
Prezes PiS Jarosław Kaczyński bawił nas tym, iż chciał być jak Kazimierz Wielki. Nie liczyliśmy zanadto, iż skoro zastał Polskę analogową, to zostawi cyfrową — co zasługiwałoby na kazimierzowskie analogie. Ale po cichu wierzyliśmy, iż prezes — tak jak wielokrotnie obiecywał — odbuduje chociażby zamki z epoki Kazimierza. Niestety, nie odbudował — wiadomo, wina Tuska. Z kolei lider Koalicji Obywatelskiej postanowił się cofnąć w tej piastowskiej sztafecie i właśnie zaprezentował swój program inwestycyjny na miarę Bolesława Chrobrego. Zatrudnił do tego króla paczkomatów, który ma być Muskiem na miarę naszych możliwości oraz ściągnął jedną z najbogatszych firm świata — amerykańskiego Googla, który ma zainwestować w Polsce miliardy złotych. Skąd ten Chrobry? To ma być patron nowego gospodarczego planu ekipy rządzącej.
Zapraszamy do zapisywania się na newsletter „Stanu Wyjątkowego”. Co tydzień zwracamy Państwa uwagę na najważniejsze wydarzenia oraz polecamy interesujące teksty. Zapisać można się tu: https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/newsletter-stan-wyjatkowy-zapisz-sie-na-nasz-nowy-newsletter/q7dq8jv
W królewskim pojedynku Tuskowi i Kaczyńskiemu zostało w sumie już niewielu monarchów do zagospodarowania
Donald Tusk zaprezentował strategię gospodarczą pod nazwą „Polska. Rok przełomu” w siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych. Wybrał sobie na jej patrona Bolesława Chrobrego, bo to pierwszy król Polski, a właśnie mija 1000 lat od jego koronacji. — Chrobry wykazał się wielką odwagą, sprytem politycznym, wizją. I jestem przekonany, iż zostało w naszej historycznej pamięci to, iż Polska wówczas awansowała do pierwszej ligi państw europejskich — powiedział Tusk, z wykształcenia historyk.
Moglibyśmy żartować, iż w królewskim pojedynku Tuskowi i Kaczyńskiemu zostało w sumie już niewielu monarchów do zagospodarowania. Papa Kazimierza, król Łokietek niby pasuje, tyle jego pseudonim wywodzący się od mikrego wzrostu nie nadaje się na patronowanie dumnym politycznym planom — na pewno nie tak jak Chrobry czy Wielki. Z kolei Jagiełło bił krzyżackiego Niemca, tyle, iż to Litwin, być może analfabeta, a i skryty poganin. Z kolei Batory to Węgier — Tuskowi nie pasuje na pewno, a i Kaczyński miałby z nim problem. Panowie, podpowiadamy — został wam jeszcze Sobieski, co to bił islamistów. Potem robi się niebezpiecznie blisko Targowicy.
O dalekosiężnych planach premiera nie wiedzieli jego ministrowie
My tu sobie dworujemy, a premier na poważnie przekonuje, iż ma plan. A zatem z kronikarskiego obowiązku. Tusk zapowiedział, że inwestycje w Polsce w 2025 r. wyniosą ponad 650 mld zł i to ma być ostrożny szacunek. — To jest kwota rekordowa, takiej nie było jeszcze w historii polskiej gospodarki — powiedział premier. I dodał, iż będziemy dochodzili do 4 proc. wzrostu w 2025 r., mimo, iż okoliczności nie są łatwe.
Wśród zapowiedzi znalazło się podniesienie limitu zwolnienia z VAT z obecnych 200 tys. zł do 240 tys. zł (małe firmy, których wartość sprzedaży nie przekroczy poprzednim roku podatkowym 240 tys. zł nie będą płacić VAT), zwiększenie limitu wpłat na Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego (czyli na dodatkową emeryturę), ograniczenie podatku Belki (podatek od zysków z inwestycji finansowych, w tym lokat bankowych oraz dywidend ze spółek), podatku miedziowego (podatek od wydobycia niektórych kopalin, w tym miedzi i srebra — płaci go głównie gigant państwowy KGHM), a także korzystne dla podatników zmiany w przedawnieniu podatków.
Nie chcemy być małostkowi, ale to poprzedni rząd Tuska podniósł VAT do 23 proc. i wprowadził podatek miedziowy.
Pal licho, iż o dalekosiężnych planach premiera nie wiedzieli pozostali liderzy koalicji i większość członków rządu. Tusk po prostu uważa, iż ludzie chcą wielkich wizji — pod tym względem diametralnie zmienił swą politykę w porównaniu z poprzednimi rządami w latach 2007-2014.
Wówczas mawiał, iż jeżeli ktoś ma wizję, to powinien iść do lekarza — to była uwaga ewidentnie skierowana do Kaczyńskiego, który co jak co, ale wizje miał zawsze. Inna rzecz — jakie to były wizje. Przypominamy wielkie plany gospodarcze Kaczyńskiego i rządu PiS, które nigdy nie zostały zrealizowane. Plan Morawieckiego, czyli Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, pozostał utopijną prezentacją. Milion samochodów elektrycznych — nie powstał żaden. Trzy miliony mieszkań w ramach programu Mieszkanie Plus — powstało niespełna 20 tys. Swoją drogą, to Kaczyński jako pierwszy rzucił hasło wielkich inwestycji. Ten to dopiero pojechał — jakby patronowali mu Chrobry razem z Kazimierzem. Najpierw — w grudniu 2013 r., pod koniec poprzednich rządów Tuska — oświadczył, iż wie, jak uruchomić bilion zł na program inwestycji, które unowocześnią polską gospodarkę. Wśród źródeł finansowania wymieniał „fundusze unijne, tzw. mechanizmy lewarujące oraz sto miliardów nadpłynności w bankach”.
W kampanii przed wyborami w 2015 r., które dały PiS samodzielne rządy, podniósł licytację do biliona i 400 miliardów „na inwestycje, na uruchomienie polskiego kapitału prywatnego i infrastrukturę, na różne dziedziny życia gospodarki, na odnowę gospodarki morskiej, na rozwój różnych regionów”. Nie będziemy komentować, ile to było warte.
Były i takie wielkie plany, które niestety zrealizowane zostały i wywołały chaos, który przyczynił się do klęski wyborczej PiS. Listę otwiera Polski Ład, który miał być projektem wyciskania pieniędzy z bardziej zamożnych (celem byli wyborcy Platformy) i transferowania ich do uboższych (czyli do elektoratu PiS). Innych założeń — poza przerzucaniem gotówki — była cała masa. Nas szczególnie bawi do dziś „energia słoneczna na każdą kieszeń” (podczas gdy PiS w praktyce zwalczał fotowoltaikę), czy też to było — prezesowskie oczko — program budowy domków do 70 metrów bez pozwolenia. Miały być „ładne, proste i tanie w budowie” oraz koniecznie z płaskim dachem. W praktyce podobne przepisy działały już przed dojściem PiS do władzy, a jednak już wówczas budowa małych domów nie cieszyła się powodzeniem. Kosmetyczne zmiany w przepisach dokonane przez PiS tego nie zmieniły. W 2022 r. — pierwszym roku po zmianach — dokonanych zostało około tysiąca zgłoszeń budowy tego typu domów.
Brzoska jak Musk. Premier wie, iż zawiódł przedsiębiorców, dzięki którym doszedł do władzy
W programie Tuska widać wyraźnie jeden element. Premier wie, iż zawiódł przedsiębiorców, zwłaszcza tych, którym w kampanii obiecywał przywrócenie niższej składki zdrowotnej.
Chodzi właśnie o poszkodowanych przez Polski Ład, którzy w 2023 r. zagłosowali przeciwko PiS, dając władzę obecnej koalicji.
Do współpracy nad przygotowaniem rozwiązań korzystnych dla przedsiębiorców Tusk zaprosił miliardera Rafała Brzoskę, założyciela InPostu. Formalnie król paczkomatów pracuje nad deregulacją, czyli likwidacją zbędnych przepisów, które krępują wolność gospodarczą — podobnie jak Elon Musk dla Donalda Trumpa. Ale ma się także pochylić nad losem drobnych przedsiębiorców, właśnie tych, którzy po Polskim Ładzie płacą znacznie podwyższone składki zdrowotne.

