Sondaże to iluzja? Realna walka o mandaty już się zaczęła

5 dni temu
Zdjęcie: Poland election concept. Hand puts vote bulletin into vote box.


Za nami sondażowy lipiec, uwzględniający to, co wydarzyło się w wyborach prezydenckich – w drugiej turze i po ich zakończeniu, przez co mam na myśli podejmowane próby zakwestionowania głosu suwerena przez frakcję rewolucyjną Koalicji Obywatelskiej. Po początkowym tąpnięciu, notowania partii Donalda Tuska wróciły do poziomu ok. 30 proc. Ci, którzy wierzyli, iż spadek Koalicji Obywatelskiej będzie miał charakter trwały w sondażach, czują się pewnie zawiedzeni. Ale nie mogło być inaczej z bardzo prostej przyczyny: gdzie ci wyborcy anty-PiS-u mieliby pójść?

Mimo wygranej Karola Nawrockiego, popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość, powyborcze zamieszanie, przeciągająca się rekonstrukcja rządu Tuska – główna partia opozycyjna, czyli Prawo i Sprawiedliwość – nie dostała żadnej premii sondażowej. Stoi w miejscu od miesięcy na poziomie zbliżonym do Koalicji Obywatelskiej, i przyglądając się aktywności na Nowogrodzkiej, nie ma za bardzo pomysłu, jak z tego dołka sondażowego wyjść. Stare schematy, które w przeszłości skutecznie wpływały na miliony wyborców na prawo od centrum – w postaci moralnego szantażu „my jedyni patrioci przeciwko Tuskowi” – już nie działają.

Partia Jarosława Kaczyńskiego nie pogodziła się do dziś z werdyktem suwerena z 2023 r. i jak żywo przypomina Platformę Obywatelską, która, zrzucona z siodła w 2015 r., też przez długie lata nie rozumiała, dlaczego Polacy powiedzieli jej „do widzenia”. Winni byli wszyscy naokoło, tylko nie pełna błędów w działaniu przeszłość. A skoro błędów nie było, to po co się zmieniać? Trzeba w niezmienionej postaci przeczekać, aż naród zmądrzeje i ponownie wyniesie do władzy. Było tak za Platformy, jest za PiS-u.

Wspomniałem, iż sondażowo odbudowała się Koalicja Obywatelska, ale – no cóż – życie nie znosi próżni. Zrobiła to, jak wiele razy po 2023 r,, kosztem mniejszych partii koalicjantów. Innymi słowy: żeby partia Tuska urosła, musiało partiom Kosiniaka-Kamysza i Hołowni spaść. Trzeciej Drogi już nie ma, a formacje ją do tej pory współtworzące radzą sobie w pojedynkę słabo. Przebicie progu 5 proc. i znalezienie się wśród żywych w polityce to dla Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050 zadanie niezwykle trudne. Przy czym z tych dwóch partii ta pierwsza powinna się mniej martwić od tej drugiej. Pewnie zapytają państwo: dlaczego?

Bo najbardziej prawdopodobny wariant na wybory w 2027 r. to wspólny start Koalicji Obywatelskiej i PSL-u. Mariaż, który wydaje się naturalny. Po pierwsze, razem rządzili w latach 2007–2015. Po drugie, w wielu samorządach blisko ze sobą współpracują. Po trzecie wreszcie, są w jednej frakcji w Parlamencie Europejskim, czyli w Europejskiej Partii Ludowej. Czyli pieczątka z Brukseli jest.

To bardzo ważne. A skoro Koalicja Obywatelska i PSL pójdą pewnie do wyborów razem, to spokojnie do obecnych 30 proc. Koalicji Obywatelskiej można doliczyć te 3–4 proc. PSL-u. Powiecie: ale wyborców się tak łatwo nie sumuje. W tym przypadku tak, bo na pokładzie PSL-u pozostali już tylko tacy sympatycy, którym zbliżenie z partią Tuska nie będzie przeszkadzać.

Dlaczego to ważne w kontekście wyborów 2027 r.? Bo obecna przewaga w prognozowanej liczbie mandatów poselskich – w tym nowym rozdaniu po wyborach, na podstawie obecnych dostępnych sondaży – dla Prawa i Sprawiedliwości i Konfederacji (a mówimy o nie mniej niż 40 mandatach ponad wymaganą większość) to efekt tego, iż trzy mniejsze partie wspierające gabinet Tuska są słabe, a dwie z trzech, czyli PSL i PL2050, są pod progiem wyborczym. Ale wystarczy wyjąć jedną z nich, czyli PSL, dokleić do Koalicji Obywatelskiej i robi nam się 33–34 proc. To z automatu daje co najmniej kilkanaście mandatów więcej dla tego bloku, głównie kosztem PiS i Konfederacji.

