Z tym pytaniem dzwonimy do prof. Piotra Osęki z Instytutu Studiów Politycznych PAN, który specjalizuje się w historii współczesnej. – To, czego jesteśmy świadkami, niestety mieści się w głównym nurcie kultury politycznej – mówi badacz. Nie znaczy to jednak, iż przemoc w polityce pozostaje na tym samym poziomie. Prof. Osęka uważa, iż naszych oczach postępuje degradacja życia publicznego.
Przemoc w polityce narasta
– Początek tego psucia nastąpił w roku 2015, gdy w kampanii wyborczej prezydenta Bronisława Komorowskiego zaczęli się pojawiać harcownicy, którzy zakrzykiwali kandydata i wyborców. To było niespotykane, bo do tej pory w III RP nie było zorganizowanych prób rozbijania wieców przeciwnika politycznego – tłumaczy historyk.
Oczywiście nie znaczy to, podkreśla prof. Osęka, iż w latach 1989-2015 polityka była prowadzona w sielankowej atmosferze. – Zdarzały się ataki fizyczne na polityków. Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego podczas wizyty w Paryżu jajkami obrzucił Mariusz Kamiński z Młodzieży Republikańskiej, późniejszy szef służb specjalnych (polityk PiS – red.). Gdy swego czasu gen. Wojciech Jaruzelski podpisywał swoją książkę, ktoś uderzył go kamieniem w głowę. To najbardziej znane przykłady agresji fizycznej. Do tego dochodzi kilka zabójstw politycznych, które popełniono po 1989 roku – mówi prof. Piotr Osęka.
Na myśl przychodzi zamach na prodemokratycznego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza z 2019 roku, a wcześniej zastrzelenie działacza PiS Marka Rosiaka w roku 2010. Jednak choćby te krańcowe przykłady agresji politycznej bledną w porównaniu do tego, jak wyglądała polityka w II RP, czyli między odzyskaniem niepodległości (1918) a początkiem II wojny światowej (1939).
Polityka w II RP była wyjątkowo brutalna
– Polityka w międzywojniu była wyjątkowo krwawa. Lata 20. to czas walk bojówek partyjnych na noże i kastety. Często używano także pistoletów. Ówczesną normą było to, iż na wiecach politycznych padały przypadkowe ofiary śmiertelne. Dochodziło też do zamachów wymierzonych w konkretne osoby. Najbardziej znany przykład: pierwszy prezydent RP Gabriel Narutowicz został zamordowany, a wcześniej jego powóz obrzucono kamieniami. Z kolei lata 30. to utwardzanie się dyktatury Józefa Piłsudskiego, a w niej normą były pobicia polityków czy publicystów uznawanych za jego wrogów. Dochodziło także do skrytobójstw. Z kolei PRL to kilka dekad twardej, policyjnej dyktatury, która z czasem miękła – opisuje prof. Piotr Osęka.
Awantury w Sejmie II RP także były znacznie brutalniejsze niż te, które dziś oglądamy w internecie czy w telewizji. – Między posłami często dochodziło do rękoczynów. Politycy wyzywali się na pojedynki i nikogo to wtedy nie dziwiło. Prace parlamentu w były przesiąknięte przemocą. Przykładów jest wiele, jak choćby to, iż swego czasu Piłsudski wprowadził wojsko do sali obrad, by nie dopuścić do procedowania przez nowego marszałka Sejmu – wylicza rozmówca naTemat.
Prof. Osęka zaznacza, iż agresja w polityce II RP nie ograniczała się do przemocy fizycznej. Poprzedzały ją lub towarzyszyły jej brutalne, a choćby dehumanizujące słowa wymierzone w rywali. Z wyjątkowo ostrego języka słynął przywódca sanacji. – Piłsudski niemiłosiernie chłostał posłów podczas swoich tyrad. Nazywał ich "bydłem przeklętym" i słał w ich kierunku mnóstwo skatologicznych inwektyw (obraźliwych określeń nawiązujących do wydalania i odchodów – red.) – opowiada historyk.
Ksiądz na wiecu Nawrockiego wzywa do przemocy. To tradycja
W kontekście tego, co działo się w II RP, profesora nie szokuje to, iż ksiądz popierający kandydata PiS na prezydenta zachęcił go do rozprawienia się z krytykiem dzięki pięści.
– Przed wojną w politykę angażowało się wielu księży harcowników. Byli radykalnie upartyjnieni, zawsze po stronie nacjonalistycznej, prawicowej. Najsłynniejszym księdzem harcownikiem był ks. Stanisław Trzeciak, skrajny antysemita, który w dużej mierze odpowiada za odczłowieczenie wizerunku Polaków pochodzenia żydowskiego. W swoich licznych książkach przedstawiał ich jako groźne zwierzęta – mówi prof. Piotr Osęka. – W porównaniu do przemocy politycznej II RP dzisiejsza brutalność blednie – dodaje.
Demokracja jest podatna na populizm
Rozmówca naTemat podkreśla jednak, iż przez cały czas jest o czym mówić, bo przemoc w polityce narasta. – Na początku lat 90. bardzo dbano o kulturę polityczną. Warto poczytać stenogramy obrad Sejmu lub pooglądać relacje z tamtych lat, by się przekonać, jak bardzo się od niej oddaliliśmy – mówi prof. Piotr Osęka. Badacz współczesności przewiduje, iż "będzie tylko gorzej".
– Ten proces pewnie jest nieunikniony, bo równa się w dół, a nie w górę. Jak jedna strona chwyta się brudnych metod, by osiągnąć swoje cele, to w końcu zaczynają je stosować choćby zwolennicy fair play, bo nie chcą być przegrywającymi frajerami. Niestety demokracja ma groźną wadę: jest szalenie podatna na populizm. I nie ma metody, by ją z tego wyleczyć – mówi prof. Piotr Osęka.
Jest jednak światełko w tunelu. – Brutalność w polskiej polityce nie przekracza pewnych granic. Nie dochodzi do systemowej przemocy. Zabójstwa polityczne są nieliczne i popełniają je osoby zaburzone. Nie ma w Polsce bojówek, które przychodzą po to, by fizycznie rozbić wiec oponentów. Ograniczają się do krzyku. To pocieszające – podsumowuje prof. Piotr Osęka.