Maciej Świrski, pisowski szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, znalazł się w poważnych tarapatach. Po przegłosowaniu wniosku o postawienie go przed Trybunałem Stanu przez sejmową Komisję Odpowiedzialności Konstytucyjnej, przewodniczący KRRiT reaguje histerycznie. Oskarża wszystkich o „zamach konstytucyjny” i straszy swoich krytyków… odpowiedzialnością karną. Czyżby wyczuwał już oddech prokuratora na karku?
Świrski zorganizował emocjonalną konferencję prasową, podczas której próbował przekonywać opinię publiczną, iż jest ofiarą politycznej nagonki. Padły wielkie słowa: „zamach na konstytucyjny organ”, „bezprawie”, „populizm”. Im bardziej jednak Świrski krzyczał, tym mniej przekonująco brzmiał. Przewodniczący KRRiT zapewniał, iż nie popełnił przestępstwa, choć komisja zarzuca mu m.in. blokowanie ustawowych wypłat dla mediów publicznych i nieprzyznawanie koncesji zgodnie z procedurą. W miejsce argumentów pojawiły się groźby. Świrski zapowiedział, iż zrobi wszystko, by to jego przeciwnicy trafili przed Trybunał Stanu. Ośmieszył się stwierdzeniem, iż „rozważa złożenie wniosku do prezydenta” o ukaranie członków komisji.
W tle zarzutów wobec Świrskiego pojawiają się też wątpliwe decyzje finansowe – jak podróż na inaugurację Donalda Trumpa za pieniądze z budżetu KRRiT – czy kontrowersyjne działania wobec rynku reklamowego. Jak zauważają posłowie, nie chodziło o egzekwowanie prawa, tylko o manualne sterowanie rynkiem medialnym i uderzanie w niewygodnych nadawców.
Jak podkreślił przewodniczący komisji Zdzisław Gawlik, „utrzymały się zarzuty dotyczące blokowania wypłat abonamentowych i koncesji”. Wniosek o postawienie Świrskiego przed Trybunałem Stanu poparło 11 członków komisji. Głosowanie w Sejmie odbędzie się za około trzy tygodnie. Już teraz wiadomo, iż większość parlamentarna sprzyjająca rządowi może ten wniosek przyjąć.
Świrski pójdzie do paki.