Su-35 kontra F-35.

wiernipolsce1.wordpress.com 1 tydzień temu

Tak, niezależnie od tego, jak dziwne może wydawać się to stwierdzenie, jest to fakt: spotkanie dwóch samolotów z tymi samymi liczbami, ale różnymi literami, może nastąpić znacznie wcześniej, niż wszyscy się spodziewali.

Jeśli przyjrzeć się uważnie temu, co dzieje się między Iranem a Izraelem, a my już nie raz sprawdzaliśmy, co się dzieje, to warto zauważyć i podsumować kilka faktów.

1. Kraje otwarcie znajdują się w stanie wrogości. Tak, historia stosunków irańsko-izraelskich pełna jest ociepleń i zamrożeń, ale dziś kraje te osiągnęły szczyt wrogości, co potwierdzają ich działania.

2. Izrael odparł masowy atak Iranu. Z trudnościami. Z pomocą USA, Wielkiej Brytanii, Jordanii, a choćby (choć nie jest to zbyt dokładne) Francji.

Armada złożona z 212 samolotów spotkała się z 300 dronami i różnymi rakietami. A były to poważne samoloty: F-15, F-16, Rafales, Tajfuny, a choćby F-35, których praca znów była albo tajna, albo niewidoczna.

3. Iran był w stanie odeprzeć odwetowy atak Izraela na odwetowy atak Iranu za atak na ambasadę w Syrii, bez szczególnego wysiłku i praktycznie bez użycia swoich sił powietrznych. Ale o tym poniżej.

Parytet? Być może. Iran walczył spokojnie, Izrael walczył, używając takiej liczby samolotów i systemów obrony powietrznej, jakie być może nie latały od zakończenia wojen w Zatoce Perskiej. Ale ile wystrzelił Iran i ile wystrzelił Izrael – jest też różnica.

Irańskie armady zmodernizowanych radzieckich rakiet i dronów postawiły Izrael pod wielkim obciążeniem. Pytanie brzmi: czy Izrael zagrał na maksimum swoich możliwości, atakując Iran? I to jest bardzo dobre pytanie, bo teoretycznie izraelskie siły powietrzne zrobią, co im się podoba, bo nie ma nic specjalnego, czym mógłby odpowiedzieć Iran w kwestii lotnictwa.

Przyjrzyjmy się najpierw irańskim siłom powietrznym i obronie przeciwpowietrznej ( OPP).

OPP jest reprezentowana przez kopie. Chiński HQ-7, czyli kopia francuskiego „Crotale”, „Sayad”, który jest kopią naszego S-75, „Fajr-8”, kopia S-200 i „Bavar-373”, kopia S-300. W oryginale są tylko S-300 (32 wyrzutnie), „Shell” i „Tora”, które chronią te same obiekty nuklearne, na które Izrael od tak dawna ostrzy sobie zęby.

Zębowe i liczne. Tak samo jest w przypadku, gdy ilość może zamienić się w jakość, ale o ilość nie trzeba się martwić, bo Iran naklepał rakiet przez trzy wojny. Co więcej, kopia S-75 to nie jest S-75, tamtejszy pocisk jest modernizowany na miarę swoich możliwości przez irański kompleks wojskowo-przemysłowy i różni się od radzieckiego tak samo jak pocisk BM-13 „Katiusza” różni się od pocisku BM-21 „Grad”.

Ogólnie rzecz biorąc, jest wystarczająco dużo kompleksów i rakiet. Tak przynajmniej twierdzą irańskie media. A fakt, iż izraelski atak został odparty przez siły obrony powietrznej bez większego wysiłku, jest tego najlepszym dowodem.

Jeśli chodzi o irańskie siły powietrzne…

Irańskie Siły Powietrzne wzięły udział w odparciu izraelskiego ataku, ale… jakby to powiedzieć, wskazując bardziej na swój udział niż faktyczny wkład w bitwę. Eskadra „Phantomów”, która po prostu zapomniała o swoim wieku, a to tak naprawdę F-4D, które „błyszczały” na niebie Wietnamu – to nie jest pomoc OPP. I nie podejmę się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ogóle podrywali te antyki w powietrze. Zbyt odmienne rozumienie procesów z irańską centralą.

Ale zostawmy już tę dziwną czynność, w końcu oni wiedzą lepiej, kogo podrywać w powietrze.