Gdyby jeszcze założyć, iż po stronie ekipy Tuska nie wszyscy wyłączyli myślenie i na pokład statku po PSL wzięta zostałaby formacja Szymona Hołowni, to robi nam się z tego 36–37 proc. i kolejne kilkanaście mandatów więcej dla takiej centrowej koalicji. I znowu poszkodowane byłyby przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość i Konfederacja. Jeszcze bardziej obrazowo: przewaga PiS-u i Konfederacji w mandatach, przy wspólnym bloku KO–PSL–PL2050, stopniałaby do maksymalnie 10–15 mandatów.

Wyłania nam się zupełnie inny obraz niż ten płynący z obserwacji obecnych sympatii politycznych Polaków? Już nie za bardzo różowo, przyznacie Państwo, dla centroprawicy i prawicy. Tej, która – oglądając i słuchając polityków obu tych formacji – już jest w ogródku, już się wita z gąską, analizuje, przelicza.

Dostrzega, iż obecne rozbicie na centrolewicy to zdjęcie „tu i teraz”, a w każdej chwili do podmiany w politycznym albumie. Do tego dochodzi jeszcze lewica – ta „rozporkowa” i Partia Razem Zandberga – obie, łącznie z dziesięcioma procentami wskazań w sondażach, na dziś rozczłonkowane. Ale kto powiedział, iż tak będzie w wyborach w 2027 r.?

Lewica Czarzastego i Biedronia ma między 6 a 7 proc., partia Zandberga między 3 a 4 proc. Dzisiejsza mandatowa siła prawicy też się z tego podziału na lewicy bierze, bo jak widać – idąc oddzielnie, lewica miałaby kilkanaście mandatów, a razem nie weszłaby do Sejmu. Ale wystarczy, iż obie formacje w imię obrony przed „walką z faszyzacją Polski” doszły do porozumienia.

Wtedy robi nam się 9–10 proc. w wyborach – jeszcze jeden uszczerbek w stanie posiadania prawicy. W mandatach poselskich ich zejście w okolice 231 mandatów, a więc na granicy dysponowania większością na Wiejskiej.

Sami Państwo widzą, iż to, co jest, a to, co może się stać, jeżeli centrolewica się zintegruje, to dwa różne rozdania, dwa różne światy. A przecież w tym wszystkim nie mamy żadnej gwarancji, iż PiS z Konfederacją się po wyborach w 2027 r, ułożą.

Nawet patrząc przez pryzmat zeszłotygodniowego okładania się pałami przez Jarosława Kaczyńskiego i Sławomira Mentzena, ten scenariusz nam się nieco oddalił. Kaczyński innego partnera na dziś – poza Konfederacją – nie ma, ale też nie jest to wymarzony partner lidera PiS. Gdyby PSL i PL2050 poszły z Tuskiem, to tym bardziej tenże Kaczyński jest skazany na Konfederację. A ta z PiS-em może, ale nie musi.

Zapewne dodatkowo frustruje to notabli na ulicy Nowogrodzkiej. Mentzen może też widzi swoje miejsce w centrum politycznym. Zwłaszcza kiedy lewica, czy lewica i Razem, poszłyby oddzielnie. A formacja Donalda Tuska, Koalicja Obywatelska, bez balastu szaleństwa obyczajowego czy klimatycznego, szeroko rozumianej lewicy, miałaby większe pole manewru po następnych wyborach.

Skomplikowana układanka, prawda? Ale naszym zadaniem jest rozbierać na czynniki pierwsze polską politykę i w przystępny sposób to tłumaczyć. Ba! Starać się być na bieżąco i, w oparciu o zmieniającą się sytuację, przewidywać, abyśmy nie byli ruchami na rodzimej scenie politycznej aż tak bardzo zaskoczeni.

Tak więc, kiedy w najbliższym czasie znowu natkną się Państwo w mediach na wyniki jednego czy drugiego sondażu, niech mają Państwo świadomość, iż to fotografia na dziś, która wcale nie musi być aktualna za kilka miesięcy, a tym bardziej w perspektywie kolejnych wyborów parlamentarnych, które powinny odbyć się jesienią 2027 r.

Idź do oryginalnego materiału