Śmierć Chorwata po awanturze z Polakami. "Nie mógł się bronić"

3 godzin temu

Tragiczny finał awantury między Polakami a Chorwatami w Igrane nad Adriatykiem. Życie stracił 67-letni Niksa Šodan, lokalny mieszkaniec. - Zaczęli go bić, a mój brat miał wszczepione w ubiegłym roku bypassy – mówi nam Anisja Šodan. Siostra mężczyzny odsłania kulisy tych dramatycznych zdarzeń. Materiał "Interwencji".

Na początku sierpnia w miejscowości Igrane na chorwackim wybrzeżu doszło do awantury między Polakami a Chorwatami. W jej efekcie zmarł 67-letni Niksa Šodan. Mieszkańcy okolicy od dawna mówili o problemach z polską rodziną, która kupiła tu kilka domów.

- Przyjechali i robią tu bydło. Po nocach siedzą do trzeciej, na plaży puszczają "Mydełko Fa", pół plaży zajmują swoimi leżakami, wydzielają leżakami plażę, tego nie wolno. Tego choćby w hotelach się nie robi. Skuterami wodnymi przejeżdżali pod same brzegi, przecież to można kogoś zabić - opowiedział dziennikarzom "Interwencji" Polak mieszkający w Chorwacji.

- Oni przez lata okupowali to miejsce. Plażę uważali za swoją prywatną. Mówię o rodzinie z tego konkretnego domu. Wyglądało tak, jakby wszystko miało do nich należeć - stwierdziła Diana Šimac Materich, przyjaciółka rodziny zmarłego.

ZOBACZ: Tragedia w Chorwacji. Ojciec zatrzymanego Polaka zabrał głos

- W Igrane jest około stu osób, które tu przyjechały i kupiły domy. To się nie zaczęło teraz, to się zaczęło 50 lat temu i nigdy nie było problemów. Każdy może tu przyjechać, ale musi nas szanować. Ci ludzie byli bardzo aroganccy. Przekonani, iż za pieniądze mogą mieć wszystko. Rok temu przyszli na plażę i położyli swoje ręczniki na moje. Gdy spytałem co robią powiedzieli, iż mogę się przesunąć o 20 metrów. Ja mam się przesunąć? Powiedział, iż tu jest jego dom - przekazał dziennikarzom "Interwencji" Drago Lucić, mieszkaniec Igrane.

- Ale plaża nie należy do niego. Kłóciłem się z czterema mężczyznami. A sam jestem sportowcem i trenerem. Powiedziałem im: możecie mnie uderzyć, ale wtedy z wrócę z dwudziestoma ludźmi. I wtedy przestali. Ale to nie jest normalne - dodał Lucić.

- Od pierwszego dnia były z nimi problemy. Całe grupy imprezowały na tarasie. Wszystko działo się tu, w domu tylko spali - powiedziała Anisja Šodan, siostra zmarłego mężczyzny.

Śmierć Chorwata po awanturze z Polakami. Imprezowali i sprawiali problemy

Kolejną imprezę Polacy zorganizowali 3 sierpnia.

- Około pierwszej w nocy brat wyszedł i powiedział do nich, iż już wystarczy tych hałasów. Ale to nic nie zmieniło. Około 2:00 wzięłam butelkę, którą ktoś zostawił przed naszym domem i rzuciłam na ich taras, ale nie tam gdzie siedzieli, tylko w miejsce, gdzie mają takie wielkie figury szachowe. Chciałam żeby zrozumieli, iż to już przesada, iż ten hałas na nich zadziała - opowiedziała Anisja Šodan.

ZOBACZ: Zaufała pracownicy banku. Jej wnuczka zajrzała na konto i przeżyła szok

Gdy butelka rozbiła się na tarasie domu należącego do Polaków, doszło do eskalacji konfliktu.

- Jeden z nich skoczył z tego wyższego muru, który ma jakieś 2,5 metra wysokości, a ten drugi skoczył z tego niższego. I podeszli tu, uderzyli Anisję, a jej brat, przepraszam - opowiadała poruszona Diana Šimac Materich.

Opowieść kontynuuje Anisja Šodan: - Mój brat był w środku. Gdy usłyszał, iż upadłam wyszedł. Najpierw uderzyło go jeden z nich, a później drugi Gdy ja leżałam, syn właściciela domu przez cały czas bił brata. Przycisnęli go, nie mógł się bronić, bo jak? Starałam się ich rozdzielić, żeby chronić brata. Mój brat umarł tu, w tym miejscu. Przed swoimi drzwiami - powiedział.

