Nasza służba zdrowia jest fatalna, to wszyscy wiemy. Terminy są takie długie, iż jeżeli się chce na poważnie coś załatwić, to trzeba to zrobić prywatnie.
Wszyscy mówią o tym, iż to przez to, iż służba zdrowia jest niedofinansowana, i iż rozwiązaniem jest wpompowanie w NFZ jeszcze większej liczby gotówki.
Jednakże prawda jest raczej inna.
To chyba mówił Ziemkiewicz, (ale mogę się mylić), iż służba zdrowia jest jak czarna dziura, i iż niezależnie, ile pieniędzy się tam wpompuje, to nic się nie zmieni.
I na chłopski rozum ma to sens.
Jeśli NFZ dostaje pieniądze z naszych podatków niezależnie od tego, czy nas wyleczy, czy nie, to po co ma się starać?
Czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy.
I wychodzi na to, iż duża część ludzi leczy się prywatnie, bo w NFZ-cie się po prostu nie da, i mimo, iż płacą za swoje leczenie prywatnie, to NFZ wciąż zjada im część podatku.
No dobrze, ty pisowski propagandysto, to jak to zamierzasz rozwiązać!?
Cóż, możnaby rżnąć głupa przechylając wahadło w drugą stronę, i powiedzieć, iż należałoby zlikwidować NFZ, i by wszystko było prywatnie, tak jak w Ameryce.
Ale ... to też ma minusy. W Ameryce brak państwowej służby zdrowia doprowadził do tego, iż leczenie tam jest tak drogie, iż ludzie poszkodowani dosłownie uciekają przed karetkami, by ich to nie zrujnowało finansowo.
I myślałem nad tym tematem przez czas jakiś, i doszedłem do wniosku, iż najlepszym rozwiązaniem byłoby pozbawienie NFZ-tu pozycji monopolisty.
(To chyba Braun postulował.)
Pomysł taki zasłyszałem, iż możnaby zrobić tak, iż się wybiera, jakiej firmie dać ten procent swego podatku, który w tej chwili trafia do NFZ-tu.
Jak NFZ będzie miał konkurencję, i widmo utraty funduszy, to założę się o tysiąc forintów, iż jakość jego usług znacząco się polepszy.
Takie oto są moje przemyślenia, dobrego dnia.