Polacy są podzieleni, a bardziej skłóceni politycznie wszerz, wzdłuż, w górę, w dół i jeszcze w każdy inny możliwy sposób. Te kłótnie wygrywa ten, kto dobitniej i sprytniej wryje się w emocje społeczeństwa. Najwięcej emocji, które najłatwiej wzniecić, rozbujać i nimi manipulować budzą spory personalne. Stąd takie zainteresowanie budzą wybory prezydenckie. Współcześni Polacy odznaczają się niską kulturą polityczną. Jednym z przejawów tego jest bardzo słabe rozumienie mechanizmów funkcjonowania państwa oraz tego czym powinna być polityka. To pojmowanie polityki przeważnie ogranicza się do oceniania i komentowania poszczególnych polityków i ich działań. Dlatego osoba prezydenta RP ma zdecydowanie większe znaczenie w odbiorze opinii publicznej niż wynika to z jego konstytucyjnej roli oraz w reszcie prawno – politycznego porządku państwa.
Jednak pozostając w ogólnych ramach tego, co powyżej opisałem, coś w tej materii się zmienia. Symptomem tego są wyniki sondaży pokazujące, iż większość Polaków nie wierzy w to, iż drony, które w minionych tygodniach nadleciały nad Polskę zostały do nas skierowane przez Rosjan. Cały kontekst tych zdarzeń, czyli wojna rosyjsko – ukraińska, pomoc polskich rządów dla Ukrainy, realna groźba lub jej brak wciągnięcia polskiego wojska do tej wojny, staje się osią najważniejszego aktualnie politycznego sporu w Polsce. Co interesujące opinia publiczna nie personalizuje tego sporu. Traktowany jest on bardziej jako konflikt między różnymi ugrupowaniami politycznymi, środowiskami opiniotwórczymi oraz mediami, które sympatyzują z poszczególnymi opcjami politycznymi.
Dotychczas dominował przekaz, w którym Rosja była zbrodniczym agresorem, a Ukraina broniła nie tylko siebie, ale również Polski przed imperialnymi zakusami Rosji. Gdyby Ukraina przegrała, to wmawiano nam i przez cały czas wmawia się, iż Polska będzie następną ofiarą rosyjskiej agresji. Z tych powodów ta wojna jest „naszą wojną”. A skoro to nasza wojna, to usprawiedliwiona jest nieograniczona – na zasadzie jednostronnych świadczeń dla Ukrainy – pomoc ze strony Polski. W imię tego nie należy podnosić problemu ukraińskiego ludobójstwa na Polakach w okresie drugiej wojny światowej i po niej. Przemilcza się wszelkie przejawy opanowywania struktur państwa ukraińskiego przez ideologię OUN – UPA. Przemilcza się również i wręcz ukrywa przed polską opinią publiczną rzeczywistą wielkość kosztów, które ponosi Polska, świadcząc pomoc Ukrainie. Z kolei trzeba i należy podkreślać zbrodnie wojenne dokonywane przez Rosjan choćby jeżeli nie ma na to niezbitych dowodów. Nie wolno poddawać w wątpliwość, iż to Rosjanie wywołali cały ten konflikt. Prezydenta Włodzimierza Putina traktuje się jak zbrodniarza wojennego i używa się tego określenia przy jego nazwisku przy każdej okazji. Każdego, kto ośmieli się kwestionować takie przedstawianie Rosji i wojny z Ukrainą nazywa się „ruską onucą” lub wprost „agentem” Kremla, Putina lub Rosji. To już choćby nie przypomina tylko już jest propagandą wojenną. A propaganda wojenna nie liczy się z faktami, a ma na celu jednostronne, wrogie nastawienie opinii publicznej. Dąży do zohydzenia tych, których uznaje się za wrogów, a do takich zalicza się również śmiałków, którzy podnoszą wątpliwości we własnej opinii publicznej.
Tymczasem przywołany przeze mnie sondaż pokazuje, iż coraz więcej Polaków nie boi się nazwania „ruską onucą”, choć rusofobia w przeważającej części polskiego społeczeństwa jest faktem. Coraz więcej Polaków ma dość jednostronnego świadczenia dla Ukrainy i przywilejów dla Ukraińców w Polsce, faktycznie kosztem Polaków. Narasta w Polsce przekonanie, iż Ukraińcy starają się poprzez prowokacje, jak ostatni nalot dronów, wciągnąć Polskę w bezpośrednią wojnę z Rosją. Zresztą przyznał to sam Andrzej Duda, jeden z najbardziej służalczych „sług narodu ukraińskiego”. Coraz wyraźniej widać, iż w opinii publicznej górę biorą ci, którzy ani trochę nie mają zamiaru być sługami Ukraińców. Znamienna jest reakcja drugiej strony na tę zmianę nastrojów i nastawienia opinii publicznej w Polsce. Tu nie ma żadnej refleksji, iż może podążamy w złym kierunku. Ta porażka propagandy wojennej spowodowała tylko tyle, iż tę propagandę jeszcze bardziej nasilono. Jak się włączy którąkolwiek z największych stacji telewizyjnych, to tam najmniejsza wątpliwość, co do intencji Ukraińców, to działanie na rzecz Rosji albo wprost rosyjska agentura. To wskazuje, iż im bardziej będzie rósł sceptycyzm wobec intencji Ukrainy i wobec pomocy dla Ukrainy oraz wszelkim przywilejom Ukraińców w Polsce, tym druga strona będzie wykorzystywać aparat państwa do zwalczania takich postaw. Przewiduję jednak, iż takie pogłębianie tego konfliktu między Polakami skończy się przegraną „sług narodu ukraińskiego”. Problem w tym, iż ci słudzy mają mocodawców i ich wsparcie poza Polską. Ci mocodawcy prawdopodobnie już zdecydowali, żeby wepchnąć Polskę w bezpośrednią wojnę. Obawiam się, iż „słudzy” choćby jeżeli deklarują, iż nie chcą wojny z Rosją, to robią bardzo dużo, żeby do tej wojny doszło. Pytanie czy do tego momentu w Polsce będzie dostatecznie duża część społeczeństwa, która potrafi się zorganizować i nie da wepchnąć się do wojny bez względu na ilość i rodzaj ukraińskich prowokacji. W tym kontekście to dobrze, iż ten konflikt staje się najważniejszym w polskiej polityce.
Andrzej Szlęzak