Ale ogólnie rzecz biorąc, irańskie siły powietrzne to bardzo smutny widok. Tak, można modernizować i ulepszać rakiety tak długo, jak się chce, ale rakieta jest znacznie prostsza w konstrukcji niż samolot. Bo Iran ma rakiety (bardzo przyzwoite), ale z samolotami jest dużo gorzej.

Irańskie opracowania HESA „Saeqeh” i HESA „Azarakhsh” pozostały jednoczęściowymi odwrotnymi kopiami F-5 „Tiger II” pochodzącymi z lat 70. ubiegłego wieku.

Importowane samoloty w służbie Iranu również nie są nowością. Głównym ogniwem jest amerykański F-14 „Tomcat”, wyprodukowany w latach 1974-76 ubiegłego wieku. Kosztem niewiarygodnych wysiłków Irańczyków udało się rozpocząć produkcję części zamiennych do tego samolotu, dzięki czemu prawie pięćdziesięcioletni weterani przez cały czas służą.

F-14 był jak na swoje czasy bardzo dobrym samolotem, ale nie oszukujmy się, był nieracjonalnie drogi w eksploatacji. Dlatego szczęśliwie zastąpiono go F/A-18. Iran pozostaje ostatnim krajem na świecie obsługującym F-14.

Oprócz Tomcatów irańskie siły powietrzne posiadają MiG-29 (36 jednostek) i Mirage F1 (10 jednostek). W 1991 roku przyleciały z Iraku niszczonego przez aliancką koalicję. Te samoloty widziały też najgorszą stronę życia i nie należy na nie liczyć.

Ogólnie rzecz biorąc, cokolwiek by się nie mówiło, Irańczycy potrzebują nowej floty powietrznej. Prawdziwym problemem nie jest tu jakieś pobrzękiwanie szablą podczas rozgrywki z Izraelem, region jest naprawdę wybuchowy, trzeba myśleć o obronie granic powietrznych. A robienie tego z pięćdziesięcioletnimi F-14 i MiG-29 jest trudne i niebezpieczne, bo trzeba jeszcze na trzeźwo przyjrzeć się dla kogo te samoloty są bardziej niebezpieczne, dla wroga czy dla swoich pilotów.

Według szacunków Iran potrzebuje dziś około 116 myśliwców i samolotów wielozadaniowych. Ponieważ jest bardzo wątpliwe, czy w przypadku ogłoszenia konkursu na zakup samolotu znalazłaby się kolejka chętnych do sprzedaży samolotu, w rzeczywistości jest tylko półtora dostawcy: Rosja i Chiny, przy czym Chiny stanowią tę połowę . A mogą i nie dostarczyć, wczoraj Chińczycy sprzedali Iranowi pewną ilość swoich F-7, to samolot stworzony z naszego MiG-21, ale potem jakoś wszystko ucichło. To, czy Chiny będą jutro współpracować z Iranem, jest kwestią nieco niejasną, co oznacza, iż ​​nikt poza Rosją nie da Iranowi więcej samolotów.

Widać tutaj wyraźnie, iż Teheran bardzo dokładnie przestudiował tę kwestię, a ponieważ można tu prowadzić handel barterowy, oczywiście stary MiG-29 i jego odmłodzony projekt MiG-35 nie interesują Irańczyków. Potrzebują samolotów „tu i teraz”, czyli mówimy o Su-35SE i Su-34. W przyszłości – Su-57.

Iran może sobie pozwolić na poproszenie o taki sprzęt, a Rosja może taki sprzęt zapewnić.

I zimą 2022 roku lody zostały przełamane i strony ostatecznie zgodziły się, iż 24 Su-35SE, które były przeznaczone dla Egiptu, ale które praktycznie porzucił, trafią do Iranu. Ogólnie Su-35SE kilka różni się od Su-35S, więc nie ma się co martwić pogorszeniem adekwatności bojowych.

Historia była oczywiście ciekawa, owiana wieloma pogłoskami i plotkami, prawdziwa lotnicza „Santa Barbara”, w której było aż nadto intryg, skandali i dezinformacji. Tak, dostawa samolotu została w jakiś sposób opóźniona, co wywołało pogłoski i plotki, w których zauważono wielu rosyjskich agentów informacyjnych.

