
Przesyłam fragment książki „Ekonomia w jednej lekcji”. Henry Hazlitt napisał ją w 1948 roku. Ten poniższy fragment o kontroli czynszów został dodany w 1961. Mimo iż to stare rozważania, to jednak ciągle są aktualne. Ale najpierw skrót tego rozdziału: „Skutki kontroli czynszów”
1. Niedobory i kolejki
Zakaz wzrostu czynszów, mimo rosnącego popytu, prowadzi do permanentnego niedoboru mieszkań – najemcy oszczędzają, wynajmując mniejsze lokale, ale całkowita liczba mieszkań się nie powiększa.
2. Marnotrawstwo powierzchni
Ochrona stałych czynszów premiuje najemców już zamieszkałych – nie zmieniają mieszkania, nawet gdy ich potrzeby spadają, co blokuje dostęp nowym chętnym.
3. Zahamowanie inwestycji i budowy nowych domów
Przy zamrożonych czynszach zwroty z inwestycji spadają poniżej kosztów budowy i utrzymania. W rezultacie deweloperzy rezygnują z nowych projektów, pogłębiając brak podaży.
4. Degradacja istniejącego zasobu
Skoro czynsze nie odzwierciedlają rzeczywistych kosztów, właściciele odkładają remonty i modernizacje – budynki coraz bardziej popadają w ruinę, rodząc getta i slumsy.
5. Dyskryminacja i nieracjonalne subsydia
Utrzymywanie kontroli tylko dla „tańszych” mieszkań, a zwolnienie luksusowych lokali zachęca do budowy ekskluzywnych nieruchomości kosztem mieszkań dla osób o niższych dochodach, pogłębiając nierówności.
6. Przejście do państwowego budownictwa
Gdy problemy stają się zbyt widoczne, rządy angażują się w masową, ale nieopłacalną budowę mieszkań socjalnych, finansowaną przez podatników, co pogarsza relacje między własnością prywatną a najemcami.
Grzegorz GPS Świderski
]]>https://t.me/KanalBlogeraGPS]]>
]]>https://Twitter.com/gps65]]>
SKUTKI KONTROLI CZYNSZÓW
Rządowa kontrola czynszów za domy i mieszkania stanowi szczególną postać kontroli cen. Skutki jej na ogół są co do istoty takie same, jak skutki każdej innej kontroli cen, jednak kilka z nich wymaga, aby rozpatrzyć je osobno.
Kontrolę czynszów niekiedy wprowadza się jako część ogólnej polityki kontroli cen, ale częściej dekretuje się ją odrębnym ustawodawstwem. Zwykle zdarza się to na początku wojny. W małym mieście zostaje rozlokowany oddział wojska; wzrastają czynsze za pokoje do wynajęcia; podnoszą też czynsze właściciele apartamentów i domów do wynajęcia. Prowadzi to do powszechnego oburzenia. W innych znów miastach domy zniszczone są bombami, a potrzeba zbrojeń lub innych dostaw dla wojska kieruje materiały i robociznę do innych branż niż budowlana.
Początkowo wprowadza się kontrolę czynszów, argumentując, iż podaż mieszkań nie jest „elastyczna” — tj. iż ich niedoboru nie da się uzupełnić natychmiast, niezależnie od tego, jak wielki dopuści się wzrost czynszów. Utrzymuje się, iż wobec tego rząd, zakazując wzrostu czynszów, chroni najemców od zdzierstwa i wyzysku, a przy tym nie czyni właścicielom żadnej rzeczywistej szkody i nie zniechęca do wznoszenia nowych domów.
Argumentacja ta jest wadliwa nawet przy założeniu, iż kontrola czynszów ostatecznie nie okaże się trwała. Pomija ona bowiem natychmiastowy skutek. Jeśli właścicielom wolno podnosić czynsze odpowiednio do inflacji pieniężnej i rzeczywistych warunków podaży i popytu, poszczególni najemcy będą oszczędzać, wynajmując mniejsze mieszkania. Pozostawia to innym miejsce w mieszkaniach, których jest zbyt mało. Ta sama ilość mieszkań da schronienie większej liczbie ludzi, aż do chwili, gdy niedobory zostaną uzupełnione.
Natomiast kontrola czynszów zachęca do rozrzutnego wykorzystywania powierzchni mieszkaniowej. Daje przywileje tym, którzy już zajmują mieszkania czy domy w danym mieście, czy regionie, kosztem tych wszystkich, dla których są one niedostępne. Jeśli pozwala się czynszom wzrosnąć do poziomu wolnorynkowego, daje się wszystkim najemcom i potencjalnym najemcom jednakową możliwość ubiegania się na rynku o powierzchnię mieszkaniową. W warunkach inflacji pieniężnej czy rzeczywistego niedoboru mieszkań czynsze wzrastałyby zupełnie tak samo, gdyby właścicielom nie pozwolono ustalać cen, ale jedynie akceptować najwyższą konkurencyjną cenę oferowaną przez najemców.
