Stanisław Michalkiewicz: Marzenia polskojęzycznych mężyków stanu
Pierwsza myśl najlepsza – powiada znane porzekadło. Coś musi być na rzeczy, chociaż z drugiej strony za pierwszej komuny Janusz Wilhelmi powtarzał za Talleyrandem przestrogę, by wystrzegać się pierwszych odruchów – bo mogą być uczciwe. Ten książę Talleyrand był ministrem spraw zagranicznych Francji i za Napoleona i po jego upadku. Napoleon go nie lubił i kiedyś choćby przy ludziach mu powiedział: “jesteś pan gównem w jedwabnej pończosze!” – ale kiedy Talleyrand mówił: “zawsze służyłem Francji, niezależnie od ustroju mego państwa” – to była to prawda.
Interes Francji na przykład podpowiadał mu, by podczas triumfalnego spotkania Napoleona z cesarzem Aleksandrem w Tylży, a adekwatnie na tratwie zakotwiczonej na środku Niemna, szeptał do ucha rosyjskiemu cesarzowi: po cóżeś Wasza Wysokość tu przyjechał? Napoleon rychło przegra! – ale podczas Kongresu Wiedeńskiego w 1815 roku oddał Francji wielkie usługi, dzięki czemu zachowała status europejskiego mocarstwa.
Wspominam o Talleyrandzie, bo w pierwszym roku pełnoskalowej wojny Rosji z Ukrainą, ambasadoressa USA przy NATO, niewątpliwie ulegając pierwszemu odruchowi powiedziała, iż najbardziej prawdopodobnym zakończeniem tej wojny będzie “zamrożenie konfliktu” – co ukraińskiego prezydenta Zełeńskiego wprawiło niemal w furię – bo nic tak nie gorszy, jak prawda. Toteż trudno się dziwić, iż wszyscy przyjaciele, czy raczej – wielbiciele Ukrainy – jak na przykład prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda, choćby dzisiaj nie chce przyjąć żadnej prawdy do wiadomości.
Mówię o sytuacji, jaka wytworzyła się po telefonicznej rozmowie prezydenta Trumpa z rosyjskim prezydentem Putinem. Jak ujawnił prezydent Trump, omawiali nie tylko sprawę zakończenia wojny na Ukrainie, ale również inne zagadnienia; sytuację na Bliskim i Dalekim Wschodzie, problemy ze sztuczną inteligencją, słowem – wszystkie aktualności, zapowiadając w dodatku wzajemne odwiedziny. Jeszcze bardziej wylewny był szef Pentagonu, który powiedział, iż członkostwo Ukrainy w NATO i odzyskanie przez nią utraconych wskutek wojny terytoriów, to rzeczy “nierealne”.
Jużci; nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, by uznać, iż próba odebrania Rosji zdobytych na Ukrainie terenów nie oznaczałaby bynajmniej zakończenia wojny, tylko jej kontynuowanie i to nie przez miesiące, tylko lata – na co ani Stany Zjednoczone, ani Ukraina, ani Rosja – a także i Europa, z tym, iż hipokryzja i kampanie wyborcze nie pozwalają jej tego głośno przyznać – nie ma na to najmniejszej ochoty – a jeżeli chodzi o Ukrainę – również ludzkich rezerw. Tymczasem pan prezydent Andrzej Duda przed spotkaniem z amerykańskim seretarzem obrony powiada, iż Rosja nie może zyskać na wolnie z Ukrainą.
Ciekaw jestem, jak sobie to wyobraża – najprawdopodobniej, iż sekretarz obrony przełoży prezydenta Putina przez kolano i sypnie mu serię siarczystych klapsów. Jestem pewien, iż pan prezydent Duda tak właśnie by zrobił – oczywiście gdyby nie był taki nieśmiały, jaki jest w stosunkach z cudzoziemskimi politykami.
Do tego doszło, żę choćby gdy wyraził poczciwe zatroskanie, iż jak skończy się wojna na Ukrainie, to zdemobilizowani żołnierze wezmą udział w rozmaitych zorganizowanych grupach przestępczych, to jakiś ukraiński jegomość tak pryncypialnie go ofuknął, iż pan prezydent Duda z tej konfuzji już nie ośmielił się zareagować na deklarację pani Natalii Panczenko, której jakiś bałwan (czy przypadkiem nie pan prezydent?) nadał polskie obywatelstwo.
