Tendencje do zwiększenia różnic społecznych, choćby w historii najnowszej, nie są nowe i mają swoich zagorzałych zwolenników i wrogów. Okres panowania inflacji skutkuje zawsze koncentracją kapitałów, wzrostem nierówności społecznych, nigdy zaś nie prowadzi do wzrostu egalitaryzmu.
Chociaż pieniądze wszystkich członków społeczeństwa tracą na wartości, to jednak koncentracja ich dokonuje się przede wszystkim w rękach klas posiadających środki produkcji i towary oraz różnego rodzaju spekulantów finansowych. Nierówności społeczne pogłębiają tendencje do redystrybucji dóbr i usług poprzez procesy polityczne, co objawia się we wzroście podatków i składek.
Wysoka inflacja daje zniekształcone sygnały o rzeczywistych potrzebach i preferencjach społecznych, wpływa na podjęcie błędnych decyzji gospodarczych, zmniejszenie inwestycji i ograniczenie wysiłków związanych z pracą. Jak pisała Elżbieta Mikuła, „wyższe nierówności przyczyniają się także do nieproporcjonalnego wpływu grup na podejmowane decyzje, powodując tym samym, iż lobby grup zamożniejszych przyczynia się do preferencyjnego traktowania grup bogatych odnośnie podatków, co z kolei może wpływać na przeinwestowanie w niektórych obszarach, jak również prowadzić do wzrostu zjawiska korupcji” [i].
Wraz ze wzrostem nierówności, dla osób o niższych dochodach maleje dostępność kredytów, a na ich udzielanie banki żądają dodatkowych zabezpieczeń i podnoszą stopy procentowe, spłata zaś wymaga ponoszenia dodatkowych kosztów. Ludziom ubogim odbiera się wówczas możliwość inwestycji w „kapitał ludzki”, w swoje wykształcenie i zdrowie. Nie mają oni takich możliwości, jak bogaci, co prowadzi do dziedziczenia pozycji społecznej ubogich rodziców przez ich dzieci. Grupy zamożne ekonomicznie budują swoją tożsamość na bazie określonych wzorców kulturowych i prestiżowym modelu konsumpcji.
Wynikiem nadmiernych nierówności jest mniejsza stabilność polityczna, większy zakres przemocy i przestępczości w życiu społecznym, a w konsekwencji mniejsze możliwości sprowadzania do kraju inwestycji zagranicznych. Walka z przestępczością wymaga zwiększenia wydatków budżetowych i przesunięcia dodatkowych środków w celu zapewnienia porządku publicznego. W krajach, gdzie istnieją liczne grupy o niskich dochodach, ograniczeniu ulega poziom oszczędzania i popyt na dobra podstawowe, co z kolei hamuje rozwój całej gospodarki narodowej.
Nierównomierny wzrost cen sprzyja spekulacji towarami, gdyż zastosowanie kapitału w sferze obrotu spekulacyjnego staje się bardziej opłacalne niż w produkcji. Inflacja wzmaga dysproporcje między produkcją a obrotem towarowym, rozprzęga system finansowy i narusza całość procesu reprodukcji. Rozwija się skłonność do gromadzenia nadmiernych zapasów towarów, surowców i urządzeń. Inflacja rodzi proinflacyjne postawy ludności, która ucieka od deprecjonowanego pieniądza i wydatkuje bieżące dochody na różnego rodzaju dobra, nie zawsze konieczne do zaspokojenia potrzeb, co daje fałszywe sygnały dla producentów co do skali potrzeb i preferencji społecznych i jest źródłem nastrojów konsumpcyjnych. Inflacja ułatwia dokonanie restrukturyzacji gospodarki w interesie najbardziej dynamicznie rozwijających się działów gospodarki narodowej (kapitału). Redystrybucyjna funkcja inflacji oddziałuje zarówno na stosunki pomiędzy pracą i kapitałem, pomiędzy poszczególnymi grupami kapitału na korzyść wielkiego kapitału finansowego, jak i na stosunki pomiędzy poszczególnymi grupami klasy robotniczej oraz pomiędzy pracownikami sfery produkcyjnej a budżetowej, czy też pomiędzy pracującymi a emerytami. Ułatwione jest korumpowanie aparatu gospodarczego i państwowego.
