Smart, czyli po nowemu głupek

jacekh.substack.com 9 miesięcy temu

Jest ich już tak wiele, iż nie zwracamy uwagi. Tak zwane inteligentne urządzenia. Najpierw w biedny telefon nawkładano tyle, iż stał się przenośnym komputerkiem wyposażonym w wiele różnego rodzaju czujników i dziesiątki funkcji. Na tym się nie kończy i mamy coraz więcej zabawek. Na przykład smartwatche, czyli inteligentne zegarki, o ile coś takiego można jeszcze nazywać zegarkiem. Według reklamy takiego wytworu ma on szereg funkcji. Po pierwsze dzięki ulepszonej łączności Bluetooth ze wszystkim możliwości stają się praktycznie nieograniczone. Jest oczywiście dostępna funkcja wykonywania i odbierania połączeń telefonicznych, ale także korzystania ze wsparcia AI w celu zapewnienia płynniejszej integracji z inteligentnym domem i innymi podłączonymi urządzeniami. I diabli wiedzą, czym jeszcze, ale nie powiedzą.

Do tego maszynka troszczy się o nasze zdrowie. Monitoruje tętno, ciśnienie krwi, poziom tlenu we krwi i podobno, w co trudno uwierzyć, zawiera laser, który może wykonać EKG użytkownika. Reklamowane jest monitorowanie stanu zdrowia przez całą dobę, 7 dni w tygodniu, co rzekomo ratuje życie. Zegarek ma też licznik kroków, a gdy zliczonych kroków jest zbyt mało, wysyła ostrzeżenie o siedzącym trybie życia. Beszta użytkownika, iż ten powinien mniej siedzieć, a więcej się ruszać. Liczy kalorie, pomimo braku jakichkolwiek racjonalnych ku temu podstaw. Takich automatycznych menedżerów, dbających o zdrowy tryb życia, ma więcej, na przykład menedżer snu nakazujący iść spać i budzić się o podobno optymalnej porze. Zegarek ułoży dietę, podobno optymalną dla ciebie.

Wspomniana wyżej integracja z pozostałymi urządzeniami inteligentnego domu to już niedaleka przyszłość. Coraz więcej domowych urządzeń ma instalowane moduły komunikacyjne i inteligentne sterowanie, same wiedzą wszystko lepiej niż użytkownik. I tu jest haczyk. Tego rodzaju inteligentne urządzenia pod pozorem umożliwiania lepszej kontroli, w rzeczywistości stopniowo tę kontrolę użytkownikowi odbierają, natomiast to on ponosi konsekwencje. Ktoś może powiedzieć, iż przecież nie musimy korzystać z inteligentnych urządzeń ani ich kupować. W przypadku zegarka może jeszcze tak jest, ale coraz więcej urządzeń jest smart, nie zawsze można to wyłączyć, a czasem działanie pewnych funkcji jest obligatoryjne.

Dostawcy energii elektrycznej montują smart liczniki, nie pytając nas o zgodę. Tak naprawdę dla prawidłowego działania sieci energetycznej w czasie rzeczywistym wystarczają informacje zbiorcze, zagregowane w skali miasta, dzielnicy, osiedla czy zakładu przemysłowego. Jedyne, co jest potrzebne w przypadku konkretnego drobnego odbiorcy, na przykład gospodarstwa domowego, to sumaryczne zużycie energii w okresie rozliczeniowym, ewentualnie z podziałem na różne taryfy. Wszystko ponadto jest nadużyciem. Zakładom energetycznym nie jest potrzebna wiedza o szczegółach naszego życia, wiedza o tym, czy i kiedy jesteśmy aktywni, kiedy oglądamy telewizję, a kiedy robimy pranie. Liczniki w większości mieszkań odczytywane są raz na pół roku, a przyszłe rachunki wystawiane na podstawie prognoz. Czasem odczyt i płatność są w cyklu miesięcznym. Obecny system rozliczenia w zupełności wystarcza. Zatem smart liczniki energii elektrycznej są zbędne i stanowią bezpodstawną ingerencję w naszą prywatność. Nie ma dla nich innego uzasadnienia niż żądza władzy i kontroli nad naszym życiem.