Elon Musk i Donald Trump
Zastanawialiśmy się kilkanaście dni temu, o co chodzi Brzosce, gdy utyskiwał w „Gazecie Wyborczej”: „Z doświadczenia wiem, iż to przedsiębiorcy najczęściej pierwsi przeczuwają nadchodzący kryzys. Dziś mamy już mało czasu w podjęcie zdecydowanych działań, żeby uratować zarówno Europę, jak i nasz kraj, przed gospodarczą zapaścią. Polska w trakcie swojej prezydencji ma szansę zainicjować działania w tym kierunku. Mam nadzieję, choć może jestem naiwny, iż do części polityków przekaz ten trafi. Nastroje przedsiębiorców są coraz gorsze. Warto podkreślić, iż w Polsce mamy ich kilka milionów, a ignorowanie tej grupy społecznej przez ostatnie lata było niemądre, by wręcz nie powiedzieć głupie. Na jednoosobowych działalnościach gospodarczych i w mikrofirmach martwimy się płynnością i interpretacjami skarbowymi. W małych i średnich firmach mamy na głowie rosnące koszty pracy i energii oraz ponownie walkę z biurokratyczną machiną, np. skarbówką traktującą nas często jak wroga. W dużych przedsiębiorstwach boimy się, iż regulacje krajowe czy unijne — przyjmowane z powodu ideologicznych mrzonek — przewrócą nasz biznes z dnia na dzień. Ale łączy nas jedno. Coś, co nazywam gospodarczym patriotyzmem. Polski biznes jest gotowy, aby wspierać i doradzać politykom, którym naprawdę zależy na rozwoju gospodarczym, dobrym przywództwie i zmianie Europy. Obecna sytuacja w USA pokazuje nam, do czego prowadzi przedłożenie kulturowych wojen ponad rozwój biznesu. Donald Trump otrzymał tak mocny mandat, jakiego od lat nie zdobył nikt. Amerykanie swoim wyborem pokazali, iż mają dość walki ideologicznej, a interesuje ich przede wszystkim gospodarka i ich własna sytuacja ekonomiczna. Widzą, iż ich „American Dream” się kończy i postanowili go odzyskać. Amerykanie chcą większej liberalizacji przepisów, postawienia na przemysł, innowacje i silną gospodarkę”.

