Spór między ministrem sprawiedliwości Waldemarem Żurkiem a prezesem Trybunału Konstytucyjnego Bogdanem Święczkowskim odsłania głębszy problem polskiego państwa prawa. Z jednej strony mamy ministra, który domaga się rozliczenia nadużyć, z drugiej – sędziego, który w odpowiedzi na poważne zarzuty krzyczy o „hucpie” i „kompromitacji”. Kto ma rację? Argumenty są jednoznaczne – to Święczkowski musi się dziś tłumaczyć, i to w sposób, który podważa jego wiarygodność.
Rzecznik Prokuratora Generalnego, Anna Adamiak, potwierdziła, iż zgromadzony materiał dowodowy „stwarza dostatecznie uzasadnione podejrzenie, iż pan Bogdan Święczkowski, będąc funkcjonariuszem publicznym, wykonując obowiązki prokuratora krajowego, (…) przekroczył swoje uprawnienia”. Sprawa dotyczy wydania polecenia – bez wymaganego upoważnienia – prokuratorowi Pawłowi Wilkoszewskiemu, by ten przeprowadził kontrolę nad czynnościami CBA w sprawie Romana Giertycha. Co więcej, jak wskazała Adamiak, „istotą przekroczenia uprawnień przez Bogdana Święczkowskiego wydającego to polecenie było to, iż miał świadomość, iż w materiałach (…) zawierały się informacje dotyczące tajemnicy obrończej i adwokackiej”.
To nie są drobiazgi. To fundamentalne kwestie dotyczące prawa do obrony i nienaruszalności tajemnicy adwokackiej. Każdy prawnik wie, iż naruszenie tego obszaru oznacza uderzenie w samo serce sprawiedliwości. jeżeli więc minister Żurek domaga się pociągnięcia Święczkowskiego do odpowiedzialności, trudno nie przyznać mu racji.
Tymczasem reakcja samego prezesa TK to podręcznikowy przykład ucieczki w retorykę. Na stronie internetowej Trybunału Święczkowski napisał, iż „wniosek Waldemara Żurka zmierzający do uchylenia mi immunitetu sędziego TK to gorsząca polityczna hucpa uwłaczająca przedstawicielowi rządu”. Dalej dodaje, iż wynika to z „kompromitującej Ministra Sprawiedliwości nieznajomości prawa”. Retoryka oburzenia ma przykryć istotę sprawy – fakt, iż polecenie zostało wydane bez adekwatnego upoważnienia, a materiały objęte tajemnicą obrończą mogły zostać naruszone.
Święczkowski powołuje się na przepisy, które – jak twierdzi – dawały mu prawo do kontroli. „Wszelkie decyzje i polecenia wydawane przeze mnie w czasie, gdy pełniłem funkcję Prokuratora Krajowego, były zgodne z prawem” – zapewnia. Twierdzi także, iż prokurator Wilkoszewski był „w pełni uprawniony” i iż wszystkie materiały zostały komisyjnie zniszczone. Problem w tym, iż jego interpretacja budzi poważne wątpliwości prawne, a wątpliwości te potwierdza dziś prokuratura, a nie – jak chciałby sugerować – tylko politycy.
Warto zauważyć, iż Waldemar Żurek od lat konsekwentnie mówi o potrzebie przywrócenia praworządności i rozliczenia nadużyć. Jego obecne działania wobec Święczkowskiego wpisują się w tę logikę. Nie chodzi tu o osobistą zemstę ani polityczne igrzyska, ale o fundamentalną zasadę: nikt, choćby były Prokurator Krajowy, nie stoi ponad prawem.
Święczkowski próbuje odwrócić uwagę od zarzutów, przedstawiając siebie jako ofiarę politycznej nagonki. Ale argumenty ministra są zbyt konkretne, by dało się je sprowadzić do „hucpy”. Czy naprawdę mamy uwierzyć, iż złamanie zasad dotyczących tajemnicy obrończej można usprawiedliwić rzekomymi kompetencjami wynikającymi z ustawy? Czy wystarczy zapewnienie, iż materiały „zostały komisyjnie zniszczone”, by zamknąć sprawę? To brzmi bardziej jak uspokajanie opinii publicznej niż rzetelna obrona.
Nie ma też co ukrywać: Święczkowski to postać mocno związana z PiS i Zbigniewem Ziobrą. Przez lata budował swoją karierę w cieniu tej formacji, korzystając z jej politycznego parasola. Dziś, gdy układ ten się chwieje, próbuje chronić własną pozycję, uciekając w wielkie słowa i oskarżenia pod adresem przeciwników. Ale to nie retoryka będzie decydować, ale fakty – a te, jak pokazują wypowiedzi rzecznika Prokuratora Generalnego, są dla niego niekorzystne.
Sprawa Bogdana Święczkowskiego pokazuje coś jeszcze. To, jak przez lata funkcjonowała prokuratura i jak łatwo było przekraczać granice prawa, jeżeli tylko miało się odpowiednie polityczne zaplecze. Dziś ten system zaczyna się sypać, a odpowiedzialność spada na tych, którzy byli jego twarzami. Minister Żurek, podejmując tę sprawę, działa w interesie państwa prawa. Prezes TK, krzycząc o „hucpie”, pokazuje jedynie, iż nie potrafi zmierzyć się z poważnymi zarzutami.
Dlatego jeżeli ktoś miałby pytać, komu w tej sprawie warto zaufać, odpowiedź jest oczywista. Waldemar Żurek stoi po stronie prawa i obywateli. Bogdan Święczkowski broni przede wszystkim siebie – i to w sposób, który coraz bardziej go kompromituje.