Jeden z działaczy PiS wysłał do swoich kolegów życzenia „Obyśmy się nie rozpadli”. Bo partia ta nie jest już w stanie być jednością. Po tym jak Kaczyński zbudował obrzydliwą machinę: ciągła mobilizacja, ciągły alarm, ciągły wróg brakuje paliwa, silnik zaczyna zjadać własne części.
Święta były dla PiS testem. Nie religijnym, nie symbolicznym, tylko politycznym: czy potrafisz na chwilę zejść z barykady i pamiętać, iż po drugiej stronie też ktoś ma dzieci, rodziców, choroby, zmęczenie i marzenia. Z drugiej strony barykady PiSowskiej. Zapomnieli. Rozpad PiS nie musi wyglądać jak spektakularny wybuch. On będzie cichy i banalny: frakcje, obrażone ambicje, rywalizacja o resztki wpływów, podgryzanie liderów, wojenki o listy i pieniądze. W partii trzymanej przez lata w stanie mobilizacji każda porażka działa jak odkręcenie śruby: nagle widać, ile jest w środku sprzecznych interesów, ile niespełnionych oczekiwań i ile ludzi, którzy byli razem, bo „wygrywali”, a nie dlatego, iż naprawdę wierzyli w ten sam plan. Gdy znika perspektywa triumfu, zostaje rachunek krzywd. A rachunek krzywd jest zawsze dłuższy niż program.
W Boże Narodzenie naprawdę nie trzeba cudów. Jest już pewne, iż Kaczyński przegrał. Poczucie klęski w PiS jest przytłaczające. Rozpadają się pod wpływem realizacji obietnicy rozliczeń. Dokonał tego Waldemar Żurek, dokonał tego Marcin Kierwiński. Dokonał tego Władysław Kosiniak-Kamysz. I na swój sposób dokonał tego Donald Trump, zdradzając Europę.
Kaczyński przegrał wszystko. PiS jest w stanie rozpadu.

10 godzin temu












