Siedzieli my ze starą w chałupie. Był wieczór: ja żem coś majstrował we telefonie, co by wykasować dostawców fotowoltaniki, stara zaś oglądała „wtyle wizji”, zaśmiewując się co rusz z cicha. Ciszę naszej podmiejskiej chałupy rozerwał nagły dzwonek do bramki. „Pali się, czy co? – pomyślałem a stara aż telewizor wyłączyła...
Na ekranie monitora ujrzałem przerażoną twarz starego Maciaszczyka, któren stał przy bramce. Nacisnąłem więc guzik i wraz ze starą podeszliśmy do drzwi. Kiedy je otworzyłem, stał już w nich stary Maciaszczyk, któren od drzwi wykrzyknął:- Ludzie! Tygrys się żeni!!!
Tygrysa znali my tylko z widzenia, bo tylko wieczorami do domu przyjeżdżał, podwożony przez kierowcę z zeteselu. Tego Tygrysa wyhodowała sobie sąsiadka Paulina, żeby na scenie występował. Czasami widzieli my tego Tygrysa w telewizji, ale coraz bardziej żałosne to były występy. Nie to co występy tego Szymka, któren zapłakać potrafił nad Konstytucją a przy tym i dychę do puszki zebrać za swoje wygibasy w tefałenie.
Ten Tygrys podpadł nam tu na wsi kompletnie, gdy się ogłosił, iż jest następcą Witosa! A przecież najstarsi ludzie pamiętają do dzisiaj, iż ojcem Tygrysa nie był żaden Witos, ale stary politruk za komuny, któren przez wszystkie swoje lata naciągał ludzi na ZSL. „Po ojca Tygrysa choćby limuzyna z KC przyjeżdżała w towarzystwie dwóch gazików milicyjnych” – wspominał ten sam Maciaszczyk, któren pojawił się w naszej chałupie z wiadomością o ślubie Tygrysa. „Ojciec Tygrysa był choćby ministrem u Rakowskiego, więc go chronili, jak samego socjalizmu” – dodawał przy tym Maciaszczyk, który wpadł do nas z porażającą informacją o ślubie Tygrysa...
Gdy już stary Maciaszczyk wszedł do chałupy, zdejmując trzewiki w korytarzu – zaczął opowiadać co się stało. A stało się wiele. Tygrys, na którego występy artystyczne przestali już chodzić ludzie – w desperacji postanowił ożenić się z Hołownią. Ta Hołownia też miała czasy świetności w TVN za sobą, beczała tylko na Youtubie żaląc się, iż zebrane do puszki datki, reżim pisoski chce mu opodatkować! Tak więc okrutne represje reżimu kaczystoskiego, zbliżyły Tygrysa i Hołownię do siebie…
Postanowili więc się ożenić – ale po cichu: żeby Paulina się nie dowiedziała i żeby nie sprowokować totalnego führera, który we wściekłości mógł na nich nasłać swoich „silnych ludzi”, albo choćby użyć Nitrasa! Ale cała ta tajemnica o ślubie wyszła na wierzch, gdy nasz wioskowy malarz Jasiek Mateja, pokazał w pubie monidło – wykonane na zlecenie Tygrysa i jego politycznej małżonki.
Tak więc już w sobotę, wszyscy goście naszego wioskowego pubu „Bear&Beer" (do którego zjeżdżali się choćby smakosze ze stolicy) mogli zapoznać się z monidłem młodej, a w zasadzie już mocno posunietej w wieku pary – wznosząc toasty aż do białego rana…
Wszyscy bowiem doskonale wiedzą, iż choć ślub już się odbył, to wesela nie będzie. Starej parze cyrkowych klaunów zabraknie przecież paru dziesiątek procenta, by zapewnić sobie ciepłe posadki w Sejmie Rzeczypospolitej. Oczywiście – z winy Kaczyńskiego!
Paulina już nie wykrzyknie: „Tygrysie! Scena jest twoja!” , choć Hołownia jeszcze nie raz zapłacze. Tym razem nad sobą…