie”.
Część Demokratów ubranych w koszulki z napisem „Resist” („opór”) w trakcie przemówienia prezydenta wyszła z sali. Już na początku z izby usunięty został demokratyczny kongresmen Al Green, który starał się przekrzyczeć Trumpa i zakłócać jego wystąpienie.
Jak co roku na sali nieobecny był jeden członek gabinetu prezydenta, który przebywał w tym czasie w nieujawnionym miejscu, by — w razie śmierci pozostałych członków gabinetu — mógł zapewnić trwałość rządów. Tym razem rola ta przypadła ministrowi ds. weteranów Dougowi Collinsowi.