Pomysł, który przez lata krytykowały wszystkie główne partie wchodzi w życie. Teraz rząd realizuje go wbrew zdaniu większości społeczeństwa.

Fot. Shutterstock
1 stycznia 2026 roku to data, którą powinien zapamiętać każdy, kto planuje zakup nowego sprzętu elektronicznego. Od tego dnia wchodzi w życie rozporządzenie ministerstwa kultury wprowadzające opłatę reprograficzną na telefony, tablety, komputery i telewizory. W praktyce oznacza to, iż każde z tych urządzeń podrożeje o 1-2 procent swojej ceny.
Ile dokładnie zapłacisz więcej?
Matematyka jest prosta. telefon za 2000 złotych podrożeje o 20 złotych. Laptop za 5000 złotych – o 50 złotych. Telewizor za 3000 złotych – o kolejne 30 złotych. Tablet za 1500 złotych – o 15 złotych.
Opłata wynosi 1 procent wartości sprzedaży dla urządzeń z pamięcią wewnętrzną od 32 GB. Dotyczy to telefonów, tabletów, komputerów stacjonarnych i przenośnych oraz telewizorów z funkcją nagrywania. Dla drukarek, skanerów, płyt CD/DVD i nośników zewnętrznych (pendrive, dyski zewnętrzne) opłata jest wyższa – 2 procent.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego szacuje, iż nowe przepisy zwiększą roczne wpływy z opłaty reprograficznej z obecnych 36 milionów złotych do choćby 200 milionów złotych rocznie. To prawie sześciokrotny wzrost, który ma trafić do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi – takich jak ZAiKS, SAWP czy SFP-ZAPA.
Co to adekwatnie jest opłata reprograficzna?
Opłata reprograficzna funkcjonuje w Polsce od 1994 roku. Jej założenie jest proste – ma być rekompensatą dla twórców za to, iż ludzie mogą legalnie kopiować ich dzieła na własny użytek czy tez odtwarzać dzięki nowych urządzeń. Teoretycznie twórca na tym traci, więc należy mu się rekompensata.
Problem w tym, iż opłatę płacą wszyscy – niezależnie od tego, czy faktycznie kopiują cokolwiek, czy nie. Kupujesz telefon tylko do pracy i dzwonienia? Zapłacisz za potencjalne kopiowanie muzyki. Używasz laptopa wyłącznie do przeglądania internetu? I tak zapłacisz za możliwość zapisywania filmów.
Dotychczas opłata obejmowała głównie przestarzałe urządzenia – kasety magnetofonowe, płyty CD, magnetowidy. Lista była aktualizowana ostatni raz w 2008 roku. Teraz ministerstwo postanowiło to zmienić i dostosować przepisy do realiów XXI wieku.
Polacy wyraźnie mówią „nie”
Badania opinii publicznej nie pozostawiają złudzeń co do tego, jak społeczeństwo ocenia ten pomysł. Według sondażu przeprowadzonego przez Social Changes na przełomie stycznia i lutego 2021 roku, aż 75 procent Polaków sprzeciwia się rozszerzeniu opłaty reprograficznej na elektronikę użytkową.
Co więcej, 86 procent badanych uznaje opłatę reprograficzną za zwykły podatek. 85 procent uważa, iż prywatne organizacje – takie jak ZAiKS – nie powinny pobierać obowiązkowych opłat od obywateli. To jasny komunikat, który rząd zdecydował się zignorować.
Badanie SW Research z maja 2021 roku pokazało dodatkowo, iż 58 procent Polaków w ogóle nie słyszało o opłacie reprograficznej. 24 procent słyszało, ale nie wie, na czym polega. Zaledwie 18 procent respondentów wiedziało, czym jest ta opłata.
Instytut Badań Rynkowych i Społecznych wraz z Polskim Instytutem Badań i Innowacji odkrył coś jeszcze bardziej zaskakującego – 95 procent Polaków nie wie, co to jest opłata reprograficzna, a 68 procent nie spotkało się z pojęciem „podatku od telefonów”, mimo iż oba terminy oznaczają to samo.
Badania pokazują, iż sprzeciw wobec opłaty reprograficznej jest równie silny zarówno wśród wyborców Koalicji Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Najbardziej przeciwni są obywatele w wieku 30-39 lat mieszkający w miastach do 20 tysięcy mieszkańców.
Czy konsumenci rzeczywiście tego nie odczują?
Wiceminister kultury Marta Cienkowska zapewnia, iż „opłata reprograficzna to nie jest podatek, konsumenci jej nie odczują, za to 100 procent pieniędzy trafi do polskich artystów”. W teorii opłatę mają płacić producenci i importerzy urządzeń, a nie kupujący.
W praktyce jednak każdy, kto zna podstawy ekonomii, wie, iż koszty zawsze przerzucane są na końcowego konsumenta. Andrzej Przybyło, prezes dolnośląskiej Grupy AB, największego dystrybutora elektroniki w Europie Środkowo-Wschodniej, mówi wprost: „Polacy dobrze rozumieją, w jaki sposób podatki czy parapodatki wpływają na cenę i nie dają się nabrać na językowe sztuczki, iż jeżeli coś nazwiemy opłatą, a nie podatkiem, to nie wpłynie to na cenę.”