Nieco łatwiej zrozumieć potrzebę inteligentnych liczników energii elektrycznej, gdy posłucha się różnych przebudzonych mędrców. Otóż wymyślili oni sterowanie popytem. Kiedyś korzystaliśmy z energii zgodnie z naszymi potrzebami, a rolą i obowiązkiem dostawcy było tej energii dostarczanie w granicach przydziału mocy zgodnie z umową, którą zawarliśmy. Według nowej religii nasz dostęp do energii jest przywilejem, którego władcy mogą udzielać według uznania. Inteligentny licznik nowej generacji monitoruje, czy adekwatnie korzystamy z tego przywileju. W przypadku niesubordynacji licznik zaraportuje o nas władzy oraz ograniczy lub odetnie dostęp do energii. W miejscach przodujących w korzystaniu z zielonych źródeł energii jak Kalifornia, na porządku dziennym są wyłączenia prądu. Jest to nieodłączna wrodzona cecha tych źródeł i żaden postęp techniczny tego nie zmieni. Wiatr wieje lub nie niezależnie od naszych potrzeb. My chwilowo się uchowaliśmy dzięki wstecznictwu ustępującego rządu, ale nowa otwarta na świat władza zapowiada przyśpieszoną transformację energetyczną, więc powinniśmy się chyba cieszyć, iż dzięki inteligentnym licznikom będzie możliwe przeprowadzenie działań łagodniejszych niż całkowite wyłączenia prądu. W przypadku braku wiatru na sygnał z centrali domowe liczniki czasowo ograniczą nasz przydział mocy, którego przekroczenie skutkuje wyłączeniem prądu. Zdarzy się dłuższa flauta i przez dwa miesiące nie zrobimy prania, nie włączymy żelazka czy odkurzacza ani nie obejrzymy telewizji, ale za to będziemy mieli światło i być może naładujemy telefon. O chwała wam litosierni władcy.

Popatrzmy na samochody. Wyposażane są w coraz to nowe urządzenia, rośnie liczba tak zwanych asystentów pouczających kierowcę, co powinien zrobić, a czasem choćby działających za prowadzącego. Część z nich jest inwencją producentów, ale coraz więcej jest wymaganych przez ustawodawców. Wyłączyć tego się nie da, ale to na kierowcy spoczywa odpowiedzialność za prawidłowe prowadzenie samochodu, nie na producentach inteligentnych urządzeń, ani na urzędnikach nakazujących ich wprowadzanie. Gdy zdarzy się wpadek, fakt opierania się na asystentach nie jest okolicznością łagodzącą.

Na przykład od około dziesięciu lat wszystkie samochody muszą być wyposażone w GSI (Gear Shift Indicator), czyli kontrolkę wskazującą, na którym biegu należy jechać. Zwykle GSI domaga się jazdy na jak najwyższym biegu, co rzekomo ma służyć oszczędności paliwa i zmniejszeniu emisji, matko Ziemio uchowaj, CO2. Komputer pokładowy kieruje się głównie obrotami silnika, więc jego wskazania mają sens wyłącznie podczas jednostajnej jazdy po płaskim podłożu. W ruchu miejskim bywają bezsensowne. Także każdy, kto choć trochę jeździł po pagórkach, musiał nauczyć się ignorować gderający wskaźnik. Bieg redukujemy przed wzniesieniem, o którym komputer jeszcze nic nie wie. Natomiast jadąc z góry i hamując silnikiem, używamy biegu niższego niż zalecany, a maszynka mądrzy się i nie można jej wyłączyć.