Powiedziała ona, iż jak Polacy będą nieodpowiedzialnie zachowywać się w tegorocznych wyborach, to muszą liczyć się z podpaleniami różnych obiektów i tak dalej, słowem – z wołynką. Dopiero gdy Leszek Miller powiedział, iż skoro tak, to trzeba by ją natychmiast deportować , to się trochę zreflektowała – ale tylko na tyle, by oskarżyć Konfederację, iż ją “przejęzyczyła”. Jak wiadomo, przejęzyczenia robią się u nas modne, więc nic dziwnego, iż i pani Natalia uczepiła się tej wymówki.
Tymczasem ta pogróżka ma wszelkie znamiona prawdopodobieństwa, zwłaszcza gdy tysiące zdemobilizowanych i uzbrojonych ukraińskich mężczyzn zwalą się do Polski pod pretekstem “łączenia rodzin”.Tu choćby nie tyle chodzi o podpalenia, czy morderstwa, tylko o to, iż sprowokowanie takiej wołynki z udziałem Ukraińców, może być łatwym narzędziem do wymuszenia na Polsce jakichś ustępstw przez naszych sojuszników. Nie zapominajmy, iż cały czas obowiązuje u nas ustawa nr 1066, która przewiduje udział formacji zbrojnych obcych państw w tłumieniu rozruchów na terenie Polski.
W tej sytuacji wywołanie rozruchów, a potem ich “stłumienie” nie byłoby dla żadnej wywiadowczej centrali, czy to niemieckiej BND, czy amerykańskiej CIA, specjalnie trudne. O tym jednak pan prezydent Duda najwyraźniej choćby boi się myśleć i ja go rozumiem, bo jeżeli w najbliższych tygodniach nie nastąpi w Polsce przesilenie rządowe, to przecież pod rządami vaginetu obywatela Tuska Donalda nie moglibyśmy liczyć na naszą niezwyciężoną armię – zwłaszcza gdyby wołynka była zainspirowana przez BND.
Toteż nic dziwnego, iż vaginet obywatela Tuska Donalda i on sam nie myśli o niczym innym, tylko – jakby tu wtrącić do aresztu wydobywczego nie tylko Zbigniewa Ziobrę, tylko rozmaitych innych PiS-iaków – bo te wszystkie opowieści o przełomowych inwestycjach i “deregulacjach” wkładam oczywiście między bajki, przede wszystkim dlatego, iż to nie naprawdę, tylko takie przedwyborcze makagigi. Bo pomyślmy: jak może podejmować “przelomowe inwestycje” na kwotę 650 mld złotych państwo, którego tegoroczny budżet po stronie wydatków zapisał wprawdzie 921 mld złotych – ale w którym deficyt wynosi prawie 300 mld?
Gdyby choćby vaginet wydał na wspomniane “inwestycje” wszystkie pieniądze, które spodziewa się mieć, to i tak brakowałoby mu jakieś 50 mld złotych. Oczywiście może próbować forsę pożyczyć – ale w sytuacji gdy dług publiczny Polski według ostrożnych szacunków zbliża się do 2 bilionów złotych, to jakiego procentu zażądają lichwiarze? Na szczęście, jak powiadam, to tylko takie wyborcze makagigi, o którym obywatel Tusk Donald szczęśliwie zapomni po wyborach.
To już bardziej realistycznie wygląda priorytet Wielce Czcigodnego, a adekwatnie to chyba wcale nie Wielce Czcigodnego Stefana Niesiołowskiego, który po rozmaitych traumatycznych przejściach postanowił znowu służyć Polsce w szeregach Volksdeutsche Partei. Pragnie on całym sercem gorejącym doprowadzić do “zamknięcia Kaczyńskiego”, a cała reszta pewnie go nie obchodzi. Słowem – pereat mundus, byle tylko można było przytroczyć do pasa skalp Kaczyńskiego. Takich mamy mężyków stanu!
Polecamy również: PiS udaje asertywność wobec Ukrainy. To kolejna zmyłka wobec wyborców