Stanisław Michalkiewicz: Dekalog Kaczyńskiego i teoria spiskowa
Wśród dziesięciu przykazań (niedawno opublikowanego – przyp. red.) dekalogu Kaczyńskiego jest również i takie – pod numerem trzecim – które głosi, co następuje: “Należy bezwzględnie postawić na ścisły, niezachwiany, strategiczny sojusz militarny i gospodarczy ze Stanami Zjednoczonymi. Armia Polska musi zostać rozbudowana we współpracy z USA i nie być podporządkowana rozkazom Unii Europejskiej.” Spróbujmy sobie rozebrać z uwagą treść tego przykazania. Cóż może oznaczać sformułowanie, iż “należy bezwzględnie postawić na…” – i tak dalej?
Kluczem do zrozumienia, o co chodzi, wydaje się słowo: “bezwzględnie”. Cóż ono oznacza? Że należy coś zrobić bez względu na jakiekolwiek okoliczności. W przypadku sojuszu z innym państwem, który w dodatku ma być “ścisły” i “niezachwiany”, co z jednej strony oznacza chyba, iż państwo sojusznicze – w tym przypadku Polska – ma dostosować się do zaleceń a choćby oczekiwań Naszego Sojusznika – a z drugiej – iż Polska musi pozostać sojusznikiem USA żeby tam nie wiem co – na przykład choćby gdyby USA zdecydowały się komuś Polskę odstąpić, tak jak zrobiły to w Jałcie w 1945 roku.
Podobny charakter miał wpis do konstytucji PRL, dokonany za panowania Edwarda Gierka, którego Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński nie tak dawno uznał za wielkiego polskiego patriotę. Wtedy wpisano do konstytucji artykuł, według którego Polska umacnia przyjaźń i współpracę ze Związkiem Radzieckim i innymi państwami socjalistycznymi.
Taki zapis w konstytucji sprawiał, iż Polska MUSIAŁA umacniać przyjaźń i współpracę z ZSRR, który w związku z tym nabywał wobec Polski rodzaj roszczenia – iż gdyby, przynajmniej w jego ocenie, Polska tej przyjaźni i współpracy nie “umacniała”, tylko na przykład pozostawiła na poprzednim poziomie, to naruszałaby własną konstytucję – a to z kolei umożliwiałoby Związkowi Radzieckiemu podjęcie działań, które zmusiłyby Polskę, by własnej konstytucji przestrzegała.
Trzeba przyznać, iż w 1976 roku Edward Gierek nie szedł aż tak daleko w wiernopoddaństwie, jak to uczynił Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński w dwoim dekalogu. Gierek nie wpisał do konstytucji, iż Polska “bezwzględnie” ma postawić na sojusz z ZSRR, który w dodatku ma być “ścisły” i “niezachwiany”. Dlaczego Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński w stosunku do USA poszedł dalej, niż choćby Edward Gierek w stosunku do ZSRR?
Odpowiedzi można udzielić tylko na gruncie mojej ulubionej teorii spiskowej, według której – po pierwsze – nie można być w Polsce, a przynajmniej nie było można do tej pory, być skutecznym politykiem, nie będąc niczyim agentem. A dlaczego?
A dlatego, iż – po drugie – bezpieka, która za pierwszej komuny była najtwardszym jądrem systemu, a która przeprowadziła i nadzorowała transformację ustrojową oraz czuwa nad jej prawidłową realizacją do dnia dzisiejszego, poszukując jakiejś asekuracji na wypadek, gdyby z tą transformacją coś poszło nie tak – pod koniec lat 80-tych zaczęła się przewerbowywać do naszych przyszłych sojuszników w przekonaniu, iż każdy z nich obroni ich, jako swoich agentów, przed jakimiś nieprzyjemnymi niespodziankami.