Ludwig von Mises o przyczynach inflacji
W przeciwieństwie do monetarystów, zdecydowanych przeciwników inflacji, profesor Ludwig von Mises (na zdjęciu), zwolennik leseferyzmu, pisał, iż pojęcia inflacji i deflacji zostały wprowadzone do obiegu potocznego przez polityków i wynikają z błędnego przekonania, iż pieniądz w wymianie może być „neutralny” i mieć stałą siłę nabywczą, co jest cechą solidnego pieniądza. Całemu okresowi istnienia ekonomii politycznej towarzyszą poszukiwania idealnej jednostki miary pieniężnej, swoistych atomów idealnej wartości. Tymczasem, zdaniem Misesa, poszukiwania te zdane na niepowodzenie, gdyż siła nabywcza pieniądza nigdy nie jest stała i zawsze mamy do czynienia z inflacją lub deflacją. Rezerwowanie tych terminów (inflacja, deflacja) dla dużych zmian siły nabywczej jest niewłaściwe i nie zmienia istoty sprzeczności między inflacją i deflacją. Posługiwanie się tymi terminami może tylko uprościć wywody historyczne lub teoretyczne opisujące pewną praktykę, ale nie można zapominać, iż wszystkie twierdzenia ekonomiczne, odnoszące się do dużych zmian, są również widoczne w odniesieniu do mniejszych, chociaż skutki małych zmian spotykają się z mniejszym oddźwiękiem społecznym.
Mises był przeciwny zarówno monetarystom, którzy głosili konieczność bezwzględnego zwalczania inflacji i deflacji, jak również „inflacjonistom” i „deflacjonistom”, którzy dążyli do wywołania inflacji lub deflacji. Inflacjoniści, wychodząc z ogólnego prawa Kopernika, iż pieniądz słabszy wypiera pieniądz mocniejszy, reprezentują pogląd, iż stopniowe zmniejszanie siły nabywczej jednostki pieniężnej odgrywało decydującą rolę w historii, gdy podaż pieniądza zwiększała się szybciej niż popyt na pieniądz, co było koniecznym warunkiem rozwoju gospodarczego. Postępujący podział pracy i wzrost akumulacji kapitału, umożliwiające wzrost wydajności pracy, były możliwe tylko w warunkach ciągłego wzrostu cen. Inflację miało usprawiedliwić to, iż dawała ona korzyści dłużnikom kosztem wierzycieli. Dłużnik liczył na to, iż zaciągnięty kredyt będzie spłacał mniej wartościowym pieniądzem. Przeciętny przedsiębiorca, licząc się ze stałym spadkiem siły nabywczej jednostki pieniężnej, wzrost cen kojarzył bowiem z zyskami, a spadek cen ze stratami. Umiarkowany inflacjonizm, jego zdaniem stanowił istotę poglądów Johna Maynarda Keynesa. w tej chwili banki przy udzielaniu kredytów zabezpieczają się już w umowach kredytowych przeniesieniem kosztów inflacji na osoby pobierające.