Skutki kontroli czynszów stają się tym gorsze, im dłużej ona trwa. Nie powstają nowe domy, gdyż nie ma żadnych bodźców do ich budowy. Przy wzroście kosztów budowy (zazwyczaj w wyniku inflacji) dawny poziom czynszów nie daje zysku. Jeśli, co często się zdarza, rząd ostatecznie uświadamia to sobie i uwalnia nowe budynki od kontroli czynszów, nadal bodźce do wznoszenia nowych budynków nie są tak silne, jak byłyby wtedy, gdyby starsze budynki również nie podlegały kontroli. Zależnie od stopnia deprecjacji pieniądza, jaka nastąpiła od chwili, gdy stare czynsze zostały ustawowo zamrożone, czynsze w nowych budynkach mogą być dziesięć czy dwadzieścia razy wyższe od czynszów w starych domach podobnej jakości. (Zdarzyło się to rzeczywiście na przykład we Francji po II wojnie światowej). Taka sytuacja zniechęca najemców w starych budynkach do zmiany mieszkania, niezależnie od tego, jak powiększają się ich rodziny czy pogarsza stan lokali.
Ze względu na niskie ustalone czynsze w starych budynkach, najemców, którzy już zajmują w nich mieszkania i których prawo chroni od wzrostu czynszów, zachęca się do rozrzutnego wykorzystania powierzchni mieszkaniowej — nawet wtedy, gdy ich rodziny się zmniejszają. W ten sposób bezpośrednia presja nowego popytu skupia się na stosunkowo nielicznych nowych budynkach. To od razu winduje w nich czynsze do poziomu wyższego, niż zostałby osiągnięty na całkowicie wolnym rynku.
Niemniej nie zachęca to w odpowiednim stopniu do budowy nowych domów. Budowniczowie czy właściciele istniejących już domów z mieszkaniami do wynajęcia stwierdzają, iż stare mieszkania przynoszą ograniczone zyski albo nawet straty; mają zatem mało kapitału (albo nawet nie mają go w ogóle) i nie mogą włożyć go w nowe budowy. Na dodatek mogą się oni — czy też ci, którzy posiadają kapitał z innych źródeł — obawiać, iż rząd może w każdej chwili znaleźć wymówkę dla wprowadzenia kontroli czynszów nawet w nowych budynkach. Co często rzeczywiście następuje.
Sytuacja mieszkaniowa będzie pogarszać się również na inne sposoby. Co najważniejsze, jeśli nie dopuści się do należytego wzrostu czynszów, właściciele nie będą troszczyć się o przebudowę mieszkań albo ich unowocześnianie. Istotnie — gdy kontrola czynszów jest szczególnie oderwana od rzeczywistości lub opresyjna, właściciele nie będą dokonywać w wynajmowanych domach czy mieszkaniach nawet najbardziej niezbędnych napraw. Nie tylko nie będą mieli do tego ekonomicznych bodźców — mogą nawet nie mieć środków finansowych. Ustawowa kontrola czynszów, wśród innych skutków, prowadzi do złych stosunków pomiędzy właścicielami, których zmusza się, by poprzestawali na małych zyskach albo nawet ponosili straty, a najemcami, którzy uskarżają się, iż właściciele nie przeprowadzają potrzebnych remontów.
Następnym krokiem ustawodawców, działających po prostu pod naciskiem politycznym lub wprowadzanych w błąd fałszywymi ideami ekonomicznymi, jest zazwyczaj zdjęcie kontroli z „luksusowych” apartamentów i jednoczesne utrzymanie jej dla mieszkań o niższym lub średnim standardzie. Argumentuje się, iż bogaci najemcy mogą pozwolić sobie, by płacić wyższe czynsze, biednych zaś na to nie stać.
Odległy skutek tego rodzaju dyskryminacji jest jednak dokładnie przeciwny temu, co mają na celu jej rzecznicy. Zachęca się oraz nagradza budowniczych i właścicieli luksusowych apartamentów; zniechęca się oraz karze budowniczych i właścicieli bardziej potrzebnych lokali o niższym standardzie. Pierwszym wolno uzyskać tak wielki zysk, jaki tylko zapewniają warunki podaży i popytu; drugich pozostawia się bez bodźców do budowy nowych domów z tańszymi mieszkaniami (a nawet pozbawia się ich kapitału).