Pamiętacie, iż pod koniec lata i na początku jesieni ubiegłego roku wielu naszych mediów i blogerów (zwłaszcza) wybuchło falą gniewnych okrzyków pod adresem Iranu? Mówiono, iż nie sojusznicy, ale tacy sobie i tym podobne? Tak było. Na szczęście Irańczykom oszczędzono głupoty i pośpiechu niektórych, dlatego transakcja została sfinalizowana w listopadzie. Ogólnie rzecz biorąc, jest to bardzo w duchu Wschodu: zmylić własny naród i bezwarunkowo zmylić wszystkich innych. A potem „nagle” – raz – i wszystko urosło w jedną całość.

Oglądaliśmy, jak samoloty transportowe z Rosji przylatywały na najlepsze lotnisko w Iranie, w Teheranie. Wtedy wielu twierdziło, iż samoloty w środku pochodzą z zakontraktowanej partii, ale oczywiście samolotów tam nie było. Symulatory, bez których nie można się obejść, sprzęt do konserwacji samolotów, łączność i tak dalej. Ogólnie rzecz biorąc, kto powiedział, iż Iran kupuje tylko samoloty lub iż umowa obejmuje tylko samoloty? Musi tam być cała niezbędna infrastruktura. Więc ją ściągnęli.

A teraz irańska agencja państwowa IRNA oraz media IRGC poinformowały, iż pierwszy samolot bojowy z już przeszkolonymi pilotami i technikami przybędzie do Iranu w ostatnim tygodniu kwietnia 2024 roku. Oznacza to, iż odbyło się tutaj szkolenie, które jest bardzo, bardzo dobre. Oczywiście dla Irańczyków.

Czy 24 najnowsze Su-35S mogą zmienić sytuację? Oczywiście nie. Jak pamiętamy towarzysze Izraela wznieśli w powietrze 212 samolotów, które w żadnym wypadku nie były starych marek. Jednak nie wszystkie tamtejsze samoloty, iż tak powiem, stacjonowały na stałe. Nie mogę też powiedzieć, jak to będzie wyglądać pod względem ilościowym następnym razem. Odchodzą lotniskowce, odchodzą także jednostki naziemne, region, sami rozumiecie, jest złożony.

24 samoloty to tylko pułk. Niezła pięść uderzeniowa. Oczywiście to niewiele, aby powiedzieć, iż wszystkie problemy Iranu zostaną rozwiązane. Ale jeżeli pamiętacie, co początkowo mówiono o opcji na 67 samolotów, staje się to bardziej interesujące.

Ale w zasadzie choćby pułk wystarczy, aby znacznie skrócić ręce izraelskich pilotów, którzy bezkarnie wystrzeliwują rakiety w Damaszek z przestrzeni powietrznej Libanu. Albo w Libanie, gdzie rzekomo ma swoją siedzibę Hezbollah.

W rzeczywistości nie jest to takie ważne. Ważne, iż Iran będzie miał realne narzędzie wpływu na sytuację w regionie.

Mówiąc o jakimkolwiek przeciwdziałaniu izraelskiemu lotnictwu, wyraźnie może to być tylko Iran. Armia syryjska niestety w najlepszych czasach nie była niczym poważnym, zarówno pod względem technicznym, jak i pod względem wyszkolenia personelu, a dziś tym bardziej nie jest to formacja, którą należy wysoko cenić.

Zatem niebo nad Syrią nie jest dla Izraelczyków tak spokojne, jak niebo nad Jordanią czy Libanem, niemniej jednak to na terytorium tego kraju, w niektórych jego regionach, odbędzie się konfrontacja między Izraelem a Iranem.

Oznacza to, iż stanie się to w następujący sposób: Izrael zaatakuje cele Iranu i jego sojuszników (rozumiecie, o kim mówimy) dzięki lotnictwa, co jest logiczne, ponieważ Izrael nie posiada własnego arsenału środków balistycznych i rakiet manewrujących. Dlatego Izraelczykom będzie trudniej atakować cele na terytorium Iranu.

Tak, Izrael ma rakiety balistyczne, ale Jerycho wyprodukowano w tak maleńkich ilościach, iż nie można ich porównać z irańskimi arsenałami rakietowymi. Jest to raczej broń ostatniego uderzenia wykorzystująca głowice nuklearne, których, jak wiemy, Izrael nie posiada.

USA mają rakiety. Pytanie tylko, czy Waszyngton naprawdę chce podpalić region, przesyłając te rakiety Izraelowi.