Rafał Brzoska (z lewej) i Donald Tusk
W ten sposób Brzoska albo chciał na siebie zwrócić uwagę premiera, albo był już po słowie z Tuskiem. Nie przywiązujemy wiary do misji Brzoski, mówiąc szczerze. Po prostu pamiętamy wszystkie deregulacyjne zrywy Tuska, z których kilka wynikało. Przypomnijmy. Za pierwszych rządów Tuska (2007-2011) gospodarkę deregulował dla niego Janusz Palikot, kierujący specjalną komisją sejmową Przyjazne Państwo. Za drugich rządów Tuska deregulował Jarosław Gowin jako minister sprawiedliwości.

Donald Tusk i Janusz Palikot w 2005 r.
Nawet teraz rząd ma pełnomocnika do spraw deregulacji, który działa w resorcie rozwoju u ministra z PSL Krzysztofa Paszyka. Ani Paszyk, ani rządowy pełnomocnik ds. deregulacji Mariusz Filipek nie wiedzieli o pomyśle Tuska, by zrobić outsourcing deregulacji do Brzoski.

Donald Tusk i Jarosław Gowin w 2013 r.
W tym sensie przyciągnie do rządu Brzoski i stojących za nim miliarderów to bardziej projekt polityczny, niż gospodarczy. Swoją drogą, interesujący pozostało jeden element — Brzoska stara się o kupno telewizji TVN. A Tusk wpisał TVN na listę firm strategicznych, na których sprzedaż rząd musi wyrazić zgodę.

Krzysztof Paszyk i Władysław Kosiniak-Kamysz
Zażyłe związki z dużym biznesem przyczyniły się do kłopotów poprzedniego rządu Tuska
My mamy lekkie déjà vu. Przypominamy, iż zażyle związki z dużym biznesem przyczyniły się do kłopotów rządu Tuska — część biesiad polityków PO z miliarderami została nagrana przez kelnerów knajp „Sowa i Przyjaciele” oraz „Amber Room”, przyczyniając się do kryzysu politycznego i utraty władzy przez Platformę w 2015 r. To nie jest przypadkowe skojarzenie — w tle zdjęć Tuska z Brzoską dostrzegliśmy Tomasza Misiaka. To dawny senator Platformy, wyrzucony przez Tuska na samym początku rządów — w 2009 r. W momencie wybuchu afery taśmowej Misiak był biznesowym współpracownikiem Marka Falenty, biznesmena, który płacił kelnerom za nagrania. Misiak zasiadał choćby w radzie nadzorczej telekomunikacyjnej spółki HAWE, kontrolowanej przez Falentę. Falenta mu nie ufał. Dlatego Misiak był jednym z najczęściej nagrywanych gości „Sowy” — ma być kilkanaście taśm z jego udziałem.

