Szambo się przelało

niepoprawni.pl 1 miesiąc temu

Zadyma przed sejmem dyrygowana przez niejaką Lempart, a skierowana przeciw koalicjantowi Tuska, czyli PSL, nie głosującemu za uwolnieniem morderców dzieci (nienarodzonych, póki co) od winy i kary była bardziej smrodliwa niż wylewające się i nie opróżniane od miesięcy szambo. Inaczej być nie mogło, bowiem wściekłość dewiantów seksualnych i nie tylko ich, bo na pewno z okazji skorzystali też ludzie niestabilni psychicznie, nie pozwalała na język będący w użyciu przez ludzi nie obciążonych takimi dolegliwościami psychosomatycznymi. Trudno jest o tym wszystkim pisać, nie używając języka owej Lempart, który trudno porównać do jakiegokolwiek żargonu, dlatego właśnie tertium comparationis jest tylko szambo. To, iż wymieniona lubi w nim brodzić można zrozumieć, śledząc jej poczynania, ale to, iż pewna, niewielka na szczęście, ilość osób jej sekundowała stanowi sygnał ostrzegawczy. Owe ruchy dewianckie, które ona i pewna ilość osób propaguje wymagają po prostu terapii, podobnie jak uzależnienia innych rodzajów.

Dopuszczanie do tak smrodliwej imprezy, niezależnie od tego czy ona idzie po linii postępowania i mentalności obecnej władzy w Polsce, jest szkodliwe pod każdym względem, nie tylko moralnym, ale bardziej jeszcze wizerunkowym. Jak nas widzą tak nas piszą.

A w ogóle, sprawa tego nieudanego z punktu widzenia lewaków, do których już teraz zaliczyć trzeba cały peleton Platformy Obywatelskiej, głosowania wywołała szereg, gdyby nie chodziło o rzecz tak ważną, zabawnych incydentów.

Najpierw Giertych. Nie głosował ani za ani przeciw, nie głosował w ogóle. Innymi słowy: i świeczka dla Pana Boga i ogarek dla diabła, paskudnie króciutkie. Dlatego poparzył sobie palce. Ciekawe, iż wprowadza pojęcie: terminacja ciąży, chcąc ominąć to brutalne słowo: aborcja. Jak zwykle umywając własne rączyny, zwalił wszystko na kobiety, które gdyby dokonały aborcji, będąc pod szantażem, groźnym wpływem bliskich, „one by decydowały, czy ścigać czy nie”. Sprytne, bo jeżeli kobieta nie może być karana za aborcję, to ta propozycja jest tylko pójściem o krok dalej. Roman Giertych orzekł, iż w kontekście jego sumienia, jako osoby wierzącej, pomysł jest "na granicy". Propozycję nazwał "kompromisem, który nie będzie dla nikogo wygodny, ale uratowałby tę kadencję Sejmu". A więc o to chodziło i dlaczego nie od razu taka mowa?

Na Giertycha rzuciły się, rzecz jasna, osoby płci żeńskiej (sądzę, iż nazywanie ich kobietami to przesada), m. in. ministra ds. równości Katarzyna Kotula. Niezależnie od tego, iż ministerstwo dla spraw równości, to jeden z symptomów demencji, na jaką cierpi obecna administracja, nie tylko Tuska, warto przytoczyć pogląd tej pani na to, co wolno, a co nie katolikowi – ja bym dodał także uczciwemu człowiekowi traktującemu życie jako wartość najwyższą w wymiarze doczesności. Otóż poucza ona Giertycha: "Proponowana przez nas ustawa, po naniesionych poprawkach - to coś za czym konserwatyści, w zgodzie z własnym sumieniem, mogli spokojnie zagłosować. Chyba iż pod maską 'demokraty', który używa haseł o praworządności i konstytucji jako zasłony dymnej, kryje się religijny fundamentalista i zwolennik zakazu aborcji, który nie jest w stanie wznieść się w działalności politycznej ponad własną przeszłość jako szefa i twórcy młodzieży wszechpolskiej", Tu już pani ministra bredzi. choćby ateista powinien wiedzieć do czego zobowiązany jest człowiek religijny, a jeżeli chodzi o fundamentalizm, to raczej ona jest jego egzemplifikacją, tylko w sprawach religii przeciwnych.

Nie na tym koniec. I albo Giertych kłamie, albo pani Kotula wielu rzeczy nie wie lub nie rozumie. Bo Giertych stwierdza: "Gdy zdecydowałem się, by startować z list Koalicji Obywatelskiej, poproszono mnie, abym publicznie zadeklarował poparcie dla projektu ws. legalnej aborcji do dwunastego tygodnia. Nie zrobiłem tego, za co groziło mi wykreślenie z list. Po długich negocjacjach zawarliśmy porozumienie, w którym zapewniłem, iż nie będę głosował przeciwko dyscyplinie. Wszyscy to rozumieli w ten sposób, iż nie będę głosował przeciw, a nie, iż nie mogę nie wziąć udziału w głosowaniu. Dopiero kilka miesięcy po wyborach dowiedziałem się, iż jest dyscyplina obecności w głosowaniu zapisana w regulaminie klubu. Wcześniejsze ustalenia mówiły o tym, iż będę mógł nie głosować".

Machiavelli, tyle iż w wydaniu gminnym,. No, powiedzmy: powiatowym. W sumie, wszystko to jest smutne. Jedno jest tu pewne: nikt nie bierze poważnie przykazań Bożych. Jednak katolik powinien.

Czy ta nasza rzeczywistość jest naprawdę tak ponura, bez iskierki radosnej? Otóż nie. Pan Wałęsa na Onetu powiedział: Prezydent USA nie na wszystko może sobie pozwolić. Ale od niego trochę będzie jednak zależało. Mimo iż to ja go dawno temu zachęciłem do kariery prezydenckiej, to uważam, iż popełniłem błąd i zrobię wszystko, żeby nie był prezydentem.

Ma się to dobre mniemanie o sobie, ale czy to „wszystko”, wystarczy. by Trumpa ominęła prezydentura? Chyba uszkodzenia ucha trampowego noblista sobie nie zaliczy? Choziaż....?

Idź do oryginalnego materiału