O błędzie inflacjonistów
Według Misesa rzecznicy inflacjonizmu jednak popełniają błąd. Ich walka z nieuchronnym skutkiem wysokiej inflacji, czyli wzrostem cen, nie jest konsekwentna. „Stwarzają pozory, iż ich celem jest wyeliminowanie źródeł zła, podczas gdy w rzeczywistości zwalczają jedynie jego objawy. Ponieważ nie pojmują związku przyczynowego między zwiększeniem ilości pieniądza a wzrostem cen, powodują właśnie pogorszenie sytuacji. Najlepszym przykładem są subsydia, które rządy Stanów Zjednoczonych, Kanady i Wielkiej Brytanii przyznawały rolnikom w czasie II wojny światowej” [ii]. Wprowadzenie cen maksymalnych sprawiło, iż zmniejszyła się podaż towarów, gdyż producenci ponoszący krańcowo wysokie koszty, musieli ograniczyć produkcję. Dotacje zwiększyły ilość pieniądza w obiegu. Tymczasem, zdaniem Misesa, „gdyby konsumenci musieli zapłacić za produkty rolne wyższe ceny, skutki inflacji nie pogłębiałyby się. Konsumenci wydawaliby na droższe produkty wyłącznie pieniądze, które już wcześniej zostały wprowadzone do obiegu. Tak oto nieumiejętność rozróżnienia między inflacją a jej skutkami może doprowadzić do dalszej inflacji” [iii]. Ale czy Mises, deklarujący się jako wróg inflacji, ponieważ nie odróżniał istoty od zjawiska, obiektywnie rzecz biorąc, nie okazywał się zwolennikiem umiarkowanej inflacji?
Mises uznał, iż żaden rząd nie powinien realizować zarówno polityki inflacyjnej, jak i deflacyjnej. Można powiedzieć, iż inflacja i deflacja realizowałyby się same, gdyż miałyby obiektywny przebieg, niezależny od działań rządu. Stwarzając pozory bezstronnego spojrzenia na problem inflacji i deflacji, Mises sformułował w związku z tym kilka wniosków: „1. Rząd, który prowadził politykę inflacyjną lub deflacyjną, nie zwiększa dobrobytu obywateli, nie działa na rzecz dobra ogółu czy interesu narodowego. Faworyzuje po prostu jedną grupę społeczną kosztem pozostałych grup. 2. Nie da się przewidzieć, która grupa odniesie korzyści z określonego inflacyjnego lub deflacyjnego rozwiązania, ani określić rozmiarów tych korzyści. Zależy to od ogółu danych rynku, a także od tempa ruchów inflacyjnych lub deflacyjnych. Początkowo korzystne następstwa inflacji bądź deflacji w miarę rozwoju przyjętego rozwiązania mogą się okazać dla określonej grupy niekorzystne. 3. Ekspansja pieniężna zawsze prowadzi do nietrafnych inwestycji kapitału i nadmiaru konsumpcji. W rezultacie państwo nie bogaci się, ale biednieje. […] 4. Długotrwała inflacja musi w końcu doprowadzić do katastrofy, całkowitego załamania się systemu pieniężnego. 5. Polityka deflacyjna jest kosztowna dla skarbu państwa i nie cieszy się popularnością mas. Polityka inflacyjna natomiast jest korzystna dla skarbu państwa i powszechnie bardzo lubiana. Niebezpieczeństwo deflacji jest praktycznie znikome, a niebezpieczeństwo inflacji bardzo duże” [iv]. Jest tu widoczna wiara w to, iż „wolny rynek” jest najlepszym rozwiązaniem.
Jeśli przyjąć, iż punkcie 1 Mises pisze prawdę, iż rząd poprzez politykę proinflacyjną nie działa na rzecz dobra ogółu obywateli, to w punkcie 2 stara się ukryć prawdę o skutkach inflacji, gdy pisze, iż „nie da się przewidzieć, która grupa odniesie korzyści z określonego inflacyjnego lub deflacyjnego rozwiązania”. jeżeli tak by było, to znaczyłoby, iż rząd nie wie co robi, iż rząd poprzez politykę proinflacyjną nie wyraża interesów klasy panującej lub jakiegoś jej odłamu i klienteli. Rząd bowiem doskonale wie, iż w wyniku inflacji jej negatywne skutki dotkną przede wszystkim masy pracujące. Historia wojen i rewolucji dowodzi, iż inflacja może być też skierowana jednocześnie przeciwko którejś z klas posiadających lub jej odłamowi. Nietrafne decyzje kapitału powstałe w wyniku przekazywania błędnych sygnałów rynkowych, również spadają przede wszystkim na masy pracujące, co znaczy, iż stracić mogą również niektóre grupy kapitału.
