Jestem świeżo po obejrzeniu dramatu F. Durrenmatta „Wizyta starszej pani”. Jego zawartość w skrócie: starsza pani ofiarowuje podupadającemu miasteczku miliard. Za tę cenę pragnie kupić sprawiedliwość. Żąda wykonania linczu na byłym kochanku. Dzięki spełnieniu tego warunku, mieszkańcy będą mogli nieźle prosperować. Z powodu niespełnienia tegoż, grozi, iż popadną w jeszcze większą nędzę.
Bohaterzy sztuki pędzą życie finansowo plugawe, ale w imię spodziewanego dobrobytu, chowają ad acta swoje skrupuły. Niby wszyscy uczestnicy owego dylematu wiedzą, jakim kosztem wyjdą z biedy, lecz, po krótkotrwałych skrupułach i profilaktycznych wahaniach, nie bacząc na konsekwencje, ochoczo i z łatwością decydują się na popełnienie łajdactwa w majestacie prawa i od tej pory żyją ze ścierką zamiast twarzy.
*
Ponowne spojrzenie na zawarty w niej problem pozwoliło mi zrozumieć, iż zjawiska występujące przed pierwszym przeżyciem dramatu, wzbogaciły się o naukę płynącą z bieżących doznań. O wnioski z tej nauki wyciągane.
W stwierdzeniu tym nie ma nic oryginalnego; większość ludzi zdaje sobie sprawę, iż w miarę zdobywania doświadczeń, rośnie w nich drzewko mądrości. W utworze tym intryguje mnie maszyneria zbrodni. Moje pytanie brzmi:: dlaczego, kiedy mamy do czynienia z wyborem pomiędzy przyzwoitością a pieniędzmi, większość z nas wybiera forsę?
*
Od czasu, gdy pałętam się po tym najlepszym padole łez, niejednokrotnie utwierdzałem się w mniemaniu, iż powiedzenie o człowieku, nie brzmi tak dumnie, jakbym sobie życzył. Pocieszam się myślą, iż Historia dziejowych turbulencji dowodziła nieraz, iż jak w oczy zagląda strach, odżywają społeczne więzi, odradzają się tęsknoty za realnym braterstwem, a sprzężenie celów powraca do pstrych łask.
Wydaje nam się, iż gdy jesteśmy skazani na opluty los, umiemy się zmobilizować. Walczyć o jego poprawę. Że, w imię zdrowego rozsądku, potrafimy zdobyć się na szlachetne odruchy. Wykazać zdyscyplinowaniem i odpowiedzialnością.
Lecz tylko tak się wydaje. Nasza troskliwość i odpowiedzialność ograniczona jest do własnego pępka. Bo kiedy strach przemija, rwą się „nierozerwalne więzi”. Znowu jesteśmy sobie obcy i nieprzystępni. Znowu nie mamy wspólnych marzeń i wygląda na to, iż łączy nas kocioł ze smołą, który z utęsknieniem nas oczekuje i zachęcająco bulgocze.