W rezultacie zachęca się do napraw i przebudowy apartamentów luksusowych; pojawia się też tendencja, by je budować w nowych domach. Nie ma natomiast żadnych bodźców, by budować mieszkania dla ludzi o niskich dochodach albo choćby utrzymywać istniejące tego rodzaju mieszkania w dobrym stanie. Tak więc lokale dla grup o niskich dochodach będą miały coraz gorszą jakość, ich ilość zaś nie będzie wzrastać. Gdy liczba ludności powiększa się, pogorszenie jakości i niedobór tańszych mieszkań będą pogłębiać się coraz bardziej i bardziej. Mogą one osiągnąć punkt, w którym wielu właścicieli nie tylko nie ma już żadnego zysku, ale staje wobec coraz większych przymusowych strat. Mogą przekonać się oni, iż nie wolno im nawet oddać swej własności za darmo. Mogą ostatecznie porzucić swą własność i zniknąć, a wtedy nie da się obciążać ich podatkami. Właściciele przestają zapewniać ogrzewanie czy inne podstawowe usługi, co zmusza najemców do porzucania mieszkań. Coraz więcej dzielnic podupada i staje się slumsami. Ostatnimi laty w Nowym Jorku zwykłym widokiem stały się całe bloki opuszczonych mieszkań, w których okna są wybite i zabite deskami, by uniemożliwić wandalom dalsze spustoszenia. Częstsze stają się podpalenia, o które podejrzewa się właścicieli.
Dalszym skutkiem jest wyschnięcie źródła dochodów miejskich, gdyż wciąż spada wartość nieruchomości poddanych opodatkowaniu. Miasta bankrutują albo nie są zdolne dostarczać podstawowych usług.
Chociaż skutki te stają się tak jasne, iż aż oślepiają, po stronie tych, którzy wprowadzili kontrolę czynszów, nie ma oczywiście żadnej świadomości popełnionych błędów. Zamiast tego oskarżają oni system kapitalistyczny. Twierdzą, iż prywatna przedsiębiorczość jeszcze raz „zawiodła”, iż „prywatna przedsiębiorczość nie może sobie z tym poradzić”. Argumentują więc, iż wkroczyć musi Państwo i samo zająć się budową tanich mieszkań.
Tak właśnie się stało w niemal wszystkich krajach, które zaangażowane były w II wojnę światową lub wprowadziły kontrolę czynszów, próbując przeciwdziałać inflacji pieniężnej.
Tak więc rząd uruchamia gigantyczne programy budownictwa mieszkaniowego — na koszt podatników. Mieszkania wynajmuje się po cenach, które nie zwracają kosztów budowy i utrzymania. Typowe rozwiązanie polega na tym, iż rząd wypłaca roczne subsydia: albo bezpośrednio najemcom — w postaci niższych czynszów, albo budowniczym i zarządcom państwowego budownictwa mieszkaniowego. Bez względu na to, jaką nazwę nosi przyjęte rozwiązanie, najemcy w takich budynkach subsydiowani są przez resztę społeczeństwa. Płaci się za nich część czynszu. Wybiera się ich i obdarza przywilejem. Możliwości polityczne takiego faworyzowania są zbyt oczywiste, by trzeba było je podkreślać. Grupy nacisku — lokatorzy — nabywają przeświadczenia, iż podatnicy winni im są subsydia, iż mają do nich prawo. Podejmowane są kolejne, niemal nieodwracalne kroki wiodące w stronę totalnego opiekuńczego państwa dobrobytu.
I wreszcie — o ironio! Im bardziej kontrola czynszów jest oderwana od rzeczywistości, drakońska i niesprawiedliwa, z tym większą gorliwością prowadzi się polityczną argumentację na rzecz jej utrzymania. Jeśli ustawowo ustalone czynsze wynoszą średnio 95 procent czynszów wolnorynkowych i właścicieli dotyka tylko niewielka niesprawiedliwość, zniesienie kontroli nie wywołuje większych politycznych sprzeciwów, ponieważ najemcy będą musieli opłacić wzrost wynoszący średnio jedynie 5 procent. Ale gdy inflacja pieniądza jest tak wielka albo ustawodawstwo kontroli cen tak represyjne i oderwane od rzeczywistości, iż ustalone czynsze wynoszą zaledwie 10 procent czynszów wolnorynkowych, właścicielom zaś wyrządza się wielką niesprawiedliwość, podnosi się wielki krzyk na temat straszliwego zła, do jakiego doprowadziłoby zniesienie kontroli i zmuszenie najemców, by płacili uzasadnione ekonomicznie czynsze. Argumentuje się, iż byłoby niewypowiedzianym okrucieństwem i bezsensem żądać od najemców, by opłacili tak nagły i olbrzymi wzrost.
