Spóźniona wendetta

piotrkoj.pl 2 tygodni temu

W swoim „drugim exposé” Donald Tusk mówi: „Nie pojedziemy po bandzie z rozliczeniami”. Po czym chwali się liczbami polityków opozycji, których już postawiono przed prokuratorami albo przynajmniej uchylono im immunitety. W intencji Tuska ma to wyraźnie być polemika z twardymi rewanżystami w jego własnym obozie, którzy po przejęciu władzy w 2023 roku spodziewali się aresztowania całej czołówki PiS-u i czegoś na kształt współczesnego „procesu brzeskiego”.

W tym, co teraz napiszę, chciałbym być dobrze zrozumiany: Do głowy nie przyszłoby mi pochwalać represji politycznych wobec obozu Jarosława Kaczyńskiego, niemniej uważam, iż z perspektywy makiawelicznie traktowanej socjotechniki skrajni rewanżyści w obozie Tuska mogli do pewnego momentu mieć sporo racji. Rzucenie własnym szeregom kilku wybitnych wrogów na pożarcie zawsze w historii umacniało zaplecze władzy, dostarczając mu uciechy i satysfakcji. Nic pod tym względem nie zmieniło się współcześnie.

Pamiętam, jak w okresie sławetnej „wojny na górze”, czyli pierwszego wielkiego konfliktu politycznego po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ówczesny przywódca rodzącego się Porozumienia Centrum argumentował, iż skoro po upadku komunizmu nieuchronna jest polityka oszczędności i restrykcji budżetowych, należy ludziom dać przynajmniej tę satysfakcję, jaką byłyby spektakularne procesy karne przywódców komunistycznych. W tamtych latach fundamentalnie spierałem się z Jarosławem Kaczyńskim o to, jak należy rządzić Polską, ale w tej jednej kwestii zawsze się z nim solidaryzowałem. Wtedy – rzecz jasna – szło nie tylko o makiaweliczną socjotechnikę, ale i o zwykłą sprawiedliwość; wyjątkowo jedna z drugą akurat szły z sobą w parze.

Dziś sytuacja jest inna. Bo choćby nie wiem do jakich moralnych potępień rządów Szydło i Morawieckiego odwoływali się teraz giertychowcy albo sam Tusk, to i tak tylko fanatycy uwierzą, iż idea odwetu na liderach PiS może mieć coś wspólnego z cnotą sprawiedliwości. Ale wendeta jest wendetą i licznych ludzi cieszy, umacnia, mobilizuje. Czyni ich wiernymi – choćby mentalnie – współuczestnikami. Dlatego zwykle się opłaca.

Rzecz jednak w tym, iż wendeta ma zawsze swój czas. I po jego upływie przestaje wpływać na masy. Ba… jeżeli jakoś po upływie swego czasu może wpływać, to tylko na niekorzyść tych, którzy spóźnieni chcieliby się jednak do niej odwołać. Tego nie rozumieją giertychowcy, którym prostacko wydaje się, iż w polityce zemścić się jest dobrze choćby po latach. Chwała Bogu, iż nie jest dobrze!

Spóźnione represje wywołują zawsze wzrost społecznej empatii wobec tych, w stosunku do których są stosowane. Słuchając sejmowego „drugiego exposé” Tuska, miałem wrażenie, iż on sam to już rozumie. I stąd chyba jego wyczuwalny żal, gdy chwali się liczbą procesów karnych wobec pisowców, gdyż wie, iż tę okazję już bezpowrotnie zmarnował. Mógł zaryzykować i zaraz po objęciu władzy przeprowadzić kilka prawdziwie spektakularnych aresztowań. Nie zrobił tego, choć przecież ignorował ustawy, zawieszał konstytucję uchwałami rządu i rozkazywał używać bezprawnej przemocy, choćby w telewizji. Ale bał się, iż w Polsce nie można w bezprawiu posunąć się za daleko.

Nie wykluczam, iż miał rację. Być może, gdyby poszedł za nawoływaniami giertychowców, zapłaciłby za to jeszcze wyższą cenę, niźli ta, którą zapłacił, musząc ponownie oddać PiS-owi prezydenturę. Tego ani on sam, ani my nigdy się już nie dowiemy. Ale plan społecznego napiętnowania PiS-u, tak by go izolować i docelowo móc zniszczyć, na przykład przez delegalizację, nie powiódł się. Oczywiście, o ile w ogóle istniał w głowie Tuska. Być może było bowiem tak, iż sam premier i jego ludzie tylko słownie wymachiwali takim planem, dając upust własnym złym emocjom, ale nigdy nie traktując go serio. Licząc, iż kogoś tam zastraszą albo wytworzą choć trochę złą aurę wobec całego obozu Kaczyńskiego.

W każdym razie dziś, po upływie półtora roku rządów Tuska i co więcej – po spektakularnej porażce prezydenckiej jego obozu – wendeta wobec PiS jest spóźniona. A jakaś hipotetyczna próba jej ożywienia przez Tuska, zawsze oczywiście możliwa, byłaby już nie tylko gwałtem na sprawiedliwości, ale również działaniem na własną polityczną szkodę.

Jan Rokita

Idź do oryginalnego materiału