Ale Iran ma taki arsenał. I dlatego może sobie pozwolić na takie ataki, jakich byliśmy świadkami. Izrael również będzie atakować przy pomocy swoich sił powietrznych i obrony powietrznej, ale będzie w stanie przeprowadzić ataki odwetowe tylko przy pomocy swojej, szczerze mówiąc, całkiem dobrej floty powietrznej, składającej się z F-16, F-15 i F-35. Tylko 30 F-35 i 25 F-15E Strike Eagle, ale choćby ta liczba, wsparta setkami starszych samolotów F-15 i F-16 w różnych modyfikacjach, jest mocna. A co najważniejsze, nie można tego porównywać z tym, co może osiągnąć Iran.

Dlatego Iran potrzebuje samolotów, które w jakiś sposób będą w stanie powstrzymać izraelskie siły powietrzne. I tutaj być może problem nie leży w F-35I, po prostu „Adir” nie pasuje do „Sushki”, to nie jest adekwatny samolot. Problem polega na tym, iż F-35I może bardzo dobrze wystrzeliwać rakiety z ukrycia, ale wejście do otwartej bitwy, tak jak zrobiły to samoloty indyjskie, pakistańskie/rosyjskie i ukraińskie, jest przesadą.

Su-35S jest problematycznym konkurentem, a jego rakiety są nieprzyjemne. Tutaj nie chodzi choćby o prestiż, choć można zyskać na reputacji, to kwestia kosztów eksperymentu. Każdy F-35I kosztuje zbyt dużo, aby można go było wyrzucić na śmietnik nowej generacji.

Nie da się dokładnie powiedzieć, jak bardzo F-35I różni się od standardowego F-35A. Radar. To bardzo istotny punkt, strony bardzo zazdrośnie strzegą jasnych parametrów swoich stacji. Elektroniczne systemy bojowe. Tutaj Izrael zawsze był silny, nie ma co do tego wątpliwości. Izraelski system kontroli i łączności – co zrozumiałe , jest wygodny dla Izraelczyków pod każdym względem, ale nie zapewnia żadnej przewagi w walce. A więc radar i broń elektroniczna, to wszystko, co odróżnia izraelski samolot od amerykańskiego.

Problem w tym, iż F-35 to bardzo drogi samolot. jeżeli weźmiemy pod uwagę konkretnie F-35I, każdy samolot kosztował Izrael 144 miliony dolarów. Obejmuje to pakiety usług, wymianę sprzętu amerykańskiego na sprzęt izraelski i tak dalej. 144 000 000 dolarów. To dużo choćby jak na ultranowoczesny samolot, dlatego jeżeli przyjrzeć się bliżej wykorzystaniu F-35 przez inne kraje, nie widziano go nigdzie w czołówce. choćby w odparciu irańskiego ataku. Gdzieś tam, na uboczu, nic więcej. W planie izraelskich sił powietrznych były ataki na Gazę, gdzie F-35I nie zagrażało nic z ziemi.

No właśnie, jaki jest sens lądowania takiego wózka z dolarami? Nie zostało kupione po to, żeby je stracić tak po prostu..

I tu dochodzimy do najważniejszej rzeczy. Jaki jest sens jakiegokolwiek porównania? W zrozumieniu faktu, iż co lub kto może zrobić lepiej.

1. Samoloty. Teoretycznie są to przedstawiciele różnych pokoleń.

F-35 wydaje się być bardziej niepozorny (oczywiście był tak aktywnie ukrywany na całym świecie), piąta generacja, ale dużym pytaniem jest, w jaki sposób zostanie wykorzystany w walce.

Su-35S jest gorszy pod względem widoczności, ale samolot jest w całości oblatany i ostrzelany. I można bardzo dobrze przewidzieć, czego się po nim spodziewać w bitwie. Zgadzam się, iż Su-35 nie miał normalnych przeciwników na niebie Ukrainy, ale to wcale nie jest jego wina. F-35I nie miał w ogóle przeciwników.

2. Załoga lotnicza.

Tutaj możemy założyć, iż poziom wyszkolenia izraelskich pilotów będzie teoretycznie wyższy. Poza tym są, jak mówią, bardziej doświadczeni niż ich irańscy odpowiednicy. Z drugiej strony izraelscy piloci pracowali w warunkach zerowego oporu, ale rosyjscy specjaliści, którzy szkolili pilotów irańskich, z pewnością robili to, biorąc pod uwagę dane uzyskane z wykorzystania Su-35S w systemie obrony powietrznej.

