Strach zamiast programu. Kaczyński uwięziony w retoryce minionej epoki

3 godzin temu
Zdjęcie: Kaczyński


Jarosław Kaczyński, oceniając półmetek rządów Donalda Tuska, zaprezentował klasyczny repertuar polityki strachu, resentymentu i historycznych klisz. Podczas konferencji wymownie zatytułowanej „Gadają, nie robią” prezes PiS roztoczył wizję Polski cofającej się do „czasów słusznie minionych”, kraju rzekomo rządzonego przez „komunistów” i pogrążonego w chaosie prawnym oraz gospodarczym. Problem w tym, iż ta opowieść więcej mówi o stanie wyobraźni lidera PiS niż o realnym bilansie ostatnich dwóch lat.

„Cała ta polityka jest oparta na wielkim oszustwie. To dla Polski tragedia” – grzmiał Kaczyński. Trudno nie dostrzec ironii: słowa o „rujnowaniu praworządności” padają z ust polityka, który przez osiem lat firmował systemowe podporządkowywanie sądów władzy wykonawczej, ignorowanie wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE i dewastację Trybunału Konstytucyjnego. Gdy Kaczyński mówi dziś, iż „nie uznaje się prawa”, w istocie opisuje własne rządy, próbując przerzucić odpowiedzialność na następców.

Centralnym symbolem rzekomego „upadku” państwa ma być – według prezesa PiS – fakt, iż „drugą osobą w państwie jest Włodzimierz Czarzasty”. To argument bardziej emocjonalny niż merytoryczny, oparty na odgrzewaniu antykomunistycznych strachów sprzed dekad. „Z Czarzastym wracają inni komuniści” – przekonywał Kaczyński, sugerując, iż Polska skręca „wstecz, nie do przodu”. W rzeczywistości to PiS pozostaje zakładnikiem zimnowojennej retoryki, niezdolnym do zaakceptowania pluralizmu i demokratycznych reguł gry.

Lista zarzutów formułowanych pod adresem rządu Tuska brzmi jak katalog problemów wyrwanych z kontekstu. „VAT na żywność, tarcze i osłony zostały zlikwidowane”, „polityka rozwoju zatrzymana”, „kryzys finansów publicznych” – wyliczał prezes PiS. Ani słowa o tym, iż tarcze były kosztownym i tymczasowym instrumentem, a finanse publiczne PiS obciążył rekordowymi, często ukrywanymi wydatkami poza budżetem. Kaczyński mówi o „ogromnym kryzysie finansów”, nie wspominając o kreatywnej księgowości własnych rządów, które zostawiły następcom rachunki do zapłacenia.

Szczególnie uderzają zarzuty dotyczące polityki zagranicznej. Według Kaczyńskiego Polska „gra w Europie w drugiej lidze”, a rząd Tuska nie ma wpływu na sprawy wokół Ukrainy. To odwrócenie rzeczywistości. Po latach konfliktów PiS z Brukselą Polska odzyskała zdolność budowania sojuszy i realnego wpływu na decyzje unijne. Krzyk o „Mercosur” czy „pakt migracyjny” brzmi jak echo kampanijnej propagandy, nie jak poważna analiza interesów państwa.

Jeszcze bardziej znamienne są wypowiedzi prezesa PiS w części pytań od dziennikarzy. Kaczyński zapewnia, iż panuje nad frakcjami w partii, jednocześnie przyznając, iż „pewne sprawy trzeba wyjaśnić”. Deklaruje gotowość do poboru, ale zastrzega, iż armia „nie jest gotowa”, choć to właśnie PiS przez lata odpowiadał za jej stan. Odżegnuje się od Grzegorza Brauna, uznając go za politycznie nieakceptowalnego, by po chwili dodać, iż PiS chciałby „przejąć część jego zdezorientowanych wyborców”. To nie jest strategia państwowa, ale czysta arytmetyka wyborcza.

Wystąpienie Kaczyńskiego pokazuje PiS jako partię, która nie potrafi odnaleźć się w roli opozycji. Zamiast refleksji nad własnymi błędami – jest eskalacja języka i budowanie wizji oblężonej twierdzy. „Albo zmienimy tę władzę, albo koniec” – straszył prezes. Tymczasem koniec dotyczy raczej pewnego stylu polityki: opartej na podziałach, mitach i permanentnym konflikcie. I im głośniej Kaczyński krzyczy o „oszustwie” i „komunistach”, tym wyraźniej widać, jak bardzo PiS boi się rzeczywistości po utracie władzy.

Idź do oryginalnego materiału