Tragedia w Chorwacji. Polacy podejrzani o nieumyślne spowodowanie śmierci

Tę dramatyczną opowieść dziennikarze "Interwencji' próbowali skonfrontować z właścicielem domu, ojcem jednego z podejrzanych w sprawie, ale nie zgodził się na wywiad. Oto co powiedział im telefonicznie: - Może pan nagrywać te rozmowę, dla mnie to nie jest problem, zapoznał się pan z obdukcją lekarską? Nie. Słucha pan tylko jednej pani, która powiedziała, bo tylko ona tam była.

ZOBACZ: Rumuńskie czereśnie zalały targowiska. Rolnicy apelują do rządu

Prokuratura chorwacka nie udostępniła dziennikarzom "Interwencji" wyników obdukcji, ale potwierdziła, iż dwaj Polacy są podejrzani o nieumyślne doprowadzanie do śmierci Niksy Šodana.

- Niezależnie od tego czy mój brat umarł na zawał, czy od uderzenia, to wiem jedno: oni nas zaatakowali na naszym podwórku i wiedzieli, iż brat choruje na serce. Wiedzieli. Może nie chcieli nas zabić, ale na pewno chcieli nas skrzywdzić - oceniła Anisja Šodan.

- Gdy Niksa zginął, bardzo nas to wzburzyło. Byliśmy po prostu w szoku. Trzy dni później mieliśmy czuwanie pod jego domem. Zapaliliśmy znicze wokół domu. Było też tam wielu Polaków. (…) Gdy to się stało, Niksa miał gości z Polski u siebie. Oni też zeszli i płakali z jego siostrą. Prosili o wybaczenie, bo było im wstyd, za to do czego ci Polacy doprowadzili - opowiedziała Diana Šimac Materich.

Tragedia po awanturze Chorwatów z Polakami. "Nie ma tu już miejsca"

Dwaj Polacy po dwóch tygodniach zostali wypuszczeni z aresztu. To znów wzburzyło lokalną społeczność.

- To jest problem naszego wymiaru sprawiedliwości. jeżeli masz pieniądze, to możesz wszystko. Wystarczy dobry adwokat. Tu w Igrane wiadomość o ich wyjściu z aresztu nas zasmuciła - usłyszeli dziennikarze "Interwencji" od Drago Lucicia, mieszkańca Igrane.

- To, iż ich wypuścili nie oznacza, iż są niewinni. Ma zostać wniesiony akt oskarżenia - zaznaczyła Anisja Šodan.

ZOBACZ: Rodzina odcięta od kanalizacji. Wszystko przez sąsiadkę?

Po tragedii ktoś umieścił wulgarne napisy na domu polskiej rodziny. A burmistrz pobliskiej Podgory powiedział w chorwackich mediach, iż właściciele domu powinni go sprzedać i wyjechać z tej miejscowości. Z naszych informacji wynika, iż polska rodzina nie zamierza już tam wracać.

- Powiedziałem to w naszej telewizji, iż ludzie którzy to zrobili powinni sprzedać swoje domy. Gdybym ja to zrobił, albo mój syn, to tak właśnie bym postąpił - zaznaczył Ante Miličić, burmistrz Podgory.

- Oni wiedzą, iż jednak miejscowi, to są wszyscy miejscowi patrioci, oni na pewno by tu nie mieli życia. Jachtu już nie ma. W nocy go wywieźli, wieczorem był, a rano już nie - skomentował Polak mieszkający w Chorwacji.

ZOBACZ: Wyremontował dworek i wynajął. Po kilku miesiącach zastał... kurnik

Pojawiły się obawy, iż ten dramat wpłynie na odbiór Polaków w Chorwacji, jednak wszyscy podkreślają, iż tak się nie stanie.

- Polacy są zawsze mile widziani na chorwackim wybrzeżu, ale ktoś, kto spowodował taką tragedię i prawdopodobnie stanie przed sądem, ten człowiek z pewnością nie ma tu już miejsca - podsumował Miro Babic, mieszkaniec tej miejscowości.

Pełny materiał "Interwencji" można zobaczyć TUTAJ.

WIDEO: Powitanie Alaksandra Łukaszenki w Chinach
Idź do oryginalnego materiału