W tej sytuacji Izraelczycy wyglądają korzystniej, jednak przewaga ta zniknie, gdy irańscy piloci będą latać swoimi samolotami w rzeczywistych warunkach.

3. Kadra inżynieryjno-techniczna.

Tutaj Izraelczycy mają wyraźną przewagę, ponieważ od dawna eksploatują samoloty w służbie.

Dla irańskich inżynierów i techników będzie to bardzo trudne, przepaść pomiędzy samolotami, które posiadają, a najnowszym Su-35 jest zbyt głęboka. Co więcej, z naszego wyposażenia mieli tylko MiG-29, a już wtedy irackie. Oznacza to, iż sama rosyjska technologia nie jest dla nich „rodzima”. Nie było żadnego doświadczenia w obsłudze samolotów radzieckich, od czego przez analogię można przejść do rosyjskich samolotów nowej generacji. A to, plus nowość Su-35S, nie gra na korzyść Irańczyków. Naprawdę będzie im bardzo ciężko na ziemi.

4. Uzbrojenie.

Cóż, tutaj F-35I nie ma specjalnych zalet; na liście uzbrojenia nie ma arcydzieł. Standardowa amunicja NATO, sprawdzona w czasie i z jednej strony niezawodna, z drugiej strony jest w wystarczająco dużo metod walki z jej wykorzystaniem.

Su-35 ma jeden rodzaj uzbrojenia, nie wiadomo, czy Iran go dostanie, czy nie, ale R-37E o zasięgu do 200 km ma bardzo duże perspektywy, gdyż samolot startujący z lotniska w Damaszku może z łatwością łaskotać nerwy tych, którzy będą spędzać czas w strefie neutralnej w pobliżu Bejrutu (skąd zwykle realizowane są starty na terytorium Syrii). A tu wystarczy jeden wystrzał w stronę dostępnego tam samolotu, a potem niech sami się domyślą, do kogo Bóg go pośle, jak to mówią.

Ogólnie rzecz biorąc, F-35I nie ma żadnych specjalnych zalet. Tak, najprawdopodobniej mniej świeci na ekranach radarów, jednak wiele izraelskich samolotów, jakie widziałem, lata z podwieszonymi bakami, co samo w sobie zaprzecza wszelkiemu ukryciu. To oczywiście tylko zdjęcia i filmy, ale jednak.

Ostatecznie… Niekrytycznie. Rzeczywiście nie jest to krytyczne, choćby jeżeli nie znamy cech F-35I. W związku z tym spotkanie, które nieuchronnie odbędzie się na linii konfrontacji między Izraelem a Iranem pokaże, kto jest silniejszy w prawdziwej bitwie.

Linia konfrontacji.

Gdzie to jest, to trudne pytanie. Nagłe ocieplenie stosunków między Jordanią a Izraelem, które doprowadziło do tego, iż Jordania praktycznie stała się sojusznikiem Izraela w odparciu irańskiego ataku, jasno pokazuje, iż pozostaje tylko Syria. Szare i praktycznie niekontrolowane terytorium (Irak przez cały czas jest pod kontrolą Amerykanów, choć nie cały), na którym, jak się okazuje, można wiele zrobić.

Okazuje się więc, iż Jordania i Irak będą zamknięte dla Iranu, ale z syryjskiej przestrzeni powietrznej bardzo łatwo jest kontrolować przestrzeń powietrzną we wszystkich kierunkach. Bardzo dobra pozycja; gdyby Syryjczycy przez cały czas mieli rozsądną obronę powietrzną, byłoby to absolutnie cudowne. Cóż, gdyby tylko armia syryjska była trochę lepiej zorganizowana.

A jeżeli F-35I i Su-35 gdzieś się spotkają, to będzie to w Syrii. Kiedy to kwestia niewielkiej ilości czasu. Wcześniej czy później (jestem pewien, iż wcześniej) Iran zacznie analizować próby zniwelowania całkowitej przewagi izraelskich sił powietrznych.

Trzeba mieć nadzieję, iż to wszystko będzie się działo pod kontrolą naszych specjalistów, którzy z pewnością zdobędą cenne doświadczenie zarówno w użytkowaniu Su-35S, jak i badaniu rzeczywistych możliwości F-35I.

ŹRÓDŁO

https://topwar.ru/241104-f-35-vs-su-35-vstrecha-budet-v-nebe-sirii.html

(tłum.PZ)

Idź do oryginalnego materiału