Decyzja o usunięciu Okrągłego Stołu z Pałacu Prezydenckiego została przez Karola Nawrockiego opatrzona długim wywodem historycznym, moralnym i – jak się okazuje – głęboko ideologicznym. Prezydent mówił o „oddawaniu Okrągłego Stołu historii”, o konieczności zerwania z postkomunizmem i o przyszłości, której symbolem nie może być kompromis z 1989 roku. Problem w tym, iż w tej opowieści więcej jest politycznego fanatyzmu niż realnego rozumienia polskiej historii.
– „Niezależnie od tego, jak oceniamy Okrągły Stół, Pałac Prezydencki nie jest miejscem, w którym przez cały czas powinien stać” – stwierdził Nawrocki. Samo zdanie brzmi rozsądnie, dopóki nie wsłuchamy się w jego uzasadnienie. Prezydent bowiem nie proponuje spokojnej reinterpretacji symbolu, ale jego ideologiczne unieważnienie. Okrągły Stół ma zostać sprowadzony do muzealnego eksponatu, jakby był reliktem obcej epoki, a nie jednym z fundamentów III RP.
W narracji Nawrockiego historia nie jest procesem, ale polem bitwy. Przy Okrągłym Stole – jak mówi – „jedni chcieli przenieść komunistyczne wpływy”, inni działali „taktycznie”, a jeszcze inni padli ofiarą „syndromu sztokholmskiego”. To język publicystyki skrajnej, nie refleksji państwowej. Prezydent zdaje się nie dostrzegać, iż kompromis z 1989 roku był nie tyle moralnym wyborem, ile historyczną koniecznością. Redukowanie go do gry złych intencji i naiwnych ofiar jest uproszczeniem, które więcej mówi o współczesnych obsesjach niż o przeszłości.
Najbardziej uderza jednak przekonanie Nawrockiego, iż można dziś – jednym gestem – zamknąć epokę. – „Dziś skończył się w Polsce postkomunizm” – ogłosił z dumą. To zdanie brzmi efektownie, ale jest ahistoryczne. Postkomunizm nie jest meblem, który można wynieść z pałacu, ani symbolem, który da się zdeponować w muzeum. To złożony proces społeczny, gospodarczy i kulturowy, który nie kończy się wraz z demontażem stołu.
Prezydent odwołuje się przy tym do młodych pokoleń, twierdząc, iż „nie muszą iść na żadne układy”. To kolejna fałszywa alternatywa. Okrągły Stół nie był wzorem wiecznego kompromisu, ale jednorazowym mechanizmem wyjścia z systemu autorytarnego. Uznawanie go za symbol „infekowania” kolejnych pokoleń komunizmem jest intelektualnie nieuczciwe i historycznie nieprawdziwe.
W tej opowieści nie ma miejsca na niuanse. Nie ma miejsca na fakt, iż dzięki Okrągłemu Stołowi Polska uniknęła przemocy, chaosu i krwawego rozpadu państwa. Nie ma miejsca na pamięć o tym, iż to właśnie ta „hybrydowa” demokracja pozwoliła później na realne rozliczenia, wolne wybory i wejście do struktur Zachodu. Jest za to manichejski podział na winnych i naiwnych, na „komunistów” i „prawdziwych patriotów”.
Nawrocki nie tyle „oddaje Okrągły Stół historii”, ile próbuje historię podporządkować bieżącej polityce. Jego gest nie jest aktem dojrzałej refleksji nad przeszłością, ale elementem wojny kulturowej, w której symbole muszą być czyste, jednoznaczne i ideologicznie bezpieczne. Tyle iż historia taka nie jest – i nigdy nie była.
Okrągły Stół nie opowiada o przyszłości. Opowiada o tym, jak trudna i skomplikowana była droga do wolności. Kto tego nie rozumie, ten nie tylko upraszcza przeszłość, ale też zdradza lęk przed jej złożonością. A to już nie jest problem stołu. To problem prezydenta.

20 godzin temu