Skuteczność materializmu dialektycznego
Niezamierzoną konsekwencją tej wypowiedzi Misesa jest potwierdzenie skuteczności stosowania materialistycznej dialektyki do analizowania problemu inflacji i deflacji. Ktoś, komu początkowo odpowiadała inflacja i odniósł z niej korzyści, później mógł stracić i stać się jej wrogiem, i odwrotnie. Powstanie inflacji jest bowiem wynikiem dokonującej się walki klas w sferze ekonomicznej, ale i zniesienie jej wymaga mobilizacji określonych sił społecznych na płaszczyźnie ekonomicznej i politycznej. Zanim to nastąpi, muszą dokonać się głębokie zmiany świadomości. Wbrew twierdzeniom Misesa, społeczne skutki inflacji są do przewidzenia, największe korzyści z niej odnosi zwykle wielki kapitał i kapitał spekulacyjny, a zdecydowanie tracą w swej masie ludzie sprzedający kapitałowi swą siłę roboczą oraz emeryci i renciści. Uświadomienie tej prawdy jest głównym zadaniem tych partii, które deklarują swą więź z interesami większości społeczeństwa, z narodem.
Sam Mises pisał, iż zgodnie z inflacjonistyczną interpretacją dziejów inflacja przyczynia się do zwiększenia dochodów przedsiębiorców, gdyż ceny towarów wzrastają wcześniej i szybciej niż płace robocze, a to jest jednym z najistotniejszych momentów inflacji. Pracownicy fizyczni i umysłowi w związku z inflacją wydają mniej na konsumpcję, a przedstawiciele klas posiadających skłonni są do zwiększania oszczędzania, akumulacji i inwestycji. Dodatkowe inwestycje są wynikiem ograniczeń konsumpcji, jakie narzucono pracującej części społeczeństwa, emerytom i rencistom. Inwestycje rodzą jednak zapotrzebowanie na część siły roboczej i prowadzą do wzrostu części jej płac realnych. Inflacja prowadzi jednak także do zwiększenia konsumpcji kapitału, zafałszowuje rachunkowość, „pojawia się złudzenie zysku lub zysk pozorny”, odpisy amortyzacyjne nie uwzględniają konieczności większych nakładów inwestycyjnych, gdyż amortyzację prowadzi się w osłabionej walucie.
dr Edward Karolczuk
Mises w związku z tym pisał: „Właśnie takie pozorne zyski sprawiają, iż ludziom wydaje się, iż inflacja prowadzi do ogólnego dobrobytu. Uważają, iż się im poszczęściło, nie żałują pieniędzy na różne wydatki i cieszą się życiem. Unowocześniają swoje domy, budują nowe rezydencje i wydają pieniądze na rozrywki. Przeznaczając na wydatki rzekome zyski, które w istocie są jedynie wytworem błędnej kalkulacji, konsumują kapitał. Nie ma znaczenia, kim są ludzie, którzy wydają w ten sposób pieniądze. Mogą to być przedsiębiorcy lub spekulanci giełdowi; pracownicy, którzy otrzymali upragnioną podwyżkę od beztroskiego pracodawcy, przekonanego, iż co dzień staje się bogatszy; ludzie żyjący z podatków, którym zwykle przypada w udziale znaczna część pozornych zysków” [v]. Inflacja z swej istoty musi odebrać część dochodów większości ludności, aby mniejszość mogła się wzbogacić.
W ostateczności zwolennicy inflacjonizmu ponoszą jednak porażkę. Jeszcze szybciej niż dochody nominalne rosną bowiem ceny towarów. Większość ludzi sprzedających swą siłę roboczą ponosi zatem znaczne straty. Nie pomaga lokowanie oszczędności na giełdzie, w lokatach terminowych, ani w obligacjach i polisach na życie. Dochody z tych lokat są z reguły niższe od tempa inflacji. Wszyscy – zdaniem Misesa – są zniechęceni do oszczędności, a zachęceni do rozrzutności i kończy się to „ucieczką od pieniądza”, będącą „rozpaczliwą próbę uratowania czegokolwiek z tej katastrofy” [vi]. Ale nie jest to rozwiązaniem problemu.
