Święta bez ciszy. Kaczyński choćby przy opłatku uprawia politykę

6 godzin temu
Zdjęcie: Kaczyński


Boże Narodzenie w polskiej tradycji bywa czasem zawieszenia sporów, chwilowego rozejmu i próby mówienia ciszej. Bywa – bo nie zawsze się udaje. Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, także w tym roku postanowił zabrać głos z okazji świąt. Formalnie były to życzenia. W praktyce – kolejny dowód na to, iż choćby w Wigilię polityka nie opuszcza lidera PiS ani na moment.

Jarosław Kaczyński rozpoczął klasycznie: „Zdrowych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Niech narodzony Jezus Chrystus przyniesie Wam pokój, euforia i nadzieję”. Trudno się z tym spierać. Problem pojawia się chwilę później, gdy z religijno-rodzinnej narracji niemal niepostrzeżenie przechodzimy do języka politycznego niepokoju i sugestii. „By nasze sprawy, te właśnie szersze, układały się lepiej niż dotychczas. Byśmy wyszli z tego trudnego okresu w kierunku rozwoju, bezpieczeństwa naszych rodzin, ale także bezpieczeństwa naszego narodu” – mówi Kaczyński w nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych.

To już nie są neutralne życzenia. To zarys diagnozy i – pośrednio – oskarżenia. „Trudny okres” nie jest tu przecież pojęciem abstrakcyjnym. W ustach prezesa PiS oznacza on konkretną ocenę obecnej rzeczywistości politycznej. choćby jeżeli nie padają nazwiska ani nazwy partii, przekaz jest czytelny: jest źle, państwo nie działa tak, jak powinno, a odpowiedzialność leży gdzieś poza PiS.

W kolejnym fragmencie Kaczyński rozwija tę myśl: życzy Polakom, by znaleźli się „w stronę takiej sytuacji, w której nasze państwo będzie wykonywało swoje obowiązki wobec obywateli naprawdę dobrze i rzetelnie i sprawiedliwie”. To zdanie brzmi jak fragment exposé albo opozycyjnego wystąpienia sejmowego, nie jak świąteczna refleksja. Prezes PiS nie potrafi – albo nie chce – odłożyć na bok politycznej ramy interpretacyjnej choćby na czas świąt.

Co znamienne, w całym wystąpieniu nie ma ani jednego momentu autorefleksji. Mowa jest o „naszych sprawach narodowych, państwowych”, o „bezpieczeństwie narodu”, o konieczności wyjścia z kryzysu. Nie ma natomiast pytania o to, jaką rolę w tym „trudnym okresie” odegrały wieloletnie rządy PiS. Życzenia stają się narzędziem narracyjnym: opisują świat w stanie niedomknięcia, który – w domyśle – wymaga korekty politycznej.

W innym fragmencie nagrania Kaczyński mówi o „Świętach nadziei”, podkreślając ich wymiar „rodzinny, sąsiedzki, lokalny, narodowy i państwowy”. To rozszerzenie jest charakterystyczne. U prezesa PiS choćby Boże Narodzenie musi mieć wymiar państwowy. Prywatne i wspólnotowe doświadczenie zostaje wciągnięte w orbitę wielkiej polityki, a religijny język nadziei staje się nośnikiem politycznego sensu.

Nie chodzi o to, iż polityk nie ma prawa składać życzeń. Chodzi o proporcje i intencję. W tym przypadku życzenia są tylko punktem wyjścia do opowieści o kryzysie, zagrożeniu i potrzebie „lepszego państwa”. To opowieść wygłaszana przez człowieka, który przez osiem lat miał decydujący wpływ na kształt tego państwa. Brak tej perspektywy sprawia, iż świąteczny przekaz brzmi jak polityczna kontynuacja, a nie moment wyciszenia.

W efekcie choćby Boże Narodzenie staje się kolejną sceną sporu. Zamiast ciszy – diagnoza. Zamiast refleksji – sugestia winy. Kaczyński nie potrafi – lub nie chce – wyjść z roli politycznego lidera, choćby gdy mówi o narodzeniu Chrystusa. I być może właśnie to najlepiej pokazuje, jak głęboko polityka wdarła się w polską codzienność: skoro nie da się jej zawiesić choćby na święta.

Idź do oryginalnego materiału