Sytuacja drogowa, przewidywanie jej zmian i adekwatne reagowanie są sprawą kierowcy. Wielu jednak dzięki działaniom lub wskazaniom komputera czuje się zwolnionych od myślenia. Na przykład wyjeżdżają na drogę szybkiego ruchu na zbyt wysokim biegu, przez co ich przyśpieszanie do prędkości podróżnej trwa minutę, podczas której wszyscy na tej drodze zmuszeni są do hamowania lub omijania delikwenta. On być może oszczędzi mililitr paliwa, ale co z resztą pojazdów? Jak to się ma do bezpieczeństwa ruchu, globalnych oszczędności i redukcji emisji spalin?

Podobnie jest z inteligentnymi przełącznikami świateł, które też całkowicie zwalniają z myślenia. Wiele kosztownych wyposażonych w automatykę samochodów przez większość czasu jeździ na tak zwanych światłach miejskich, co oznacza ogarki z przodu i brak czerwonych świateł z tyłu. Rzeczywiście, być może w korku na oświetlonej ulicy ma to sens. Jednakże smart kierowcy wyjeżdżają na drogi ekspresowe i autostrady na światłach miejskich i mało kto pomyśli, iż nie jest to najlepszy pomysł. Czasem automatyka włącza światła mijania, ale ma to miejsce o zmierzchu. Pochmurny, mglisty listopadowy dzień, a państwo jeździ praktycznie bez świateł.

Część pomysłów może i miałaby jakiś sens, na przykład kontrola alkomatem przy uruchamianiu samochodu w przypadku osób, które zostały przyłapane na jeździe po pijanemu, a teraz warunkowo odzyskały prawo jazdy. Jednakże ustawodawcom tego jest za mało, chcą takiej kontroli obowiązkowo dla wszystkich. Zatem nas wszystkich traktują jak przestępców. Gdy tego rodzaju pomysły zastaną wdrożone, wszyscy będziemy ponosić uciążliwości działania i koszty instalacji systemu, czyli wszyscy będziemy prewencyjnie karani, bo lepiej ukarać dziesięć tysięcy niewinnych niżby jeden winny miał uniknąć kary.

Pomysły biurokratów nie mają granic. W EU dopiero o tym myślą, ale w USA już są nowe przepisy mające ograniczać swobodę prowadzenia samochodu. Na początku listopada uchwalono nowe prawo federalne. Starannie ukryty wśród ponad 1000 stron różnych innych przepisów ustawy o inwestycjach infrastrukturalnych i zatrudnieniu artykuł 24220 wymaga, aby od 2026 r. wszystkie nowe pojazdy osobowe były wyposażone w tak zwany kill-switch. Mają to być systemy „technologii zapobiegania nieprawidłowej jeździe”, które pasywnie monitorują wydajność kierowców, wykrywają, czy kierowca ma problemy oraz ograniczają lub zatrzymują działanie samochodu, jeżeli system wykrywa pogorszenie jakości prowadzenia. Nowe prawo uchwalono bez opracowania dokładniejszych specyfikacji, a wiele spraw pozostawiono do późniejszego dookreślenia. Zatem nie wiadomo jak w praktyce będzie realizowany ten zapis. Jest prawie pewne, iż konkretne rozwiązania będą oprócz zasad zdrowego rozsądku łamały również konstytucyjne prawa obywateli.