Marek Falenta podczas procesu w 2016 r.
To od Misiaka Mateusz Morawiecki dowiedział się, iż on także został nagrany przez kelnerów. — Słyszałem (…) od innych osób, m.in. od Pana Tomasza Misiaka i Zbigniewa Jagiełło, iż zostali nagrani w restauracjach i iż ja też prawdopodobniej zostałem nagrany — zeznał 8 grudnia 2014 r. przed ABW. Misiak i Morawiecki utrzymywali stałe kontakty.

Tomasz Misiak (drugi z prawej), Donald Tusk i Grzegorz Schetyna w 2005 r.
Morawiecki chce współpracować z Brzoską, który pracuje dla Tuska. PiS w szoku
Dlatego nie dziwi nas to, co dziwi PiS — iż Morawiecki po polityczno-biznesowych zaręczynach Tuska z Brzoską, zgłosił się na ochotnika do pomocy.
Brzoska napisał na X/Twitterze: „Premier postawił sprawę jasno: »Chcecie deregulacji? To ją zaproponujcie w konkretach.« I tak właśnie zrobimy. Od dawna podkreślam, iż kajdany regulacji – zarówno europejskich, jak i krajowych – ograniczają konkurencyjność polskiej gospodarki. Nie możemy się rozwijać, inni nas wyprzedzają. Czas działać. Zrobię wszystko, by zjednoczyć środowiska przedsiębiorców i wspólnie – z politykami wszystkich opcji, rządem, urzędnikami oraz organizacjami społecznymi – przygotować konkretne propozycje zmian deregulacyjnych. Tak przygotowane propozycje deregulacji zbierzemy w otwartym dokumencie i przedstawimy politykom. To oni zdecydują, czy wybierają realne wsparcie dla biznesu, czy pozostają przy pustych deklaracjach. Dość obietnic pod hasłem »deregulacja«. Przyszedł czas na »sprawdzam«.”
Morawiecki odpisał mu: „Panie Rafale, cieszę się, iż w polskim biznesie są liderzy, którzy nie tylko diagnozują problemy, ale także biorą odpowiedzialność za szukanie rozwiązań. Deregulacja to temat, który wymaga rzetelnej analizy i odwagi do podejmowania decyzji – zarówno po stronie rządzących, jak i opozycji. Z przyjemnością się spotkam ze środowiskiem biznesowym i dołączę do tej inicjatywy. Dialog z przedsiębiorcami to podstawa mądrych reform, a polska gospodarka potrzebuje zmian, które dadzą firmom więcej przestrzeni do rozwoju i konkurowania na rynkach międzynarodowych. Czekam na pierwsze propozycje – jestem gotów do rozmowy i działania.”
Były premier wyróżnia się na tle swych partyjnych kolegów, którzy wolą z Brzoski robić biznesowego rekina, nieczułego na bolączki zwykłych pracowników.
Były minister w rządzie Morawieckiego Przemysław Czarnek: „Ten »Musk Tuska« to jest człowiek, który kierował firmą, która skorzystała z tego, iż od 2013 r. Polacy odbierali przesyłki np. z sądów lub z urzędów skarbowych w sklepach masarskich, spożywczych i kioskach. Cała korespondencja strategiczna została wyjęta z Poczty Polskiej i przerzucona na wolny rynek, czyli dla InPostu Rafała Brzoski. Jeżeli w ten sposób ma postępować deregulacja dla jednej firmy… Nic dobrego z tego nie było. Mamy do czynienia z powtórką z rozrywki”.
Były wicepremier w rządzie Morawieckiego Jacek Sasin: „Ten teatr z pokazywaniem palcem pana Brzoski, to był dosyć żenujący spektakl. Poparcie dobrych inicjatyw od ludzi ze złymi intencjami nie jest do końca dobre. Nie powinniśmy występować w teatrze Tuska”.

