Zwracam się do Was z desperackim apelem o niewystawianie kandydata w wyborach prezydenckich. I apeluję o to jako Wasz sympatyk. To ważne, bo świat jest pełen wujów Dobra Rada, którzy wam proponują to czy tamto – no ale tak naprawdę źle Wam życzą, proponują Wam więc de facto samorozwiązanie i dołączenie do PiS czy PO. Nie jestem kimś takim.
Właśnie jako Wasz zwolennik chciałbym na Was móc zagłosować w następnych wyborach parlamentarnych, według rozkładu w 2027. Te wybory są ważniejsze, bo przecież w prezydenckich i tak w dzisiejszych czasach lewicowy kandydat startuje „żeby się pokazać”.
Czy to w ogóle jest potrzebne? Macie kilka zasobów, powinniście je konserwować z myślą o 2027.
Nawet jeżeli macie przez cały czas dostatecznie wielu wolontariuszy by zebrać podpisy (ale czy na pewno?), to część z nich odpadnie pod wpływem kolejnej porażki. A przecież w tych wyborach nie czeka Was nic poza porażką naprawdę druzgocącą – i to już traktując 1% jako realny próg oczekiwań.
Wystawiając Magdalenę Biejat, Nowa Lewica was po prostu załatwiła. Bardzo chciałbym się mylić – dla pesymisty pomyłka to zawsze powód do euforii – ale w tej chwili macie niewielkie szanse choćby na ten 1%.
Macie teraz same złe opcje. Łatka „partii, która choćby nie wystartowała” jest mimo wszystko „mniej zła” od „partii, która dostała 0,2%”. A wynik tego rzędu widzę w kryształowej kuli.
Ze zgrozą czytam teraz w portalozie, jak to poseł Konieczny żalił się w TOK FM, iż „czuje się oszukany”, bo „Magda wielokrotnie mówiła, iż pod żadnym pozorem kandydowała nie będzie”. Panie pośle, na litość boską, ile pan ma lat?
Z tej wypowiedzi wynika, iż to choćby nie była ustna umowa, jakiś deal, jakieś quid pro quo. Nie można więc Biejat zarzucić złamania wspólnych ustaleń. Ot, zwierzała się ze swoich ÓWCZESNYCH planów posłowi Koniecznemu, ten na podstawie jej niegdysiejszych planów zbudował swoje plany, a ona te plany zmieniła. Zdarza się. Takie jest selawi.
Nawet u Waszego tak hardkorowego sympatyka jak Jors Truli, takie wypowiedzi wcale nie budują oburzenia na Biejat. Na którą najprawdopodobniej zagłosuje większość ludzi, którzy aż do niedawnego rozłamu uważali siebie za Wasz elektorat.
OK, będę wierny do samego końca, zagłosuję na Zandberga. Ale po co to wszystko? Żeby zaistnieć, żeby przemowić w wieczorze wyborczym? Czy to jest warte kolosalnego wysiłku wolontariuszy – oraz zdobycia plakietki „polityka o promilowym poparciu”?
Zważywszy, iż chęć kandydowania zgłosił także Piotr Szumlewicz, ciężko wam będzie „obejść Biejat z lewej strony”. To już nie będzie też taki wieczór wyborczy, jak 10 lat temu, kiedy Zandberg był jedynym liderem mówiącym po ludzku. Nie umniejszam jego sukcesu z 2015, ale na tle tamtych mordasów relatywnie łatwo było zabłysnąć.
Przyćmić Biejat będzie trudno. A w dodatku to nie ma sensu zważywszy, iż w 2027 i tak będziecie negocjować jakąś formę współpracy wyborczej, choćby w postaci kontynuacji paktu senackiego. Ostatnie czego potrzebujecie to palenie mostów dzisiaj, by trudniej się gadało za parę lat.
Wy w tej chwili macie więcej do stracenia. To nie są wybory parlamentarne, więc Biejat nie martwi się żadnym progiem. Jej to obojętne, czy dostanie 5% czy 6%. W 2027 mało kto to będzie pamiętać z taką precyzją.
Ten sam 1 punkt procentowy dla Was to kwestia tego, czy Zandberg dostanie 1,1% czy 0,1%. Ten drugi przypadek, moim zdaniem przygnębiająco realistyczny, dawałby Wam fatalne pozycje startowe w negocjacjach przy układaniu list w 2027.
Startując w wyborach, ukręcicie dla siebie stryczek. Co gorsza, to będzie „assisted suicide”, bo dziesiątki wolontariuszy miałyby teraz stać na mrozie, żeby zapewnić nieobecność Zandberga w Sejmie XI kadencji.
Rozumiem iż prywatnie możecie mieć żal do Biejat. Jako Wasz sympatyk gorąco Wam jednak radzę, żeby ten żal jak najszybciej przepracować. Zamknijcie się w izolowanych akustycznie pomieszczeniach i tam sobie krzyczcie „oszukała nas! jak mogła!”. Walcie pięściami w poduszki, tłuczcie talerzyki, wbijajcie szpilki w laleczkę voodoo – co komu pomaga.
Ale jak już wyjdziecie z tych wyszalni, macie być uśmiechnięci i wyluzowani. Z wielkodusznym uśmiechem zapowiedzcie rezygnację z samodzielnego startu (By Nie Szerzyć Podziałów, By Zakończyć Wojnę Polsko Polską, Bo Prawdziwy Wróg Jest Gdzie Indziej etc.) i wezwijcie do poparcia lewicowych kandydatek i kandydatów. Bez wskazywania nazwisk, bo po co.
Nie chwytajcie spadającego noża!