Również przedsiębiorcy, którzy rozszerzają działalność produkcyjną, muszą dokonywać podnoszenia cen dóbr kapitałowych i płac. I niczym w błędnym kole, wraz ze wzrostem płac muszą rosnąć ceny dóbr konsumpcyjnych. Jednakże, jak zauważył Mises, powstawała paradoksalna sytuacja, w której wzrost cen wywoływał powszechny optymizm. „Gdyby wzrosły jedynie ceny dóbr produkcyjnych, a nie zmieniły się ceny dóbr konsumpcyjnych, mogłoby to zaniepokoić przedsiębiorców. Wzbudziłoby to wątpliwości co do sensowności ich planów, ponieważ wzrost kosztów produkcji przekreśliłby ich kalkulację. Ich czujność zostaje jednak uśpiona, gdyż popyt na dobra konsumpcyjne zwiększa się, umożliwiając zwiększenie sprzedaży pomimo wzrastających cen. Są przekonani, iż produkcja będzie opłacalna, choć jej koszty wzrosły. Postanawiają więc ją kontynuować” [vii]. jeżeli w ten sposób i z tą motywacją rozszerzają produkcję, to przygotowują warunki do swego ekonomicznego samobójstwa.
Przedsiębiorcy potrzebują ciągle nowych kredytów, banki aby zapobiec stratom w warunkach inflacji podnoszą stopy procentowe. Przedsiębiorstwa nie są w stanie osiągać zysków, pokrywających koszty kredytów. A gdy kredytów zaczyna brakować, gdyż kredyty nie równoważą wzrostu cen, zaczyna się wyprzedaż zapasów, obniżanie cen i powrót do poprzedniego stanu, wielu zaczyna ograniczać lub kończyć bankructwem swą działalność produkcyjną. Ekspansja kredytowa, wywołująca boom w końcu ustaje. Inflacja zaczyna przerastać w swoje przeciwieństwo – deflację, a to staje się w pierwszej kolejności niebezpieczne dla kapitału. Kończy się boom, który może trwać tylko tak długo, jak długo trwa ekspansja kredytowa. Następuje wówczas rozwarstwienie społeczne i zmiana układu sił politycznych. Mises pisał, iż „istotą teorii monetarnej [cyklu koniunkturalnego] jest to, iż dostrzega ona, iż zmiany relacji pieniężnej spowodowane czynnikami pieniężnymi nie wywierają równomiernego, czyli jednoczesnego i jednakowego wpływu na ceny różnych dóbr, płace i stopy procentowe. Gdyby nie ta nierównomierność, to pieniądz byłby neutralny. Zmiany relacji pieniężnej nie miałyby wtedy wpływu na strukturę gospodarki, rozmiary i kierunki rozwoju produkcji w poszczególnych branżach przemysłu, konsumpcję i bogactwo czy dochody różnych warstw społeczeństwa. Zmiany w sferze pieniądza i kredytu fiducjarnego nie powodowałyby ani przejściowych, ani długotrwałych zmian rynkowej stopy procentowej brutto. To, iż takie zmiany mogą zmodyfikować stopę procentu pierwotnego, wynika ze zmian bogactwa i dochodu jednostek związanych z ich nierównomiernym oddziaływaniem” [viii].
Cel wysokich stóp procentowych w Rosji – inflacja czy zmiany własnościowe?
Pieniądz nigdy nie jest więc „społecznie neutralny”. Inflację wykorzystują rządy, które prowadzą politykę opartą na deficycie budżetowym i doprowadzają do powstania długu publicznego, który staje się kolejnym sposobem redystrybucji dochody narodowego. Takie rządy zaciągają nowe pożyczki w słabszym pieniądzu, aby spłacić nim długi zaciągnięte w pieniądzu mocniejszym.
