Łukaszek wróciwszy ze szkoły zakreślił kolejny dzień na kalendarzu roku 1939. Nie miał ze sobą plecaka, gdyż było dopiero rozpoczęcie roku szkolnego.
W kuchni czekała mama, i gotowała kapuśniak narzekając na opresyjność patriarchalnego społeczeństwa Tenkraju.
- Znowu kapuśniak? - zapytał Łukaszek smutno maśląc oczy.
- Gdyby nie było tego okropnego prawackiego patriarchatu, to byś sobie taki sam musiał ugotować.
Łukaszek pomyślał, iż gdyby nie było tego okropnego prawackiego patriarchatu, to ugotowałby coś znacznie smaczniejszego.
W tym momencie wpadł do kuchni tata trzymając w ręku najnowsze wydanie "Kuryera Wyborczego". Był bardzo podekscytowany.
- Słyszeliście? Niemieckie drony przeleciały przez granicę!
- Cóż - zaczęła babcia - jedną wojnę już widziałam, na drugą też warto popatrzyć.
- Nie - sprostował tata - nie ma wojny. Niemcy nam nie wypowiedziały wojny.
- To dlaczego wysłali te dłony? - zapytała siostra Łukaszka.
Tata chciał odpowiedzieć, ale dziadek się wtrącił:
- No więc co z tym zrobimy?
Mama, która przeczytała była pobieżnie w ciągu tych kilku sekund cały artykuł wykrzyknęła z podekscytowaniem:
- Sejm przyjął uchwałę potępiającą Adolfa Hitlera i jego Panzerdrony.
- A zestrzelili je chociaż wszystkie?
- Ale i tak zdaliśmy egzamin! Neville Chamberlain powiedział, iż nas popiera!
Był w gazecie też artykuł o tym, jak minister spraw zagranicznych Radosław Beck stanowczo potępiał działania Niemiec. A jakich ostrych słów używał!
Siostra Łukaszka zapytała:
- A czy ten pan od spław zagłanicznych wezwał do emezetu niemieckiego ambasadora? Czy ziąd na atak odpowiedział...
Nie zdążyła dokończyć, bo mama wyrzuciła ją za drzwi.
- Kto uważa, iż są jakieś zaniedbania, lub iż można było lepiej zareagować - zagroziła - nie dostanie kapuśniaku.
Nikt jakoś nie kwapił się do jedzenia tej zupy.