Jacek Sasin i Przemysław Czarnek
Morawiecki, Szydło, Obajtek — oni unikają angażowania się w kampanię wyborczą Nawrockiego
Ale Morawiecki ma w tym swój cel. Jest dziś zajęty autolansem, a nie dbaniem o interes PiS. Widać wyraźnie, iż były premier unika angażowania się w kampanię wyborczą Karola Nawrockiego, robi to ostentacyjnie. Inna rzecz, iż to poważniejszy problem w parlamentarnym klubie PiS. Nasi rozmówcy w PiS mówią, iż w partii nie ma wielkiego entuzjazmu dla Nawrockiego — jest traktowany jak ciało obce. Spotkania Nawrockiego z wyborcami — przekonują — wypadają dobrze. Szkopuł w tym, iż przeważająca większość posłów i europosłów nie pomaga w kampanii, a to najważniejsze biorąc pod uwagę, iż PiS nie ma pieniędzy na sfinansowanie wystawnej promocji Nawrockiego. — Partia nie jest zaangażowana. Nie ma walki o wynik — opowiada nasz rozmówca, wysoko postawiony polityk PiS. — Pomaga może co piąty. A to i tak po dużych naciskach ze sztabu i centrali — dodaje.

Beata Szydło i Jarosław Kaczyński
Część nie pomaga ze zwykłego lenistwa — PiS wbrew pozorom nie jest dziś partią zmobilizowaną, pełną energicznych posłów. Część nie pomaga dlatego, iż nie ma w tym interesu — bez względu na wynik wyborów prezydenckich niczego nie dostaną, ani nie stracą. Ale część, zwłaszcza wysoko postawionych pisowców, nie chce pomagać Nawrockiemu, bo jest zazdrosna o jego pozycję na prawicy po wyborach — nawet jeżeli przegra, to na pewno wjedzie do drugiej tury i zdobędzie 8-9 mln głosów, a to oznacza jego ekspresowy awans w hierarchii PiS. Nasz rozmówca ma pretensje nie tylko do Morawieckiego, ale także do takich tuzów PiS jak Beata Szydło, czy Daniel Obajtek, którzy też omijają Nawrockiego szerokim łukiem, zajęci walką o własną pozycję.

Mateusz Morawiecki i Daniel Obajtek
Instytut Podróży Nawrockiego — Meksyk, Argentyna, Zimbabwe, RPA, Hawaje, Japonia, Chiny, Australia, Nowa Zelandia
Z każdym dniem zresztą widać, jak bardzo PiS nie sprawdziło Nawrockiego przed zgłoszeniem go na prezydenta. Najpierw okazało się — co ujawniliśmy w „Stanie Wyjątkowym” — iż jegomość ma łysych i wytatuowanych kolegów z półświatka. W tym gronie są m.in. niedawno zatrzymany Olgierd L, czyli „Olo”, w młodości neonazistowski skinhead, który z czasem doszedł do pozycji jednego z liderów trójmiejskiej mafii, a także Patryk Masiak, czyli zawodnik walk MMA znany jako „Wielki Bu”, skazany za porwanie, czekający na wyrok w sprawie sutenerstwa.

Olgierd L.
Potem — to doniesienia „Gazety Wyborczej” — iż pół roku zajmował luksusowy apartament hotelowy przy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, którym kierował. Za każdym razem Nawrocki tłumaczył się zmiennie i mętnie. Powiemy to wprost, choćby narażając się na pozew wyborczy — po prostu mataczył.
Odkąd usłyszeliśmy o Nawrockim jako możliwym kandydacie — czyli od jesieni zeszłego roku — nasi rozmówcy z PiS, IPN oraz Muzeum II Wojny Światowej wspominali o jeszcze jednym: iż pan Karol to prawdziwy globetrotter, miłośnik podróży za państwowe pieniądze. Najnowsze informacje to potwierdzają. Jako szef IPN wyjeździł ponad 300 tys. zł podczas 31 wyjazdów. Na liście są kraje tak istotne z punktu widzenia krzewienia wiedzy o polskiej historii jak Meksyk, Argentyna, Zimbabwe i RPA. Jeszcze więcej — niemal pół miliona — zapłaciliśmy za podróże Nawrockiego jako dyrektora Muzeum II Wojny Światowej. Tu także było sporo egzotyki — Hawaje, Japonia, Chiny, Australia, Nowa Zelandia.
Zaintrygował nas zwłaszcza ten wyjazd na Hawaje, amerykański „stan miłości”, znany z tańca hula.

