Nieadekwatna odpowiedź
Premier Izraela Benjamin Netanjahu zgodził się na tymczasowe zniesienie blokady na Gazę. Przyznał, iż podjął decyzję po naciskach ze strony sojuszników w amerykańskim Senacie. Nie ukrywał, iż nie chodzi o względy humanitarne: - Nie możemy doprowadzić do głodu w Gazie zarówno z powodów praktycznych, jak i dyplomatycznych. Po prostu nie będziemy mieć wsparcia i nie będziemy w stanie wygrać.
REKLAMA
Zobacz wideo Hamas daje wszystko, Netanjahu mówi: mało!
Według Netanjahu wygrana sprowadza się do uwolnienia wszystkich zakładników (w Gazie wciąż jest ich około 60, z czego żyje 23) i zniszczenia Hamasu.
Problem w tym, iż aby wyeliminować terrorystów, Izraelczycy prowadzą działania, w których na masową skalę giną cywile. Od rozpoczęcia izraelskiej operacji w Gazie - jak informuje tamtejszy resort zdrowia kontrolowany przez Hamas - śmierć poniosły ponad 53 tysiące ludzi. To 44 razy więcej niż było ofiar ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku, na który brutalnie odpowiada teraz rząd Netanjahu.
Dramat humanitarny
Zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. humanitarnych Tom Fletcher w rozmowie z BBC ostrzegł, iż w ciągu 48 godzin w Gazie może umrzeć choćby 14 tysięcy dzieci. - Przeżywamy niewyobrażalną tragedię - mówi w rozmowie z AFP jedna z mieszkanek strefy. - Wszystkiego nam brakuje. Nie mogę znaleźć jedzenia dla moich dzieci.
Rik Peeperkorn, który kieruje działaniami WHO na terytoriach palestyńskich, ostrzega, iż do strefy musi trafić znacznie większa ilość pomocy niż ta, na którą zgodzili się Izraelczycy:
- Z zadowoleniem przyjmujemy, iż jakaś pomoc tam dotarła. Ale stale podkreślamy, iż to tylko kropla w morzu potrzeb, zdecydowanie niewystarczająca, by zapewnić żywność i dobra dla dwóch milionów mieszkańców Gazy - podkreśla Peeperkorn.
Partnerzy mówią "dosyć"
Zgoda na wpuszczenie pomocy nie oznacza, iż kończy się dramat strefy. Wraz z tą decyzją Izraelczycy zintensyfikowali ataki na Gazę. W ciągu kilku dni zabili setki ludzi.
Netanjahu zapowiada, iż chce przejąć kontrolę nad całą strefą.
Wszystko to sprawia, iż od Tel Awiwu odwracają się choćby te kraje, które dotychczas stały raczej po stronie Izraela i starały się tłumaczyć jego działania w Gazie.
Wielka Brytania, Francja i Kanada ostrzegły Tel Awiw, iż podejmą konkretne działania, jeżeli Izrael będzie działał w Gazie tak jak teraz. To może oznaczać nałożenie sankcji. Z kolei Holendrzy zbierają większość w Unii Europejskiej, która zrewidowałaby umowę stowarzyszeniową z Izraelem. Co prawda taką decyzję musiałaby podjąć Komisja Europejska, ale - jak zaznacza portal POLITICO - sama deklaracja byłaby silnym politycznym sygnałem.
choćby Donald Trump, najbliższy sojusznik Netanjahu, ma powoli dosyć premiera Izraela. O kryzysie w amerykańsko-izraelskich relacjach pisze coraz więcej światowych mediów. Podczas ostatniego bliskowschodniego tournee Trump ominął Izrael. Odwiedził za to między innymi Katar, który Tel Awiw oskarża o wspieranie Hamasu. Spotkał się też z Ahmedem al-Szarą, nowym przywódcą Syrii, będącej odwiecznym wrogiem Izraela.
Presja świata może jednak nie wystarczyć, by zakończyć konflikt w Gazie. Eskalacji chce skrajna prawica, która współtworzy gabinet Netanjahu. Sam premier - według wielu jego krytyków - kontynuuje wojnę, by uniknąć rozliczenia go z afer i popełnionych błędów. Bo to przecież na jego zmianie Hamas zaatakował Izrael.
Thomas Orchowski jest dziennikarzem redakcji zagranicznej radia TOK FM