Stracili władzę, ale…

11 miesięcy temu

PiS zabezpieczyło się na wypadek przegranej, obsadzając swoimi nominatami ważne instytucje, co może skutecznie blokować działania nowego rządu

Trzeba wielkiego samozaparcia, by godzinami stać w kolejce, aby oddać głos. A były komisje, w Krakowie, w Warszawie, we Wrocławiu, za granicą, w których ostatni wyborcy wrzucali głosy do urn grubo po północy, po czterech czy pięciu godzinach czekania.

W wielkich miastach frekwencja sięgała 85%, czyli głosował niemal każdy, w całym kraju wyniosła 74,38%. W historii III RP większej mobilizacji nie było, łącznie z wyborami 4 czerwca 1989 r.

Podobna do tamtej była atmosfera – iż oto Polska jest w przełomowym momencie, iż ważą się jej losy i kartka wyborcza każdego z nas zadecyduje, po której stronie świata się znajdziemy.

Wybory pokazały więc, jak wielkie są wśród Polaków oczekiwania społeczne, jak wielka jest potrzeba zmiany, zerwania z tym, co PiS serwowało nam każdego dnia. Mandat do zmian jest potężny. Trzeba tylko go udźwignąć.

Po jednej stronie mamy pospolite ruszenie, wielokolorowe, różnych ludzi połączonych głębokim przekonaniem, iż rządów PiS mają już dość. Dość złych słów, dość szczucia, dość rozgrabiania wspólnego majątku i wpychania Polski w ramy kościelnej półdyktatury. Na domiar złego skłóconej z Europą.

Po drugiej stronie mamy z kolei obóz, dla którego walka jest sposobem na życie. PiS jest silne poparciem 7,6 mln wyborców, którzy też mają swoje rachuby i obawy. A przede wszystkim silne jest instytucjami, które opanowało. Prezydent, szef NBP, Trybunał Konstytucyjny, media publiczne, prokuratura, spółki skarbu państwa… Ta pajęczyna wpływów zapewnia partii Kaczyńskiego, mimo przegranych wyborów, realną władzę. Oni mogą zablokować wszystko, każdą ustawę. Mogą realnie wpływać na gospodarkę, chwiejąc nią, kiedy będzie im wygodnie, i mają gigantyczne pieniądze, które mogą wykorzystywać, kiedy chcą.

„Walka o Polskę trwa!”, wołał kilka dni po wyborach Mateusz Morawiecki. Akurat w tym wypadku się nie pomylił. PiS straciło pierwszą linię umocnień, więc wycofało się na drugą.

Partia Jarosława Kaczyńskiego od miesięcy przygotowywała się do ewentualnej klęski w wyborach, zmieniając prawo i obsadzając ważne stanowiska państwowe swoimi ludźmi. Ich kadencje będą trwały choćby do 2028 r. Co ważne, nowy rząd nie będzie w stanie zbyt wiele zrobić, aby wymienić te kadry. To oznacza, iż jeżeli opozycja przejmie władzę, będzie miała ograniczone możliwości zarządzania państwem oraz realizacji części wyborczych obietnic.

Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 43/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym

[email protected]

Fot. Wojciech Olkuśnik/East News

Idź do oryginalnego materiału