Ponieważ jedni bezpieczniacy przewerbowali się do Amerykanów, inni – do niemieckiej BND, inni – do izraelskiego Mosadu a jeszcze inni – zostali przy rosyjskim GRU, doszło do ukształtowania się i okrzepnięcia trzech politycznych stronnictw, które rotacyjnie rządzą, a raczej – administrują naszym nieszczęśliwym krajem: Stronnnictwa Ruskiego, Stronnictwa Pruskiego i Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Ten stan rzeczy utrzymuje się już od ponad 30 lat, a to ze względu na występujące u nas zjawisko dziedziczenia pozycji społecznej.
Dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy – piosenkarzami, a dzieci agentów – agentami. Z tego względu zależności, jakie powstały pod koniec lat 80-tych, reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii aż po dziś dzień i – obawiam się – bedą się utrzymywały jeszcze długo, a może choćby – bardzo długo – o ile oczywiscie Polska w ogóle będzie bardzo długo istniała.
Rzecz w tym, iż bezpieczniackie watahy nie administrują naszym nieszczęśliwym krajem bezpośrednio. Chodzi o to, by uniknąć niepotrzebnej ostentacji, która w szerokich masach ludowych mogłaby wzbudzić wzruszające wątpliwości w autentyczność naszej młodej demokracji. Toteż poszczególne stronnictwa bezpieczniackie rotacyjnie administrują naszym nieszczęśliwym krajem za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur, funkcjonujących, jako partie polityczne. Jak nietrudno się domyślić, polityczną ekspozyturą Stronnictwa Pruskiego jest Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda.
Z kolei ekspozyturą Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego jest Prawo i Sprawiedliwość, kierowane przez Naczelnika Państwa, obywatela Kaczyńskiego Jarosława. Z powodu wojny na Ukrainie ekspozytura Stronnictwa Ruskiego w zasadzie zanikła, chociaż w okresie przedwojennym jej rolę dosyć skutecznie spełniało Polskie Stronnictwo Ludowe.
Z uwagi na stuprocentową, a w patriotycznych porywach choćby większą zdolność koalicyjną, PSL w tej chwili próbuje prezentować się w charakterze ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego – ale wyglada na to, iż PiS skutecznie strzeże swego monopolu w tej dziedzinie, a dekalog kaczyński, ze szczególnym uwzględnieniem przykazania trzeciego sprawia, iż PSL nie jest w stanie PiS-u przelicytować. Przecież bez narażenia się na ośmieszenie nie proklamuje “jeszcze ściślejszego”, czy “jeszcze bardziej niezachwianego” sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi.
Co wiecej, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, jako wirtuoz intrygi, właśnie chyba wymiksowuje z grona skutecznych polityków obywatela Hołownię Szymona, który wprawdzie pierwotnie był wynalazkiem amerykańskim na wypadek, gdyby PiS się zaśmierdziało, ale teraz Amerykanie chyba skreślą go z listy “naszych sukinsynów”.
Nawiasem mówiąc, Polska upodabnia się do Ameryki nie tylko wskutek wiernopoddańczych deklaracji w rodzaju kaczyńskiego dekalogu, ale również pod względem stosunków wewnętrznych. Właśnie czytam sobie książkę amerykańskiego autora Victora Davida Hansona “Śmierć obywatela”, z której wynika, iż amerykańskie postępactwo zieje nienawiścią do prezydenta Donalda Trumpa z powodu podejmowanych przez niego prób hamowania rewolucji komunistycznej w tym kraju.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia również u nas, gdzie pilotujący rewolucyjne przemiany Judenrat, dyrygujący tak zwanym “towarzychem”, co to niezmiennie zadowolone jest ze swego rozumu, razem ze starymi kiejkutami administruje polityczną wojną, dzięki której zagraniczne centrale wywiadowcze mogą kontrolować życie publiczne naszego nieszczęśliwego kraju , skutecznie blokując możliwość pojawienia się autentycznej alternatywy wobec ekspozytur wspomnianych trzech Stronnictw.
Polecamy również: Niemiecka szkoła zrezygnowała z wieprzowiny. Tylko żywność halal