Szambo na prawicy. PiS w wojnie wszystkich ze wszystkimi

5 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Prawo i Sprawiedliwość coraz mniej przypomina monolit, a coraz bardziej arenę walki wszystkich ze wszystkimi. Konflikty, które jeszcze niedawno dało się przykrywać rytuałem partyjnej dyscypliny, dziś wychodzą na wierzch z brutalną szczerością. I to nie w wypowiedziach politycznych przeciwników PiS, ale z ust własnych europosłów. Gdy Piotr Müller mówi o Jacku Kurskim „szambo na prawicy”, nie mamy już do czynienia z kontrolowanym przeciekiem, ale z otwartą wojną domową.

Piątkowe spotkanie władz PiS przy ul. Nowogrodzkiej miało być próbą gaszenia pożaru. Zwołano je w sytuacji narastającego konfliktu między frakcją Mateusza Morawieckiego a grupą skupioną wokół Tobiasza Bocheńskiego, Przemysława Czarnka, Jacka Sasina i Patryka Jakiego. Miało być pojednanie, a przynajmniej demonstracja jedności. Zamiast tego pojawił się symboliczny policzek: były premier na spotkanie nie przyszedł. Wybrał Podkarpacie i spotkania z wyborcami. W partii, która przez lata opierała się na hierarchii i jednoznacznych gestach lojalności, taka nieobecność ma wymowę polityczną.

Jakby tego było mało, do gry wkroczył Jacek Kurski – postać, która od dawna funkcjonuje na prawicy jako generator konfliktów. Były prezes TVP w obszernym wpisie zaatakował Morawieckiego, wytykając mu m.in. zorganizowanie własnej wigilii po tej partyjnej. W normalnych warunkach byłby to drobny złośliwy komentarz. W obecnym klimacie stał się zapalnikiem.

Reakcja Piotra Müllera była bezprecedensowa w swojej dosadności. – „Jest mi przykro, gdy patrzę na aktywność chociażby Jacka Kurskiego, który z konsekwencją próbuje wywoływać różnego rodzaju spory wewnątrz naszego obozu” – mówił europoseł PiS. I dodał zdanie, które jeszcze kilka lat temu byłoby w tej partii nie do pomyślenia: – „My nie chcemy dać się wciągnąć do tego szamba, bo on się tym karmi”.

Zapytany, czy słowo „szambo” nie jest jednak przesadą, Müller nie tylko się z niego nie wycofał, ale jeszcze je wzmocnił. – „To, co robi Jacek Kurski, to jest szambo na prawicy, niestety. To nie jest tylko moja opinia, to opinia wielu innych osób” – stwierdził. To ważne zastrzeżenie: Müller nie mówi tu jako samotny krytyk, ale jako rzecznik nastrojów szerszej grupy partyjnej. jeżeli rzeczywiście „wielu innych” myśli podobnie, oznacza to głęboki kryzys wewnętrzny.

Jeszcze bardziej znaczące jest podważenie pozycji Kurskiego. – „Nie ma legitymacji wyborców, bo nie pełni żadnej funkcji w tej chwili, choćby wewnątrzpartyjnej” – zauważył Müller. To uderzenie w samo sedno problemu PiS: kto dziś w tej partii ma prawo mówić w jej imieniu? Dawni nominaci prezesa, pozbawieni formalnych funkcji, wciąż próbują odgrywać rolę rozgrywających. Coraz częściej spotykają się jednak z otwartym sprzeciwem.

Müller odciął się również od spekulacji, iż Kurski działa za cichą zgodą Jarosława Kaczyńskiego. – „Nie wierzę w to, bo prezes Jarosław Kaczyński jest człowiekiem racjonalnym i wie, iż tego typu aktywność Jacka Kurskiego nie jest pozytywna” – powiedział. To zdanie można czytać dwojako: jako próbę obrony prezesa albo jako sygnał, iż choćby on traci kontrolę nad dawnymi współpracownikami.

W PiS nie ma dziś pardonu. Zamiast jednego centrum decyzyjnego pojawiło się kilka rywalizujących obozów, a język debaty wewnętrznej coraz bardziej przypomina brutalne starcia zewnętrzne. Gdy politycy tej partii zaczynają publicznie mówić o „szambie na prawicy”, oznacza to, iż proces dezintegracji zaszedł daleko. I iż tym razem nie chodzi już tylko o personalne animozje, ale o walkę o przyszłość całego obozu.

Idź do oryginalnego materiału