Tajne przez niedorzeczne. Macierewicz, mitomania i bezkarność

1 tydzień temu

Antoni Macierewicz, jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej sceny politycznej ostatnich dekad, ponownie znalazł się w centrum zainteresowania.

Tym razem nie chodzi jednak o kolejną teorię na temat katastrofy smoleńskiej, ale o możliwe uchylenie jego immunitetu poselskiego w związku z zarzutami prokuratury dotyczącymi ujawnienia tajnych informacji. Reakcja samego Macierewicza, jak również jego linia obrony, unaoczniają głębszy problem związany z funkcjonowaniem jego stylu politycznego: osobisty mit, który od lat konsekwentnie zastępuje argumenty.

Wielokrotnie powtarzany przez Macierewicza zarzut wobec dziennikarzy TVN, iż „od 14 lat jednoznacznie kłamią”, nie jest ani odpowiedzią na zarzuty, ani próbą racjonalnej obrony. To strategia, która polega na delegitymizowaniu każdego źródła informacji, które nie współgra z narracją samego polityka. Macierewicz nie odnosi się rzeczowo do dokumentów, faktów ani analiz – jego odpowiedzi są zbiorem oskarżeń, sugestii spiskowych i retorycznych uników. To klasyczny przykład uniku merytorycznego poprzez atak osobisty.

Nie sposób nie zauważyć, iż linia obrony opiera się na logice wewnętrznego oblężenia. Przeciwnicy są przedstawiani jako element szeroko zakrojonego spisku: dziennikarze, prokuratorzy, politycy opozycji, a choćby instytucje państwowe, które w normalnych warunkach powinny być partnerami w demokratycznym procesie kontroli i odpowiedzialności. W przypadku Macierewicza jednak wszelkie działania instytucjonalne są automatycznie przedstawiane jako element walki politycznej.

W kontekście zarzutów – dotyczących m.in. ujawnienia informacji niejawnych i poświadczenia nieprawdy – warto zadać sobie pytanie: czy Macierewicz w ogóle dopuszcza myśl, iż jego działania mogą podlegać ocenie prawnej? Jego publiczne wypowiedzi sugerują raczej, iż nie uznaje żadnych zewnętrznych ram odpowiedzialności. Tworzy rzeczywistość, w której to on decyduje, co jest zgodne z prawem, a co nim nie jest. To podejście groźne, nie tylko z punktu widzenia zasad państwa prawa, ale również w kontekście elementarnej odpowiedzialności publicznej.

Postawa Macierewicza ujawnia też inny, bardziej strukturalny problem: instytucjonalną tolerancję wobec nadużyć władzy. Przez lata był politykiem, któremu pozwalano na działania przekraczające granice standardów politycznych i administracyjnych. Jako szef MON podejmował decyzje o znaczeniu strategicznym, często bez konsultacji, bez przejrzystości i bez realnej kontroli. Podkomisja smoleńska, której przewodniczył, funkcjonowała w sposób nieprzejrzysty i kosztowny, a jej ustalenia zostały zakwestionowane nie tylko przez środowiska naukowe, ale również przez instytucje państwowe.

Obecna sytuacja to nie tylko kwestia odpowiedzialności karnej konkretnego posła. To test dla polskiego parlamentaryzmu i dla mechanizmów państwa prawa. Uchylenie immunitetu nie przesądza o winie – umożliwia jedynie przeprowadzenie procedury karnej. Opór wobec tego aktu, formułowany wyłącznie w kategoriach politycznych, świadczy o niezrozumieniu podstawowej zasady demokratycznej: równości wobec prawa.

Macierewicz od lat posługuje się stylem politycznym, który promuje osobistą nieomylność, wzmacnia konflikty i osłabia instytucjonalne ramy debaty publicznej. Jego obecna postawa – pełna pogardy wobec faktów, ataków personalnych i sugestii spiskowych – stanowi kontynuację tej samej strategii. Nie jest to już jednak wyłącznie problem jednego polityka. To wyzwanie dla państwa, które musi odpowiedzieć na pytanie: czy istnieją jeszcze granice, których nie wolno przekraczać, choćby jeżeli jest się Antonim Macierewiczem?

Idź do oryginalnego materiału