Karol Nawrocki w muzeum w Pearl Harbor na Hawajach
— Miałem towarzyszyć Nawrockiemu w jego pierwszej podróży służbowej do USA, w tym do Pearl Harbor na Hawajach, gdzie dla Amerykanów zaczęła się II wojna światowa. Na spotkaniach z Polonią miałem opowiedzieć o historii Westerplatte i projekcie budowy Muzeum Westerplatte — wspominał jeszcze przed wyborem Nawrockiego na kandydata Mariusz Wójtowicz-Podhorski, były kierownik Muzeum Westerplatte i Wojny 1939, czyli oddziału Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. — Nie pojechałem. Nawrocki zadzwonił do mnie i powiedział, iż nie polecę, bo „bym się zmęczył lotem, bo to daleko”. I iż poleci za mnie dziewczyna, która za poprzedniej dyrekcji była specjalistką ds. administracji, a u Nawrockiego awansowała na jego zastępczynię. Przed wylotem musiała się nauczyć dużo o Westerplatte i historii obrony, aby mnie zastąpić — mówił Wójtowicz-Podhorski w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Nawrocki atakuje Trzaskowskiego szaletem
Nawrocki broni się, iż on to wszystko dla Polski. — Ponieważ Wysoka Przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw polityki zagranicznej poprosiła mnie o złożenie wizyty w Zimbabwe jako Prezydencja w UE, chciałbym niniejszym zapytać prezesa Karola Nawrockiego jakie polskie sprawy można tam przy okazji załatwić — drwił z niego szef MSZ Radosław Sikorski.

Kaja Kallas i Radosław Sikorski
Nawrocki brnął: — Ja już załatwiłem bardzo istotną sprawę — cmentarz dla polskich cywilów z II wojny światowej. Posłucha Pan na miejscu, jakie wrażenie to zrobiło na lokalnej społeczności. Wracamy po swoich, budujemy powagę państwa polskiego.
Sikorski przypomniał kalendarz: — Cmentarz w Rusape został odnowiony w latach 2019-2020 dzięki staraniom harcerzy oraz Ośrodka Dokumentacji Deportacji, Wypędzeń i Przesiedleń przy Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Prace sfinansował IPN, którego szefem został Pan w 2021. Więc bardziej przykleił się niż załatwił.
Nawrocki ma jeszcze jedną linię obrony — atak na Rafała Trzaskowskiego. — Czy wy myślicie, iż wszystkie wyjazdy zagraniczne to są wycieczki? Nie, ja ciężko pracowałem dla Polski. 156 miejsc odwiedziła moja wystawa, której jestem współautorem, z okazji wybuchu II wojny światowej — przekonuje w specjalnym nagraniu. I — czujemy tu rękę sztabowców — zauważa, iż jego podróże zagraniczne to równowartość „szaletu Rafała Trzaskowskiego”. Chodzi o automatyczną toaletę w Parku Skaryszewskim w Warszawie, która kosztowała 647 tys. zł. To projekt zrealizowany w ramach budżetu obywatelskiego z 2020 r., za którym głosowało ponad 3 tys. mieszkańców Pragi Południe. Kontrowersje wzbudza koszt inwestycji, wielomiesięczne oczekiwanie na uruchomienie toalety oraz brak chodnika do niej.

Rafał Trzaskowski podczas wizyty w zakładach Dawtona
Politycy PiS idą w sukurs Nawrockiemu i atakują Trzaskowskiego za częste wyjazdy krajowe i zagraniczne — według nich spędził w delegacjach 250 dni. Kandydat KO przekonuje, iż większość jego delegacji to praca w Komitecie Regionów UE, który reprezentuje interesy samorządów państw unijnych. Twierdzi, iż dzięki działaniom jego do Warszawy trafiły miliardy złotych z unijnego budżetu, a także ponad 100 milionów złotych z USA na pomoc dla uchodźców z Ukrainy.
Nam się spodobała jeszcze jedna z najnowszych rolek pana Karola. Otóż skrytykował on Tuska za inwestycję Googla, która początkowo wyglądała na śmieszne 5 mln dol. w ciągu 5 lat. Reklamował przy tym swe niekwestionowane osiągnięcia w rozwoju technologii wewnątrz IPN. Panie Karolu, wrócimy do pańskich osiągnięć w tym — iż tak powiemy — obszarze. Obiecujemy.

Donald Tusk i szef Google Sundar Pichai