W Rosji Bank Centralny utrzymuje w tej chwili 21-procentowe stopy procentowe. Uzasadnia to koniecznością walki z inflacją. Natomiast działacze gospodarczy w przemyśle przetwórczym, szczególnie ci, u których cykl produkcji jest dłuższy, uważają, iż Bank Centralny celowo ogranicza ich dostępność do kredytów i zmusza do ograniczania produkcji. W rezultacie mnożą się teorie konspirologiczne, jakoby Bank Centralny był faktycznie „filią” Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, jakoby było to przejawem działania wewnątrz Rosji „V Kolumny” o celach dywersyjnych wobec Specjalnej Operacji Wojskowej i samego Władimira Putina. Władimir Bogłajew [ix] uważa, iż obecne dyskusje o wysokich stopach procentowych wobec strat ponoszonych przez przedsiębiorstwa, mają na celu odwlec uwagę społeczeństwa od zaplanowanego procesu generalnych zmian struktury kierowania gospodarką kraju, jej aktywami i własnością oraz życiem całego społeczeństwa.
W ten sposób oligarchia finansowa dzięki polityce Banku Centralnego Rosji chce osiągnąć dwa cele: z jednej strony – pogłębić proces prywatyzacji majątku narodowego; z drugiej strony zmienić strukturę własności, zmienić dotychczasowych właścicieli na innych. Ale to nie państwo będzie kierowało gospodarką – propozycje te, to program Banku Centralnego Rosji. To Bank Centralny i banki komercyjne będzie decydował o tym, które przedsiębiorstwo utrzyma się na powierzchni, zbankrutuje i w czyje popadnie ręce. W tej sytuacji pojawia się najważniejsze pytanie: na ile Bank Centralny jest „rosyjski”, w czyich realnie rękach znajdują się banki komercyjne?
W ocenie Władimira Bogłajewa mieści się to w generalnej koncepcji Klausa Schwaba – „inkluzywnego kapitalizmu”, kiedy wszyscy mają być jakby włączeni w procesy ekonomiczne, jakby wszyscy byli „właścicielami wszystkiego”. To, jak stwierdził Bogłajew, kilka różni się od tego, co miało miejsce w latach 90-tych XX wieku. Tą drogą będzie szedł każdy kraj, który przyłączy się do tego globalnego projektu. Rosji przypadła rola jednego z przodowników tego eksperymentu. jeżeli z tego punktu widzenia popatrzy się na wszystkie „dziwne” działania rosyjskiego rządu i bankowo-finansowej elity, to nie powinno być wątpliwości. A dlaczego oni to robią? Nie są przecież idiotami. Zakłady będą bankrutować, a giełda w ramach inkluzywnego kapitalizmu będzie rosła.
Niezależnie od tego, iż Bank Centralny może rzeczywiście ograniczać rozwój produkcji, to blokowanie dostępności do kredytu, może być związane z ogromnymi brakami na rynku rosyjskim, iż za te kredyty nie byłoby można w większości nic kupić. Poprzez wysoką cenę kredytów Centralny Bank Rosji blokuje oczywiście rozwój inflacji, ale nie jest w stanie jej całkowicie zatrzymać, dopóki nie rozwinie się wewnętrzna produkcja rynkowa zaspakajająca niezbędne potrzeby gospodarki. Ale myślenie to biegnie po zamkniętym kole.
dr Edward Karolczuk
[i] Elżbieta Mikuła, „Rozdział I. Wzrost gospodarczy a nierówności dochodowe – wzajemne sprzężenia. Ujęcie teoretyczne”, http://mikro.univ.szczecin.pl/bp/pdf/17/0.pdf , 12.10.2008.
[ii] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 361.
[iii] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 361.
[iv] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 399-400.
[v] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 466.
[vi] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 467.
[vii] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 469.
[viii] Ludwig von Mises, „Ludzkie działanie. Traktat o ekonomii”, Warszawa 2007, s. 471.
[ix]https://mail.google.com/mail/u/0/?ogbl#inbox/KtbxLxGPljvjjcJjvvdzLDktMjBHWpXDWg?projector=1, dostęp 22.12.2024 r.
Myśl Polska, nr 27-28 (6-13.07.2025)