Kill-switch nie ma nic wspólnego ze wspomnianą wcześniej kontrolą trzeźwości i przeciwdziałaniu prowadzeniu w stanie. Po prostu na podstawie analizy charakterystyki jazdy, ruchów kierownicą, przyśpieszania i hamowania maszynka autorytarnie zadecyduje, iż nasze zachowanie na drodze jest nieprawidłowe i wyłączy samochód, zostawiając nas w szczerym polu. Sytuacja drogowa, na którą musieliśmy reagować, nasza ocena sytuacji i nasza odpowiedzialność za prowadzenie nie mają tu nic do rzeczy. Gdy system uzna, iż zbytnio kręcimy kierownicą lub zbyt często czy zbyt gwałtownie hamujemy, po prostu wyłączy nam samochód i zaraportuje o naszym niegrzecznym zachowaniu do bazy. Ominiemy kilka dziur lub zwierzę, które wybiegło na drogę i zostaniemy na środku drogi gdzieś na pustkowiu z martwym samochodem. Wyobraźmy sobie duży karambol na autostradzie, gdzie wielu kierowców zostaje zmuszonych do nietypowych zachowań i wtedy smart systemy bezpieczeństwa unieruchamiają większość samochodów. Zapomnijcie o korytarzu życia, dojeździe służb, ewakuacji i temu podobnych drobiazgach, a rozładowanie korka zajmie tydzień.

Jeżeli do tego dodamy fakt nieustannego raportowania o naszych ruchach oraz możliwość zdalnego wyłączenia pojazdu w dowolnym momencie, nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby zrozumieć, iż tego rodzaju systemy oprócz niebezpieczeństwa nieadekwatnych działań stanowią również zagrożenie dla naszej prywatności i wolności. Stwarzają olbrzymie możliwości nadużyć ze strony agencji nadzorujących. Dlatego są tak lubiane przez różnej maści urzędników i globalistów i dlatego też wprowadzający je władcy nigdy nie pytają się obywateli o zgodę.

Chwilowo jeszcze różne smart urządzenia działają osobno, ale następnym etapem będzie ich integracja w ramach mieszkania, budynku i miasta. Wyobraźcie sobie, iż inteligentny licznik, a adekwatnie zarządca, energii działa w ścisłej współpracy z urządzeniami domowymi. Zbyt często otworzycie drzwi lodówki i jest kara, czasem wymierzana natychmiastowo, bo na przykład przez godzinę nie można gotować. W USA (kraju mającym własne bogate złoża gazu) trwa już od kilku lat walka z kuchenkami gazowymi, używane są różne bzdurne argumenty, ale rzeczywistym celem jest zastąpienie autonomicznych urządzeń gazowych kuchenkami elektrycznymi, nad którymi centrala może mieć władzę za pośrednictwem smart liczników. Do nas ostatnio też dotarł ten trend i po różnych mediach snują się ponure wizje zabójczych skutków gotowania na gazie, a nic niepodejrzewająca publiczność naiwnie powtarza te dyrdymały.

Kolejne inteligentne systemy lub gadżety mają za cel odebranie wolności, zdjęcie związanej z nią odpowiedzialności z jednostki i przekazanie jej w ręce Wielkiego Brata. Inteligentne gadżety (telefon, licznik mediów, telewizor, monitoring, zegarek itp.) są niezbędne do ustanowienia „inteligentnych miast”, a w istocie inteligentnego świata, o co właśnie chodzi w Wielkim Resecie. Reklamuje się je i wciska ludziom pod pozorem ułatwiania życia, zwiększania jego bezpieczeństwa i zapewniania nad nim większej kontroli. Jest całkiem na odwrót. Prawo do samodzielnej decyzji jest niezbędne każdemu, kto pragnie wziąć odpowiedzialność za swoje własne życie. Tak zwane inteligentne technologie odbierają to prawo. Ludzie zdają się nie zdawać sobie sprawy, iż im więcej inteligentnych technologii dopuszczają do swojego życia, tym bardziej rezygnują ze swojej wolności i stają się więźniami pajęczej sieci, w której ostatecznie zrzekną się swojej indywidualności i wszelkich aspektów wolności wyboru.

Ilustracje do tego posta są wynikami moich pierwszych prób generowania obrazów dzięki sztucznej inteligencji. niedługo napiszę o tym więcej.

Dziękuję za przeczytanie Substacka Jacka! Zapisz się bezpłatnie, aby otrzymywać nowe posty i wspierać moją pracę.

Idź do oryginalnego materiału