Nawet przeciwnicy kontroli czynszów skłonni są więc przyznać, iż zniesienie kontroli powinno być procesem przeprowadzanym bardzo ostrożnie, stopniowo i w ciągu pewnego czasu. Tak więc nieliczni tylko mają w tych warunkach dość politycznej odwagi i ekonomicznej intuicji, by domagać się choćby takiego stopniowego zniesienia kontroli. Podsumowując — im bardziej kontrola czynszów jest oderwana od rzeczywistości i niesprawiedliwa, tym większą trudność polityczną sprawia pozbycie się jej. W wielu krajach zgubną kontrolę czynszów utrzymuje się jeszcze całe lata po odrzuceniu innych rodzajów kontroli cen.
Polityczne wymówki dla utrzymania kontroli cen zyskują na wiarygodności. Ustawy zapewniają niekiedy, iż kontroli można zaniechać, gdy odsetek mieszkań gotowych do wynajęcia przekroczy pewną ustaloną liczbę. Urzędnicy utrzymujący kontrolę czynszów tryumfalnie wskazują, iż wciąż jest ich zbyt mało. Oczywiście. Po prostu ustawowe czynsze utrzymywane są na poziomie o tyle niższym od rynkowego, iż sztucznie zwiększa to popyt na powierzchnię do wynajęcia, jednocześnie zniechęcając do powiększania podaży. Tak więc im mniej rozsądku wykazuje rząd w ustalaniu niskich czynszów maksymalnych, tym większą można mieć pewność, iż nadal trwać będzie „niedobór” wynajmowanych domów i mieszkań.
Właścicielom wyrządza się skandaliczną niesprawiedliwość. Powtórzmy — zmusza się ich, by subsydiowali najemców, często kosztem wielkich własnych strat. Nierzadko zdarza się, iż subsydiowani najemcy są bogatsi od właściciela, którego zmusza się, by wziął na siebie część rynkowego czynszu. Politycy lekceważą to. Ludzie w innych gałęziach gospodarki, których serce bije dla najemców, popierają wprowadzenie lub utrzymanie kontroli czynszów; nie posuwają się przy tym do wniosku, iż i od nich samych rząd mógłby zażądać, by w drodze opodatkowania wzięli na siebie część subsydiów dla najemców. Cały ciężar spada na niewielką klasę ludzi, którzy byli na tyle niegodziwi, iż wybudowali lub posiadają mieszkania do wynajęcia.
Niewiele jest określeń bardziej obraźliwych niż właściciel slumsów. Ale o kogo tu chodzi? To nie człowiek, który posiada drogą nieruchomość w modnej dzielnicy, ale który ma zrujnowaną nieruchomość na terenie slumsu, gdzie czynsze są najniższe, a płatności najbardziej odwlekane, niepewne i niesolidne. Niełatwo wyobrazić sobie, z jakiego powodu (pomijając niegodziwość natury) człowiek, który mógłby pozwolić sobie na posiadanie przyzwoitych mieszkań do wynajęcia, postanowiłby mimo to zostać właścicielem slumsu.
Gdy nierozsądnej kontroli cen poddaje się artykuły bezpośredniej konsumpcji, takie jak na przykład chleb, piekarze mogą po prostu przestać produkować go i sprzedawać. Niedobór natychmiast staje się oczywisty, co zmusza polityków, by podnieśli ceny maksymalne lub znieśli kontrolę. Ale mieszkania są bardzo trwałe. Może minąć kilka lat, zanim najemcy odczują rezultaty zniechęcania do budowy nowych domów, do zwykłych remontów i napraw. Upłynąć może jeszcze więcej, zanim uświadomią sobie, iż niedobór i pogorszenie jakości mieszkań wywodzą się bezpośrednio z kontroli czynszów. Co więcej, dopóki właściciele uzyskują jakikolwiek dochód, choć trochę przekraczający podatki i odsetki od kredytu hipotecznego, wydaje się im, iż nie mają innego wyjścia, jak tylko nadal utrzymywać i wynajmować swe nieruchomości. Politycy — pamiętając, iż najemcy mają więcej głosów niż właściciele — cynicznie utrzymują kontrolę czynszów długo po tym, jak zmuszeni zostali odstąpić od ogólnej kontroli cen.
Tak więc wracamy do naszej głównej lekcji. Presja na kontrolę czynszów pochodzi od tych, którzy rozważają tylko krótkoterminowe korzyści, jakie w ich wyobraźni uzyskuje jedna grupa w społeczeństwie. Ale gdy rozważymy długoterminowe skutki, jakie stają się udziałem wszystkich, z samymi najemcami włącznie, zdamy sobie sprawę, iż kontrola czynszów jest nie tylko coraz, bardziej bezowocna, ale coraz bardziej szkodliwa — i to tym bardziej, im jest surowsza i im dłużej się ją prowadzi.