Karol Nawrocki,k andydat PiS na prezydenta i ulubieniec prezesa Kaczyńskiego, postanowił wykorzystać swoją pielgrzymkę do USA do politycznego selfie z Donaldem Trumpem. Zdjęcie powstało, uśmiechy wymuszone, a przekaz miał być jasny: „Patrzcie, katolicy, oto sojusznik naszych wartości!”
Nie minęło jednak choćby kilka godzin, a Donald Trump — człowiek, którego PiS od lat przedstawia jako proroka konserwatyzmu — wystąpił publicznie i… w brutalny sposób zakpił z katolików i z chrześcijaństwa. Zdjęciem, które zamieścił oficjalnie na stronie Białego Domu jawnie szydzi z modlitw, drwi z duchownych, pokazuje swoją pogardę dla chrześcijan.
A co na to Karol Nawrocki?
Czy usunął zdjęcie?
Czy potępił atak na katolików?
Czy chociaż wykasował pechowe selfie?
Nic z tych rzeczy. Kandydat PiS, który buduje swoją kampanię na rzekomej obronie chrześcijańskich wartości, zachował się jak dziecko, któremu zabrano zabawkę. Milczenie. Zupełne. Jakby szyderstwa Trumpa z chrześcijaństwa były tylko małym nieporozumieniem przy robieniu zdjęcia.
Polacy, zwłaszcza katolicy, powinni zrozumieć, co to oznacza.
Gdy Trump obraża chrześcijan – Nawrocki milczy.
Gdy chrześcijanie są prześladowani – PiS fotografuje się z tymi, którzy ich prześladują.
Nie, żaden katolik nie może zagłosować na Karola Nawrockiego. To nie jest wybór między prawicą a lewicą. To wybór między wiarą a politycznym oportunizmem. Między Ewangelią a partyjnym selfie. Trump pokazał, co naprawdę myśli o chrześcijanach. Nawrocki pokazał, iż dla poparcia politycznego gotów jest nawet na upokorzenie własnych wartości.
Katolicy – czas powiedzieć „nie”.