Szczęśliwy to kraj…

1 godzina temu

Wczoraj Donald Tusk, na wspólnej konferencji z kanclerzem Niemiec Fridrichem Merzem, wypowiedział słowa, które wzburzyły miliony Polaków i nie zrobiły żadnego wrażenia na Niemcach. Premier Polski, przynajmniej z nazwy, z pełną dezynwolturą oświadczył, iż Polska wypłaci odszkodowania swoim rodakom poszkodowanym przez niemieckich okupantów. Do wczoraj wydawało się, iż tak haniebnego wydarzenia przez długi czas nie przebije nic, a sam Donald Tusk będzie musiał się schować co najmniej na kilka dni, jak to już wcześniej bywało po innych, ale nie aż tak drastycznych wpadkach.

Dziś prawie śladu nie ma po tej hańbie i upokorzeniu Polski, bo na medialną wokandę wskoczyły tematy, które w zdrowo funkcjonującym narodzie mogą być co najwyżej uzupełnieniem na ostatnich stronach portali, tuż po reklamach cudownego żelu na porost włosów. Podpisanie przez prezydenta Karola Nawrockiego ustawy o zakazie hodowli zwierząt futerkowych oraz zawetowanie „ustawy łańcuchowej” zdominowały debatę publiczną i ze spraw trzeciorzędnych wyłoniła się racja stanu. Obie ustawy należą do tej samej kategorii, co aborcja, pozwolenie na broń, czy „bicie dzieci” i w tym obszarze bunkry ideologiczne nie przesuwają się na milimetr, cały czas lecą też te sam salwy armatnie wystrzeliwane na oślep.

W dobie coraz krótszych i mało mądrych streszczeń, niewielu podejmuje trud zapoznania się z choćby najkrótszą argumentacją, mimo to prezydent Karol Nawrocki dosłownie w pięć minut wyjaśnił dlaczego podjął takie decyzje.

Prezydent nie jest od podejmowania decyzji łatwych. Jest od podejmowania decyzji słusznych – Prezydent RP @NawrockiKn o swoich decyzjach dotyczących tzw. ustawy o hodowli zwierząt na futra i tzw. ustawy łańcuchowej. pic.twitter.com/dIWYE07Ci9

— Kancelaria Prezydenta RP (@prezydentpl) December 2, 2025

Wystarczy tylko ten krótki filmik, żeby człowiek racjonalnie myślący przyjął do wiadomości z jakimi problemami i absurdami musiał się zmierzyć prezydent. Bardziej ambitni mogliby sobie zadać trud i zweryfikować największe propagandowe brednie rozprowadzane przez partyjnych zagończyków i pozostałych ideologów. W Polsce nie istnieje żadna „branża futerkowa”, to jest oczywista manipulacja odnosząca się do raptem do 200 ferm z czego gros należy do jednej rodziny reprezentowanej przez braci Szczepana i Wojciecha Wójcików. Obaj inwestowali też w Rosji i na Ukrainie, gdzie przejmowali sowchozy, a jak wiadomo w tych krajach interesy robi się specyficznie. Przekonał się o tym Wojciech Wójcik, który usiłował wręczyć łapówkę za możliwość eksportu futer do Azji, ale robił to na tyle nieudolnie, iż został aresztowany przez rosyjskie FSB.

Pozostali liczący się hodowcy to nie żadni „polscy rolnicy”, ale przemysłowcy z Danii i Holandii, oni z kolei przenieśli swoje biznesy do Polski z bardzo prostego powodu – w ich krajach hodowla jest zakazana. „Branża” legalnie zatrudnia (składki ZUS) raptem 1000 osób, głównie chodzi o pracę sezonową i wyjątkowo obciążającą. Cała produkcja o wartości 300 milionów idzie na eksport, ale stanowi to zaledwie 0,014% łącznego eksportu Polski. W ciągu 10 ostatnich lat liczba farm gwałtownie spadła i wraz z nią produkcja aż o 70 proc. Powodem tego załamania jest jednoczesny spadek popytu oraz cen futer na giełdach i wszystko to razem znosi wszelkie mity związane z „wielkimi stratami dla gospodarki i rynku pracy”. Pomijając te fakty zakrzyczane przez demagogię, są jeszcze dwie bardzo istotne informacje. Po pierwsze w Polsce hodowle będą jeszcze mogły funkcjonować przez 8 lat, poza tym hodowcy otrzymają odszkodowania, jak również zabezpieczono miejsca pracy. Po drugie stowarzyszenia hodowców podziękowały prezydentowi za konsultację i decyzję dającą im czas na przebranżowienie.

W przypadku „ustawy łańcuchowej” również wygląda to zupełnie inaczej niż jest komentowane przez media, polityków i grupy wojujące. Prezydent jest zwolennikiem „spuszczenia psów z łańcuchów”, co wyraźnie podkreślił w swoim uzasadnieniu, ale nie godzi się na niedorzeczne zapisy ustawowe zmuszające mieszkańców wsi do budowania kojców o minimalnej wielkości 20 metrów kwadratowych, podczas, gdy w mieście psy przebywają razem z ludźmi w 20 metrowych kawalerkach. Proste, jasne, czytelne, o ile podejmie się minimum intelektualnego wysiłku. Tak, czy inaczej, obie ustawy nie są dla Polski i Polaków choćby w jednej setnej tak istotne, jak to, co powiedział Donald Tusk w Berlinie albo to, co robi rząd ze służbą zdrowia, deficytem budżetowym i długiem publicznym. Szczęśliwy to kraj, gdzie psi łańcuch i norka są racją stanu!

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału