- Świat w 2025 r. będzie niestabilny
- W 2024 r. liberalne elity musiały zmierzyć się z własnymi błędami. Joe Biden je zrozumiał. W 2025 r. dowiemy się, czy nie był w tym osamotniony
- Wojna Rosji z Ukrainą w 2025 r. prawdopodobnie się skończy – pytanie brzmi czy na chwilę, czy na zawsze
- Izrael wygrał w 2024 r. trzy wojny i przegrał wojnę być może znacznie ważniejszą
- W 2025 r. możemy powitać na światowych salonach weteranów Al-Kaidy
Ameryka na rozdrożu
Niewątpliwie najistotniejszym wydarzeniem roku 2024 jest zwycięstwo w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych Donalda Trumpa, czyli jedynego we współczesnej historii USA prezydenta, który przegrawszy 4 lata temu wybory, chciał dzięki siły, albo — w najlepszym wypadku — akceptując używanie siły przez jego zwolenników — pozostać w Białym Domu.
Fakt, iż amerykański establishment nie poradził sobie z człowiekiem, który, choćby jeżeli przyjąć, iż w pewnych sprawach ma rację, to z racji owej próby puczu jest moralnie niegodny prezydentury, jest klęską tychże elit, ale przede wszystkim demokracji, która okazała się bezbronna i bezzębna. To tylko pozornie jest problemem stricte amerykańskim. Powrót Trumpa do Białego Domu może być niestety bardzo złym przykładem dla świata.
Donald Trump w Arizonie, 22 grudnia 2024 r.
Z całą pewnością problemem ogólnoświatowym jest fakt, iż nikt — w tym, jak wynika z informacji Onetu — również najbliżsi współpracownicy Trumpa — nie wie, czego spodziewać się po nowej kadencji amerykańskiego prezydenta.
Być może okaże się człowiekiem prowadzącym korzystną z punktu widzenia Polski politykę zagraniczną. Być może będzie wręcz lepszym prezydentem z punktu widzenia naszego kraju niż odchodzący z urzędu Joe Biden. Problem polega na tym, iż równie prawdopodobne jest też i to, iż będzie dokładnie na odwrót, a Trump okaże się doskonałym partnerem, ale nie Polski, a Władimira Putina.
Być może Donald Trump prowadzić będzie brutalną, ale skuteczną politykę, która wzmocni Stany Zjednoczone, co jest w naszym interesie, ale równie prawdopodobne jest, iż skręci ku izolacjonizmowi albo na tyle osłabi sojusze, iż w efekcie osłabi również i Stany Zjednoczone, co z kolei nam się nie opłaca. Być może będzie prowadził rozsądną politykę gospodarczą, która wzmocni USA, ale równie prawdopodobne jest i to, iż rozpęta cały szereg wojen handlowych i w efekcie doprowadzi do ponownego wzrostu ostatecznie zduszonej w 2024 r. inflacji.
Jedno, co pewne, to iż nic nie jest pewne, a jedyne co możemy założyć ze stuprocentową pewnością to niestabilność. Ta zaś nie sprzyja Polsce, Ukrainie i Zachodowi, ale Putinowi i Xi w Chinach. Zachwyt polityków PiS, którzy skandowali w Sejmie nazwisko Donalda Trumpa jedynie z racji na uprzejmość można nazywać brawurą intelektualną.
W istocie mieliśmy bowiem do czynienia z bezprzykładną głupotą polityczną. Politycy PiS dokładnie tak samo, jak wszyscy inni politycy nie tylko w Polsce, Europie i na świecie, ale choćby w otoczeniu Trumpa, nie wiedzą bowiem jakim instynktom da ujście nowy prezydent USA. Ich entuzjazm dla jego zwycięstwa to tyle, co skłonność do grania losami państwa w ruletkę. Bo może faktycznie będzie dobrze. A może nie.
Beyoncé nie wygrywa wyborów
Kamala Harris w 2024 r.
Po przeciwnej niż Republikańska stronie politycznej barykady w Stanach Zjednoczonych Demokraci wystawili do wyborów najpierw obiektywnie już zbyt starego, choć – dodajmy – naprawdę zasłużonego Joego Bidena, a następnie całkowicie pozbawioną charyzmy, ale wierzącą w moc popierających ją i będących zarazem multimilionerami gwiazd w rodzaju Beyonce, Kamalę Harris.
Jej klęska to memento dla liberalnych elit, iż nie da się wygrywać wyborów, promując na czołowe stanowiska osoby bez cienia charyzmy, zamiast liderów. Siłą demokracji zachodnich przez lata byli politycy, którzy miel tak zalety, jak i wady, ale byli autentyczni i mieli w sobie chociaż odrobinę żaru. Współczesne elity liberalne mają twarz Kamali Harris i bezbarwnego już do progu bólu Olafa Scholza. Żar w oczach mają zaś niestety ich przeciwnicy. Również w Polsce.
Mądrość starego prezydenta
Człowiekiem, który sam będąc liberałem, wszystkie błędy liberałów zrozumiał, tyle iż za późno, albo za późno powiedział o tym narodowi, jest Joe Biden. Przemówienie prezydenta podczas konwencji Partii Demokratycznej, która nominowała Kamalę Harris na kandydatkę na prezydenta było — pomijając już fakt, iż Joe Biden wygłosił je z siłą i werwą, której niestety zabrakło mu w konfrontacji z Donaldem Trumpem — zwiastunem tego, iż przynajmniej część elit Partii Demokratycznej zrozumiała, iż nie da się wygrywać wyborów, odwracając się od klasy średniej.
Joe Biden
Joe Biden wygłosił mądre, momentami porywające, ale przede wszystkim mocne i konkretne przemówienie, z którego wynikało, iż to właśnie klasa średnia i tzw. niebieskie, a nie białe kołnierzyki (zamożna wykwalifikowana klasa robotnicza, a nie elity) są kośćcem demokracji.
Ze słów Bidena wynikało, iż zastąpienie kapitalizmu turbo-kapitalizmem i brak szacunku dla tych, którzy mają mniej pieniędzy, jest drogą donikąd. Pytanie o to, czy to samo, co zrozumiał Biden, zrozumiały liberalne elity również np. w Polsce, jest niestety pytaniem retorycznym.
Wojna
Wojna Rosji z Ukrainą toczy się niezmiennie od ponad tysiąca dni. Złą wiadomością jest to, iż Ukraina słabnie. Dobrą, iż Rosjanie co prawda prą do przodu, ale ich zwycięstwa mierzone są setkami metrów, a nie kilometrów, a sukcesy mają charakter taktyczny i lokalny, a nie strategiczny.
Przede wszystkim jednak jakkolwiek źle to zabrzmi, dobrą wiadomością jest to, iż sukcesy Rosjan zawsze okupione są tysiącami zabitych i rannych. Brzmi to źle, bo giną wszak ludzie będący czyimiś synami, braćmi, mężami i ojcami. Tyle iż czyimiś synami, braćmi, mężami i ojcami byli też żołnierze Wermachtu i SS, czy też sowieccy żołnierze i enkawudziści, którzy napadli na Polskę.
Władimir Putin
Złą wiadomością jest to, iż Rosjanie żołnierzy, których życie gotowi są poświęcić, mają jeszcze sporo, a na pewno więcej niż Ukraińcy. Dobrą to, iż być może szybciej niż mięsa armatniego zabraknie im pieniędzy. Rosyjska gospodarka zaczyna bowiem coraz wyraźniej buksować, a sankcje, jakkolwiek oczywiście nie rzucą (bo też i rzucić nigdy nie mogły) rosyjskiej gospodarki na kolana, zaczynają coraz efektywniej działać. Problem polega na tym, iż źle ma się też gospodarka ukraińska.
W pewnym sensie o losach wojny zdecyduje nie to, kto jest w niej silniejszy, ale to, kto jest mniej słaby. Biorąc pod uwagę fakt, iż po stronie Ukrainy jest kilkunastokrotnie silniejszy od Rosji Zachód, wynik powinien być oczywisty. Tyle że, jak powiedział kiedyś Richard Nixon, do uprawiania polityki trzeba „rozumu, serca i jaj”. Do tej pory problemem Zachodu był deficyt tego ostatniego. Pod rządami Trumpa problemem może okazać się dla odmiany pierwszy element.
Od adekwatnej proporcji wszystkich trzech elementów zależeć będzie, czy spodziewany przez większość polityków na świecie koniec działań wojennych w 2025 r. będzie li tylko przerwą w wojnie, czy też jej końcem.
To, na ile trwały będzie pokój (albo – co skądinąd bardziej prawdopodobne — rozejm) zależy przy tym nie od przebiegu linii rozgraniczenia, ale utrzymania przynajmniej części sankcji wobec Rosji oraz od tego, czy wzdłuż owej linii rozgraniczenia stacjonować będą zachodnie (ew. natowskie) siły wojskowe.
Dla Francji, co już bardzo wyraźnie widzieliśmy w 2024 r., świadomość powyższego to okazja do powrotu do statusu mocarstwa europejskiego w starym tego słowa znaczeniu. Dla Polski sytuacja, gdy to Francja, a nie Stany Zjednoczone, stałyby się gwarantem pokoju za naszą wschodnią granicą, nie jest optymalna. Z drugiej strony wzmocnienie Francji kosztem Niemiec oznaczałoby w pewnym przynajmniej stopniu ograniczenie bezalternatywności w naszej polityce zagranicznej.
Pytanie tylko, czy państwo wewnętrznie tak skłócone, jak Polska jest w stanie prowadzić wiarygodną politykę zagraniczną. Ta mierzona jest bowiem latami i gwarancją, iż się nie zmieni w razie zmiany władzy, a nie tym, co tu i teraz.
Izrael wygrał i przegrał zarazem
Na Bliskim Wschodzie Izrael wygrał wojny z Hamasem, Hezbollahem oraz niewypowiedzianą, ale w 2024 r. już bezpośrednią, a nie prowadzoną jak do tej pory przez pośredników wojnę z Iranem. To w połączeniu z upadkiem reżimu Asada spowodowało, iż Izrael jest dziś w sensie stricte militarnym w znacznie lepszym położeniu niż przez wiele ostatnich lat, a premier Binjamin Netanjahu politycznie wrócił niejako z politycznych zaświatów, do których — po ataku Hamasu na Izrael — bardzo wyraźnie już zmierzał.
Binjamin Netanjahu
Pytaniem, na które nie znamy odpowiedzi jest to, czy Netanjahu jest zdolny do samoograniczenia i czy osiągnąwszy sukcesy w wojnie, ma pomysł na ich skonsumowanie, czyli czy ma pomysł na pokój. Probierzem będzie los Marwana Barghoutiego, czyli wywodzącego się z Fatah, ale będącego bohaterem również dla zwolenników Hamasu, palestyńskiego przywódcy, który od 20 lat przebywa w izraelskim więzieniu.
Przy okazji izraelskich zwycięstw niestety dowiedzieliśmy się, iż izraelski pomysł na wojnę nie wyklucza takiego jej prowadzenia, które spowodowało, iż w Strefie Gazy zginęło około 30 tys. cywili, a armia izraelska stosowała metody takie, iż Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania premiera Izraela pod zarzutem zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości.
Netanjahu osiągając sukcesy militarne pogrzebał chyba już ostatecznie izraelskie „soft power”. Aby uświadomić sobie skalę klęski, warto wyobrazić sobie scenariusz, w którym znany ze szczególnego stosunku do Polski ambasador Izraela pozwoliłby sobie na ponowne połajanki pod adresem naszego kraju. Jeszcze dwa lata temu wywołałoby to powszechną nerwowość. Dziś wywołałoby co najwyżej wzruszenie ramion.
Pytaniem, na które 2025 r. nie przyniesie prawdopodobnie odpowiedzi, jest to, czy koszty klęski, którą jest fakt, iż Izrael utracił moralną wiarygodność, nie okażą się trwalsze od owoców sukcesu militarnego.
Al-Kaida, czyli błędy młodości
Upadek reżimu Asada, pomijając oczywistą satysfakcję z końca moralnie zdegenerowanego reżimu, jest przeciekawy z bardzo specyficznego powodu.
Oto bowiem na czele państwa syryjskiego stanął były bojownik Al-Kaidy i terrorysta. jeżeli miarą ewolucji tego skądinąd bardzo interesującego polityka jest tempo zmiany ubioru (w ciągu tygodnia Ahmed asz-Szara, znany wcześniej jako Abu Muhammad al-Dżaulani strój wojskowy uzupełnił marynarką, by po tygodniu wystąpić już w pełnym garniturze) to będziemy mieli pierwszy raz w historii terroryzmu islamskiego (ale nie terroryzmu jako takiego) przykład ewolucji, której efektem jest dopuszczenie na światowe salony.
Ahmed asz-Szara
Mimo iż może to dziś szokować, nie jest niczym tak naprawdę niezwykłym. W Polsce wszak również nie brakowało tych, którzy zaczynali w WSI, by na starość kłaść to na karb młodzieńczego idealizmu. Skoro można było z „wojskówką”, to można i z Al-Kaidą.
Rosjanie potrafią przegrać rozgrywkę, ale wygrać dogrywkę
2025 r. da nam odpowiedź na pytanie, czy Rosjanie, którzy przez lata wspierali reżim Baszara al-Asada, a wcześniej jego ojca Hafeza, zdołają porozumieć się z nowymi władzami w Syrii.
Jeśli tak się stanie, będzie to memento również dla nas mówiące nam, iż Rosjanie potrafią co prawda przegrywać wielkie rozgrywki, by potem wygrywać dogrywki. Tak jest skądinąd niestety w Gruzji, która może nie skręca jeszcze ku Rosji, ale na pewno odwróciła się już od Zachodu.
155 minut
Prezydent Korei Południowej Yoon Suk Yeol ogłasza stan wojenny, 3 grudnia 2024 r.
Inaczej niż w Gruzji, w której demokracja obumiera, całkiem żywotna okazała się z kolei demokracja w Korei Południowej, która na szczęście przez jedynie 155 minut (bo tyle trwał stan wyjątkowy wprowadzony przez prezydenta) przypominała przysłowiową latynoamerykańską republikę bananową.
Po 2 godzinach i 35 minutach operetkowy zamach stanu upadł, a Koreańczycy udowodnili światu, iż demokracja weszła im już w krew. Pytania o to, jakim cudem prezydent Yoon Suk-yeol uwierzył w to, iż uda mu się obalić demokrację pozostają bez odpowiedzi, ale najbardziej popularna hipoteza mówi, iż niemłody już przywódca otoczony równie niemłodymi doradcami po prostu stracił kontakt z rzeczywistością. To skądinąd kolejne memento dla Polski, w której wielu polityków coraz częściej sprawia wrażenie hibernatusów.
Amerykańska szczepionka
W Niemczech w 2025 r. zmieni się kanclerz i będzie to zmiana na lepsze. Co istotne przy tym, wyniki AfD w sondażach wskazują, iż osiągnie ona maksymalnie 20 proc. głosów. Tym samym po raz kolejny okaże się, iż amerykańska szczepionka na ekstremizmy działa całkiem dobrze.
We Francji partia Marine Le Pen może co prawda dopiero w 2027 r., ale całkiem realnie myśleć o zdobyciu Pałacu Elizejskiego. Problem z radykalizmem to domena nie tylko jednak zachodniego sąsiada naszego zachodniego sąsiada. Rozbrzmiewające często w Polsce głosy zaniepokojenia wynikami AfD, którego poparcie — powtórzmy jeszcze raz — oscyluje od 16 do 20 proc., są o tyle zabawne, iż w Polsce PiS i Konfederacja mają łączne poparcie na poziomie ca. 45 proc.
Wolność od refleksji
Angela Merkel na premierze swojej książki w Berlinie
Znaczącym wydarzeniem w 2024 r. było wydanie wspomnień Angeli Merkel. Była kanclerz nadała im tytuł „Wolność”. Po przeczytaniu książki trudno niestety nie dojść do wniosku, iż lepszym, a na pewno równie dobrym tytułem byłaby „Wolność od refleksji”.
Angela Merkel w swoich wspomnieniach pokazuje bowiem, iż niemieckich błędów w polityce wobec Rosji przez cały czas nie zrozumiała. O Polsce z kolei prawie nie wspomina, a jeżeli już, to pisząc jedynie o kwestii wypędzonych i ani słowem nie zająkując się o czymkolwiek innym.
Nowy kanclerz Niemiec na szczęście nie będzie z mającego wyjątkową słabość do Rosji SPD. Friedrich Merz z CDU optuje za twardą polityką wobec Moskwy. Nim wpadniemy w zachwyt, warto jednak pamiętać, iż z CDU była też wolna od refleksji na temat niemieckiej polityki wobec Rosji i wolna od myśli o relacjach z Polską, Angela Merkel.
Gospodarka, czyli korekta kursu
W światowej gospodarce 2024 był rokiem inflacji, chińskich samochodów elektrycznych, Boeinga i końca kariery prezesa giganta motoryzacyjnego Stellantis. Inflacja spadała, tj. dokładnie odwrotnie niż popyt na chińskie elektryki, okazujące się być wyzwaniem dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, który trochę jak liberałowie zapomnieli o niebieskich kołnierzykach, zapomniał, jak się produkuje tanie i tym samym powszechnie dostępne samochody.
Problemy europejskiego przemysłu motoryzacyjnego to jednak również politycy, którzy zapomnieli, iż polityka to zawsze szukanie kompromisu pomiędzy wartościami i iż dobrze byłoby, aby w imię niewątpliwe ważnej wartości, czyli ekologii, przy okazji nie zbankrutować.
Kłopoty Boeinga i dymisja prezesa Stellantis to z kolei lekcja dla świata korporacji, iż stary dobry kapitalizm sprzed epoki Jacka Welcha, który przekonał Wall Street, iż nie inżynierowie, a finansiści powinni rządzić korporacjami i nie innowacje, a innowacje księgowe są kluczowe, może jednak koniec końców był lepszym pomysłem na stabilność Zachodu niż kapitalizm współczesny.