Święczkowski odkrywa spisek. PiS coraz głębiej w świecie urojeń

1 miesiąc temu
Zdjęcie: Święczkowski


Prezes Trybunału Konstytucyjnego oskarża rząd Tuska o „zamach stanu” i „federalizację Polski pod dyktando Brukseli”. W tej opowieści nie ma faktów ani sensu, ale jest wszystko, co PiS kocha najbardziej – strach, zdrada i wielki spisek, który tłumaczy każdą porażkę.

Bogdan Święczkowski, prezes Trybunału Konstytucyjnego, znów przemówił. A adekwatnie – znów odpłynął. W rozmowie z Małgorzatą Raczyńską-Weinsberg w Telewizji wPolsce24 opowiedział historię, która mogłaby śmiało trafić do katalogu fantastyki politycznej. Według niego Polska stała się „polem doświadczalnym, na którym instytucje Unii Europejskiej testują, jak zniszczyć państwa narodowe”. Donald Tusk i jego rząd – jak twierdzi – działają na polecenie zagranicznych ośrodków, w celu „zmarginalizowania państwa” i „doprowadzenia do federalizacji Europy”.

Brzmi absurdalnie? Właśnie tak. Ale w środowisku PiS to już nie margines, to mainstream.

Święczkowski stwierdził, iż obecne władze dopuściły się „ustrojowego zamachu stanu”, a jego autorami jest „zorganizowana grupa przestępcza” – w skład której, jak sugeruje, wchodzą choćby osoby z zagranicy. „Uważam, iż obecna koalicja rządząca – osoby nią kierujące, a być może osoby także z zagranicy – stworzyły zorganizowaną grupę przestępczą, której celem jest doprowadzenie w sposób bezprawny do zmiany ustroju Rzeczypospolitej Polskiej na ustrój o charakterze totalitarnym, autorytarnym” – mówił prezes TK.

To nie jest cytat z kabaretu ani fragment z Ucha Prezesa. To literalne słowa człowieka, który jeszcze niedawno nadzorował prokuraturę, a dziś kieruje Trybunałem Konstytucyjnym – instytucją, która miała być symbolem powagi państwa prawa.

Tyle iż po ośmiu latach rządów PiS Trybunał stał się właśnie tym, co widzimy: megafonem paranoi, a nie strażnikiem konstytucji.

Gdy Święczkowski mówi o „praworządności” i „filarch demokracji”, trudno nie słyszeć ironii. Bo to on był jednym z głównych architektów systemu, który tę praworządność demolował: najpierw jako prokurator generalny, potem jako partyjny żołnierz Ziobry. Teraz, z fotela prezesa TK, wygłasza kazania o tym, iż „prawo, legalizm, to podstawa demokratycznego państwa prawa”.

Gdyby nie dramatyczny stan instytucji, można by się uśmiechnąć. Ale Trybunał, który przez lata był dumnym elementem polskiej demokracji, dziś przypomina bardziej teatralny rekwizyt – potrzebny tylko po to, by PiS mógł udawać, iż wciąż ma gdzieś „instytucjonalne oparcie”.

Bo przecież w tej samej rozmowie Święczkowski uznał, iż TSUE i ETPCz „nie są sądami”, ale „organami arbitralnymi”, a wyroki tych instytucji nie mają żadnej mocy. W jego świecie Polska jest samotną wyspą prawa, otoczoną oceanem wrogiej „federalizacji”. To już nie interpretacja, to schizofreniczna wizja świata, w której każdy, kto nie zgadza się z PiS, jest agentem obcych sił.

„Polska jest polem doświadczalnym, w jaki sposób można państwo narodowe zamienić w instytucję federalną” – mówi Święczkowski, jakby odkrył spisek stulecia. Tymczasem jedyne, co w Polsce zostało przetestowane w ostatnich latach, to granice wytrzymałości prawa na partyjne naciski.

Kiedy polityk, który zdemolował niezależność prokuratury, oskarża innych o „zamach stanu w białych rękawiczkach”, mamy do czynienia nie z diagnozą, ale z autoparodią. To właśnie PiS przez lata przeprowadzał zamach na demokratyczne instytucje – tyle iż w czarnych rękawiczkach, z uśmiechem i hymnami o „suwerennej Polsce” na ustach.

Święczkowski nie mówi w próżni. Jego słowa są echem szerszego procesu w PiS – procesu rozpadu narracji. Partia, która przez osiem lat żywiła się hasłami o „oblężonej twierdzy”, dziś nie potrafi inaczej myśleć o świecie. Gdy nie ma już władzy, została jej tylko opowieść o spisku: o „zamachu”, „grupach przestępczych”, „zdradzie z Brukseli”.

Kaczyński i jego ludzie coraz bardziej przypominają apokaliptycznych kaznodziejów, którzy zamiast programu mają tylko mikrofon i żal. Wierzą, iż jeżeli wystarczająco długo będą straszyć „federalizacją” i „zagranicznymi podszeptami”, to elektorat znów poczuje dawny dreszcz oblężenia. Ale choćby wierni wyborcy zaczynają się orientować, iż te androny nie mają już nic wspólnego ani z Polską, ani z rozsądkiem.

Święczkowski – kiedyś prokurator, dziś samozwańczy obrońca konstytucji – jest idealnym symbolem tego, czym stał się PiS: partią, która straciła kontakt z rzeczywistością, ale wciąż próbuje mówić o niej z powagą. W ich świecie każdy przeciwnik to zdrajca, każdy wyrok sądu to zamach, a każda próba reformy – „plan zniszczenia państwa”.

Polska nie jest żadnym „polem doświadczalnym”. To raczej PiS i jego ludzie eksperymentują z cierpliwością obywateli – testując, ile jeszcze nonsensu i teorii spiskowych jesteśmy w stanie wysłuchać, zanim po prostu przestaniemy ich traktować poważnie.

Bo w tej partii – i w tym Trybunale – prawda już dawno przestała być wartością. Została tylko narracja. I coraz bardziej groteskowe postaci, które ją powtarzają z powagą, jakby mówiły coś naprawdę ważnego.

Idź do oryginalnego materiału