Związek Cyfrowa Polska już w 2021 roku ostrzegał, iż „dystrybutorzy doliczą opłatę do końcowej ceny sprzętu, co konsumenci odczują przy kasie”. Przewidywano również, iż pozycja polskich dystrybutorów osłabi się wobec zagranicznych gigantów, którzy często omijają lokalne opłaty.
Polska ostatnim bastionu bez opłaty
Ministerstwo Kultury argumentuje, iż Polska była jednym z ostatnich państw Unii Europejskiej, w którym telefony i tablety nie są objęte opłatą reprograficzną. To prawda – mechanizm ten funkcjonuje w większości państw UE.
Przykładowo, Hiszpania i Węgry pobierają znacznie większe wpływy z tego tytułu niż Polska. W 2023 roku Polska zebrała jedynie 8,5 miliona euro z opłaty reprograficznej. Po nowelizacji resort kultury spodziewa się wpływów na poziomie 150-200 milionów złotych rocznie, co ma być „porównywalne z Hiszpanią, a z państw naszego regionu – z Węgrami i Słowacją”.
Problem w tym, iż średnie zarobki w Polsce są znacznie niższe niż w tych krajach. Według danych Eurostatu z 2019 roku, szacowane godzinowe koszty pracy w Polsce wynosiły około 40 procent średniej europejskiej. Elektronika cenowo jest w Polsce jedną z najtańszych w Europie, ale nabywczo – już nie.
Kto faktycznie dostanie te pieniądze?
Środki zebrane z opłaty reprograficznej mają trafić do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. W projekcie rozporządzenia wymieniono między innymi:
- Stowarzyszenie Autorów ZAiKS (prawo do wynagrodzenia z tytułu nagrań fonograficznych i audiowizualnych)
- Stowarzyszenie STOART (prawo twórców utworów plastycznych)
- Stowarzyszenie Filmowców Polskich (prawa wykonawców w utrwaleniach audiowizualnych)
- Związek Polskich Artystów Plastyków (prawa twórców dzieł plastycznych)
- Stowarzyszenie Autorów i Wydawców Copyright Polska (prawa wydawców)
Organizacje te mają następnie rozdzielać środki wśród twórców. Jednak brak jest przejrzystych mechanizmów kontroli nad tym, jak te pieniądze są faktycznie dystrybuowane. Federacja Konsumentów apeluje o wskazanie, na jakiej podstawie będzie ustalana opłata reprograficzna w odniesieniu do rzeczywistych strat twórców.
Ostatnia szansa na zakupy bez dopłaty
Konsultacje publiczne dotyczące projektu rozporządzenia zakończyły się w sierpniu 2025 roku. jeżeli projekt przejdzie bez zmian, nowe przepisy wejdą w życie 1 stycznia 2026 roku. To oznacza, iż do końca 2025 roku konsumenci mają jeszcze czas na zakupy elektroniki bez dodatkowej opłaty.
Jeśli planujesz zakup nowego telefona, laptopa, tabletu czy telewizora – warto rozważyć dokonanie tego jeszcze przed końcem roku. Po wejściu przepisów w życie te same urządzenia będą kosztować kilkadziesiąt, a w przypadku droższego sprzętu choćby kilkaset złotych więcej.
Związek Cyfrowa Polska określił opłatę reprograficzną w obecnym kształcie mianem „podatku od nowoczesności”. Michał Kanownik z organizacji podsumowuje: „Jeśli chcemy chronić twórców i jednocześnie nie szkodzić konsumentom oraz polskim firmom, musimy zbudować system oparty na danych, przejrzystości i proporcjonalności. Obecny projekt to podatek od nowoczesności, który nie spełnia tych kryteriów.”
Co dalej?
Pomimo braku społecznej akceptacji, wszystko wskazuje na to, iż opłata reprograficzna zostanie wprowadzona zgodnie z planem. Rozporządzenie nie wymaga uchwały parlamentu – wystarczy podpis ministra kultury. To oznacza, iż społeczeństwo ma bardzo ograniczony wpływ na finalny kształt przepisów.
Federacja Konsumentów i Związek Cyfrowa Polska apelują o ponowne przeanalizowanie projektu i przeprowadzenie szerokich konsultacji. Organizacje zwracają uwagę na potrzebę oparcia systemu opłat na regularnych badaniach rynku prywatnego kopiowania, a nie na arbitralnych decyzjach.
Niezależnie od stanowiska ekspertów i opinii publicznej, od 1 stycznia 2026 roku każdy zakup nowego urządzenia elektronicznego będzie oznaczać wyższy wydatek. Polacy zapłacą więcej – niezależnie od tego, czy faktycznie kopiują jakiekolwiek treści, czy nie. I nie ma znaczenia, iż zarówno wyborcy KO, jak i PiS są przeciw.