Szwedzka minister energetyki Ebba Busch obwinia Niemcy o wpędzenie całej Europy w potężny kryzysy energetyczny.
– Jestem wściekła na Niemców. Podjęli decyzję dotyczącą swojego własnego terytorium, do której mieli prawo. Ale ma to bardzo poważne konsekwencje – tymi słowami Ebba Busch, liderka Chrześcijańskich Demokratów, wywołała niedawno medialną burzę nie tylko w swoim kraju, ale także w Niemczech.
Monstrualne rachunki
W Szwecji przyczyną poruszenia były nie tylko same słowa pani minister, ale także horrendalnie wysokie ceny, jakie przyszło płacić mieszkańcom południowej części kraju. W przeciwieństwie bowiem do północnej Szwecji, gdzie znaczna część energii jest pozyskiwana z elektrowni wodnych, południe może już liczyć głównie na odnawialne źródła energii. Co prawda teoretycznie tańsza i niezawodna energia wytwarzana w elektrowniach wodnych mogłaby posłużyć rodakom zamieszkującym regiony położone bliżej Danii, ale na przeszkodzie stoi tzw. Flow-Based Market Coupling, czyli unijny mechanizm przydziału energii. Zgodnie z nim energia jest przydzielana regionom uznanym przez eurokratów za priorytetowe, a nie strategicznie ważne z punktu widzenia danego kraju.
W ten właśnie sposób przy jesienno-zimowym spadku produkcji energii elektrycznej pochodzącej z odnawialnych źródeł tanie nadwyżki ze Szwecji płyną do Niemiec, a nie na południe kraju. Szwedzki rząd zgodził się na unijne „łączenie rynków” w październiku tego roku, a efekty okazały się drastyczne. Szwedzcy konsumenci muszą płacić wręcz monstrualne rachunki wynoszące choćby kilkunastokrotność kwot, które płacili jeszcze rok temu. W tym kontekście nie dziwi więc wypowiedź minister energii, która zdecydowała się przekierować złość i frustrację poza granice kraju.
W rzeczywistości znaczną część odpowiedzialności za obecną sytuację ponosi rząd, do którego przynależy Ebba Busch. Nikt przecież nie wymuszał na nim przyłączenia się do unijnego mechanizmu. Ekipa rządząca za głównego winowajcę całego obecnego kryzysu uznaje jednak poprzednią koalicję rządzącą złożoną z socjaldemokratów i zielonych, która w latach
2019-2020 zamknęła cztery elektrownie atomowe. Decyzja ta pozbawiła Szwecję jednego z fundamentów systemu energetycznego, który nie został nigdy uzupełniony. Gdy w 2022 r. antyimigranccy Szwedzcy Demokraci przejęli władzę, obiecali, iż zainwestują w budowę nowych bloków jądrowych, ale ze zrozumiałych względów od podjęcia takiej decyzji do ich uruchomienia musi minąć bardzo wiele lat.
Premier Szwecji Ulf Kristersson przyznał publicznie, iż w kraju nastały trudne czasy, a efekty decyzji podjętych przez poprzednią ekipę będą odczuwane jeszcze długo. Jak zwykle jednak w tego typu wypadkach szef rządu nie przyznał się do tego, iż powinien był powstrzymać akces swojego kraju do destrukcyjnego mechanizmu „łączenia rynków”.
Samobójcza polityka
Unijne „łączenie rynków” w Unii Europejskiej znaczy niestety tyle, co podporządkowanie się Niemcom. Przykład Szwecji pokazuje wyraźnie, iż choćby kraj dysponujący tanią energią może stać się ofiarą mechanizmów gwarantujących w imię „efektywności” i „optymalizacji” tanią energię głównie Niemcom. Do podobnych wniosków doszły w ostatnim czasie także władze Norwegii, które zadeklarowały, iż są gotowe choćby jednostronnie wypowiedzieć dotychczasowe umowy z Niemcami, byle tylko przywrócić u siebie niskie ceny energii.
Musiało niestety dojść do swego rodzaju tragedii, jaką jest doprowadzenie do tak horrendalnie wysokich cen, aby przerwana została zmowa milczenia. Szwedzka minister energii przedstawiła opinię, którą większość polityków w Europie do tej pory bała się wypowiedzieć na głos. Poszczególne kraje Wspólnoty z zapałem samobójcy wciąż demontują podstawy swojego systemu energetycznego, prześcigając się w absurdalnych przedsięwzięciach. Najbardziej absurdalnym z nich było oczywiście zamknięcie przez Niemcy elektrowni atomowych, które stworzyło wyrwę w samym gospodarczym sercu całej Europy. Spętani zieloną propagandą politycy głównego nurtu długo nie chcieli nazywać rzeczy po imieniu, ponieważ wówczas sami musieliby przyznać się do ogromnych błędów.
W Szwecji sytuacja stała się na tyle dramatyczna, iż wyzwoliła długo niewidziany przypływ szczerości. Ebba Busch nie jest z pewnością politykiem zamierzającym zakwestionować obecny ekologiczny konsensus w samych jego podstawach, ponieważ wykazuje jednoznaczne przywiązanie do idei doprowadzenia do zeroemisyjności szwedzkiej gospodarki już w 2045 r. W swoich zasadniczych zapatrywaniach na tematy związane z przymuszaniem obywateli do korzystania wyłącznie z aut elektrycznych czy też ograniczania konsumpcji nie różni się niczym od przedstawicieli ugrupowań zielonych. Swoim śmiałym atakiem na Niemcy Ebba Busch może za to doprowadzić do przełamania tabu, które spowija całą unijną politykę klimatyczną.
Energetyczna wieża Babel
Tabu to obejmuje przede wszystkim ogromne obawy dotyczące skutków łączenia energetycznych rynków. Polska przystąpiła do mechanizmu Flow-Based Market Coupling już w 2022 r. i teoretycznie dzięki niemu zyskała możliwość nabycia energii w kryzysowych momentach braku dostatecznej mocy we własnym systemie. W praktyce współdzielenie swojego systemu energetycznego z Niemcami i innymi krajami zmierzającymi w podskokach na zderzenie ze ścianą wiąże się z coraz większym prawdopodobieństwem wystąpienia sporego krachu. Energetyczna wieża Babel została stworzona głównie z myślą o możliwie najbardziej efektywnym wykorzystaniu potencjału farm wiatrowych czy fotowoltaicznych. W kryzysowych sytuacjach, w których brakuje wystarczającej ilości energii pozyskiwanej z bloków jądrowych, gazowych czy węglowych, system łączenia rynków okazuje się jednak bardzo zawodny, o czym przekonują się właśnie Szwedzi.
Przerwana przez Szwecję zmowa milczenia powinna zachęcić do większej śmiałości przedstawicieli także innych europejskich krajów, które wcześniej czy później spotkają się z dokładnie taką samą sytuacją. Dotyczy to w znacznej mierze również Polski, w której do niedawna ceny energii elektrycznej były już przez dłuższy czas najwyższe w całej Europie. Rząd Donalda Tuska nie zamierza przedłużać funkcjonowania tarcz i już od przyszłego roku zmusi tym samym Polaków do zmierzenia się z realnymi skutkami wdrażania Zielonego Ładu. Być może właśnie taki wyjątkowo zimny prysznic jest potrzebny, aby Polacy zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, jak wielkie kłopoty zgotowały im rządy zarówno „dobrej zmiany”, jak i „uśmiechniętej Polski”. Niewykluczone, iż tak jak w przypadku Ebby Busch dopiero skandalicznie wysokie ceny prądu wywołają masowe otrzeźwienie.
Największym problemem Szwecji, ale także Polski i innych państw jest niestety to, iż planowane w tej chwili bloki jądrowe będą mogły być otwarte najwcześniej w drugiej połowie przyszłej dekady. Popełnionych w ostatnich latach błędów nie da się naprawić błyskawicznie, choć pewną nadzieją dla Europy może się stać import gazu w formie ciekłej z USA czy z państw arabskich. Paliw kopalnych mogących pomóc w opanowaniu kryzysu energetycznego na świecie nie brakuje. Wystarczy tylko przekłuć autodestrukcyjną bańkę ideologiczną, w której zamknęła się Unia Europejska i zacząć działać.